Wystarczył jeden strzał. Rosjanie stracili pojazd z amunicją
12.09.2022 18:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do wyzwolenia obwodu charkowskiego przyczynił się rodzimy system przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk) Stugna-P – donosi ukraiński serwis militarny Defense Express. Z udostępnionego nagrania wynika, że operator tej broni zniszczył jednym celnym strzałem ciężarówkę Ural, która przewoziła zapasy amunicji dla rosyjskiej armii.
Jak donosi Defense Express, pojazd Rosjan jechał w kierunku ukraińskich pozycji, znikając co jakiś czas za drzewami. Pomimo słabej widoczności operatorowi udało się go trafić za pomocą ppk Stugna-P. Pocisk trafił ciężarówkę Ural po ok. siedmiu sekundach lotu z odległości 1,5 km. Przypomnijmy, jakie są możliwości tej broni.
Rosjanie stracili pojazd z amunicją
Pocisk Stugna-P, który stanowi wersję rozwojową ukraińsko-białoruskiego Skifa, wszedł na uzbrojenie w 2011 r. Za produkcję tej broni odpowiada Państwowe Kijowskie Biuro Konstrukcyjne "Łucz". Pocisk jest kierowany za pomocą kanału optycznego lub w wiązce laserowej, a jego maksymalny zasięg to 5 km (w nocy jest on mniejszy o 2 km).
Zestawy Stugna-P zawierają również panel sterowania PDU-215 w formie płaskiego wyświetlacza i joysticka. Zaletą systemu jest fakt, że operator może odpalać i naprowadzać pocisk z dala od wyrzutni. Stugna-P może przebić stal pancerną o grubości 800 mm, nawet jeśli jest ona dodatkowo chroniona pancerzem reaktywnym. Oznacza to, że za pomocą tej broni można niszczyć nawet najnowocześniejsze czołgi.
W systemie wykorzystywane są pociski o kalibrach 130 mm i 152 mm. Cały zestaw waży ok. 104 kg. Pocisk może być odpalany w trybach ręcznych i automatycznym (tzw. "odpal i zapomnij"). Maksymalna prędkość pocisków Stugna-P wynosi 200 m/s, co jest wystarczające do zwalczania czołgów i pojazdów opancerzonych. Jak zwracał jednak uwagę Przemysław Juraszek, Stugna-P jest nawet w stanie zwalczać cele pokroju śmigłowców, co Ukraińcy już parę razy pokazali.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Adam Gaafar, dziennikarz Wirtualnej Polski