Wysyłają na front coraz starszą broń. Rosjanie nie przewidzieli konsekwencji

Duże starty Rosjan związane z systemami artyleryjskimi sprawiają, że na front ściągane są coraz starsze tego typu konstrukcje. Chociaż niektóre z nich stanowią wymierną pomoc dla oddziałów walczących w Ukrainie, wiąże się z nimi kilka problemów, które w dłuższej perspektywie mogą niekorzystnie wpłynąć na rosyjską armię, przemysł oraz relacje z sojusznikami Kremla.

M-46 na wystawie w muzeum w Łucku
M-46 na wystawie w muzeum w Łucku
Źródło zdjęć: © wikimedia
Mateusz Tomczak

18.07.2024 | aktual.: 18.07.2024 15:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od wielu miesięcy pojawiają się dowody, że Rosjanie sięgają po coraz starszy sprzęt. Przekładami są nie tylko sunące w kierunku Ukrainy pociągi z czołgami pokroju T-54 z 1946 r., ale również holowane armaty takie jak np. D-20 kal. 152 mm czy M-46 kal. 132 mm, których historia również sięga lat 50. XX wieku.

Stara artyleria na froncie

Jak zauważono w obszernej analizie przeprowadzonej na łamach Forbes, przykład M-46 pokazuje, że wiekowa broń wciąż może być przydatna dla Rosjan. W momencie wdrażania do służby było to najpotężniejsze działo ówczesnego ZSRR, które na dobre zastąpiły dopiero działa samobieżne 2S5 Hiacynt.

M-46 zapewnia przede wszystkim dużą siłę rażenia oraz daleki zasięg. W zależności od wykorzystywanych pocisków dochodzi on do ok. 25 km lub do ok. 37 km. M-46 cechuje się też akceptowalną szybkostrzelnością pięciu pocisków na minutę. Właśnie z tych powodów sprawdza się jako broń "kontrbateryjna" (np. do niszczenia innych haubic). CIA w 2009 r. oceniając zapasy artyleryjskie Korei Północnej i Południowej nazwała M-46 "najskuteczniejszą bronią kontrbateryjną w Korei".

Nietrudno dostrzec jednak również wady. M-46 to ciężka i trudna w transporcie holowana haubica, która dodatkowo wymaga wykorzystania dużej siły roboczej do obsługi (aż ośmiu żołnierzy). Tego typu systemy są też stosunkowo łatwym celem dla przeciwnika dysponującego rozpoznaniem powietrznym w postaci np. dronów. Po wykryciu niemal niemożliwe jest szybkie przemieszczenie się w inne miejsce, tak jak odbywa się to z nowocześniejszymi samobieżnymi konstrukcjami mogącymi szybko przechodzić z trybu prowadzenia ognia w tryb przemieszczania się. Dodatkowo niektóre z nich chronią załogi w opancerzonych kabinach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rosja coraz mocniej uzależnia się od sojuszników

Analitycy szacują, że Rosjanie wyciągnęli już ze swoich magazynów ponad połowę przechowywanych tam latami M-46. Chcąc nie chcąc, Kreml uzależnia się od swoich sojuszników. Chodzi nie tylko o dostawy broni (z Korei Północnej na front trafiła nieokreślona liczba haubic D-20), ale przede wszystkim o amunicję. Rosyjskie fabryki nie produkują już niektórych pocisków, które można zdobyć właściwie jedynie w Iranie i Korei Północnej.

Wielokrotnie pojawiały się jednak doniesienia o bardzo słabej jakości północnokoreańskiej amunicji. Nawet sami Rosjanie mocno się na nią skarżą twierdząc, że cechuje się ona znacznie mniejszym zasięgiem niż powinna, a część pocisków jest wadliwa. Często nie trafia w wyznaczone cele (jest nieprecyzyjna), a niekiedy dochodzi do wypadków i ranni zostają rosyjscy żołnierze.

Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wyłączono komentarze

Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski