Zbadali rakietę Rosjan. Okazało się, że nie jest rosyjska
Międzynarodowa organizacja badawcza Conflict Armament Research potwierdziła, że Rosjanie zaczęli używać pocisków balistycznych wyprodukowanych w Korei Północnej.
Współpraca na linii Pjongjang - Moskwa budzi wiele dyskusji od kilku miesięcy, obydwa państwa mocno się do siebie zbliżyły. Reżim Kim Dzong Una zaczął wspierać armię atakującą Ukrainę przede wszystkim pociskami kal. 122 mm i kal. 152 mm, ale teraz dokłada do tego jeszcze groźniejszą broń. Chodzi o pociski balistyczne.
Północnokoreańskie pociski balistyczne w Ukrainie
O ich użyciu przez Rosjan informowali już Ukraińcy. – Co do Korei Północnej, to kilka dni temu otrzymaliśmy pierwsze dowody wykorzystania przez armię Rosji rakiet, które zostały wyprodukowane w tym kraju – mówił prokurator generalny Andrij Kostin portalowi Suspilne.
Międzynarodowa organizacja badawcza Conflict Armament Research opublikowała szczegółowy raport z analizy wraku pocisku balistycznego, którym Rosja uderzyła w Charków 2 stycznia 2024 r. Szczątki pozwoliły potwierdzić północnokoreańskie pochodzenie, a także oszacować najbardziej prawdopodobny model pocisku. Wskazano, że na Charków spadł pocisk balistyczny KN-23, albo KN-24.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zasięg pocisków balistycznych z Korei Północnej
Obywa klasyfikuje się jako pociski balistyczne krótkiego zasięgu na paliwo stałe, co jednak oznacza tutaj możliwość atakowania celów oddalonych o kilkaset km.
Szacuje się, że w przypadku KN-23 zasięg dochodzi do nawet 690 km. To pocisk cechujący się długością 7,5 m, średnicą 0,95 m i masą 3415 kg, z czego ok. 500 kg przypada na głowicę bojową. Wymiary KN-24 są nieco mniejsze, podobnie jak zasięg, ale waga głowicy bojowej pozostaje zbliżona do tej z KN-23.
Na fakt wykorzystania KN-23 lub KN-24 wskazują niektóre oznaczenia, które zachowały się na szczątkach oraz ustalenia, że był to pocisk mający silnik umieszczony z przodu. Takie umiejscowienie tego elementu było widoczne na oficjalnych zdjęciach publikowanych przez reżim Kim Dzong Una przy okazji jednej z jego wizyt w zakładach zbrojeniowych.
Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski