Ukraińska lekcja. Czołg – przeżytek czy przyszłość pola walki?
Czego wojna w Ukrainie uczy nas o aktualnej roli i przyszłości czołgów? Na rozbudowane, pogłębione analizy przyjdzie czas po zakończeniu walk, gdy poznamy więcej danych. Już teraz można jednak przedstawić pierwszy, kluczowy wniosek: nie warto sądzić po pozorach.
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Rosyjska kolumna pancerna porusza się wolno wąską drogą. Nagle jadący z przodu bojowy wóz piechoty staje w płomieniach. Sekundę później z hukiem odlatuje wieża jadącego za nim czołgu. Drugi zjeżdża z drogi, w chmurze spalin gąsienice mielą przez chwilę błotnistą maź, w którą dziesiątki ton stali zagłębiają się coraz bardziej.
Załoga ucieka, gdzieś z tyłu eksploduje ciężarówka, płomień sięga do drugiej. Z przeciwlotniczej Tunguski bezładnie wyskakują żołnierze, zostawiając cenny sprzęt na środku drogi. Goni ich celny ogień Ukraińców, reszta pojazdów rozpierzcha się bezładnie, by – porzucona przez uciekające załogi – znieruchomieć gdzieś w pobliżu. Na dymiące zgliszczami pobojowisko wkraczają uśmiechnięci Ukraińcy z Javelinami i NLAW-ami na ramionach, a nad ich głowami przelatuje dron Bayraktar.
Tak może wyglądać wojna w Ukrainie, gdy obserwujemy ją przez pryzmat oficjalnych kont ukraińskich władz i wojska w serwisach społecznościowych. Problem w tym, że jest to jedynie fragment – prawdopodobnie nie najważniejszy – znacznie większego obrazu.
Czołgi kontratakują
Ukraina dokłada wiele wysiłku, by wysyłać w świat spójny, optymistyczny przekaz, budujący obraz lekkiej, ochotniczej piechoty, która dzięki wyposażeniu w zachodnią broń roznosi w pył rosyjskie czołgi.
Gdy jednak spojrzymy na skład ukraińskiej armii, a także na oddziały walczące w newralgicznych miejscach, okaże się, że ciężar najważniejszych starć ponoszą typowe "ciężkie" jednostki.
To brygady pancerne i zmechanizowane, wyposażone w czołgi T-64 i T-80 (T-84 występują w ilościach homeopatycznych) i pamiętające czasy ZSRR bojowe wozy piechoty. To głównie BMP-2, mniej BMP-1, pojedyncze sztuki BMP-3 i kołowe transportery z rodziny BTR, z najnowszym, ukraińskim BTR-4 Bucefał.
Wysiłek jednostek pancernych i "zmechu", który nie rzuca się w oczy choćby na Twitterze, zobaczymy na mapach. Ich zasługą jest m.in. kontruderzenie, zapobiegające oskrzydlenie Kijowa od zachodu czy niezwykle skuteczna obrona Czernichowa, prowadzona od początku wojny przez 1. Samodzielną Brygadę Pancerną i brygadę zmechanizowaną.
Rosjan zatrzymały tam zmodernizowane przez Ukrainę czołgi T-64BM Bułat. Teoretycznie to stare maszyny II generacji, jednak dzięki poważnym modernizacjom są w stanie – jak widać – sprostać wyzwaniom współczesnego pola walki. Zapewne nie bez znaczenia jest tu również fakt doświadczeń, zdobytych przez ukraińskich pancerniaków w Donbasie, doskonałego dowodzenia i fantastycznego morale ukraińskiej armii.
Lekka piechota z Javelinami – tak buduje się legendę
Ukraińcy, świadomi znaczenia wojny informacyjnej, zachowują przy tym bardzo wysoką dyscyplinę przekazu – jeśli widzimy płonące czołgi, to prawie zawsze są to czołgi rosyjskie.
Strona ukraińska pokazuje bestialstwo wroga, dostarczając światu filmy i zdjęcia zniszczonych miast. Ale zniszczonego, ukraińskiego sprzętu wojskowego widzimy niewiele – jest go mało nawet przy (optymistycznym) założeniu, że część jednostek pancernych i zmechanizowanych nadal zachowana została w odwodzie.
W takich okolicznościach łatwo o błędne wnioski:
- Chwaląc drony, można przeoczyć fakt, że gdy Rosjanie zaczęli w końcu chronić swoje kolumny mobilnymi zestawami przeciwlotniczymi, wartka dotychczas struga filmów pokazujących naloty Bayraktarów, zmieniła się w wąski strumyczek. Drony są potrzebne i przydatne, ale nowoczesna obrona przeciwlotnicza jest w stanie znacznie utrudnić i ograniczyć ich działanie.
- Widząc uśmiechniętych Ukraińców z Javelinami na ramionach, można uznać, że to broń decydująca o skutecznym powstrzymywaniu rosyjskiej agresji. Nie jest to prawdą. Javeliny są bardzo ważne zarówno jako realne wsparcie, jak i symbol międzynarodowej pomocy. Są jednak nieliczne. Powszechną, masową obronę przed czołgami zapewniają stare, ale nadal skuteczne granatniki z rodziny RPG, postsowieckie pociski kierowane, jak 9K111 Fagot czy 9M113 Konkurs, pociski rodzimej produkcji, jak przeciwpancerne Stugna-P, Skif czy Korsar, a także zróżnicowana broń, dosłana w ramach pomocy zagranicznej – od zaawansowanych NLAW-ów, po proste granatniki M72 LAW.
- Oglądając filmy z płonącymi czołgami, łatwo o wrażenie, że czołg na współczesnym polu bitwy jest głównie celem. Nic bardziej mylnego. Na kluczowych kierunkach Ukraina z powodzeniem wykorzystuje jednostki pancerne, prowadząc zarazem – na razie zwycięską – walkę propagandową. Rosyjskie wojska wydają się w niej niewyczerpanym źródłem memów – ukradziony transporter opancerzony, bratobójcza walka rosyjskich czołgów czy zdobyczna broń pancerna jako przychód niepodlegający opodatkowaniu budzą śmiech, ale są zarazem elementem doskonale prowadzonej wojny informacyjnej.
Czołg nie ma walczyć z czołgiem
Brak relacji z pancernych natarć czy przemawiających do wyobraźni pojedynków czołgów to zarazem efekt zmian, zachodzących w ciągu dziesięcioleci na polach bitew. Walki czołgów spod Prochorowki, Studzianek czy – bliżej naszych czasów – z operacji Pustynna Burza zapisały się mocno w popkulturowej pamięci, ale współcześnie są rzadkością.
Czołg nie jest podstawowym narzędziem do zwalczania innych czołgów. Choć może to robić, a porównania typu Abrams kontra T-14 Armata rozgrzewają internetowe dyskusje do czerwoności, to jego główne zadania są zazwyczaj inne – są pochodną synergii pancernej ochrony, mobilności i siły ognia.
Renesans ciężkich jednostek
Popularny do niedawna w wielu armiach świata nacisk na siły lekkie, przeznaczone do konfliktów asymetrycznych czy działań ekspedycyjnych, został zweryfikowany przez współczesne konflikty. Amerykańskie walki w Iraku czy Afganistanie mogły tworzyć mylne wrażenie dominacji takich oddziałów, zabezpieczanych z góry dzięki panowaniu w powietrzu.
Ta wizja ustępuje dzisiaj pola powracającej do łask koncepcji, w której podstawę sił zbrojnych stanowią – podobnie jak w czasie zimnej wojny – ciężkie jednostki. A kraje, które jeszcze niedawno ograniczały albo likwidowały swoje siły pancerne, dzisiaj gorączkowo próbują zniwelować skutki tamtych decyzji.
Nic zatem dziwnego, że państwa, które przeznaczają krocie na rozwój sił zbrojnych, nie zamierzają rezygnować z czołgów. Nie jest tylko jasny kierunek, w którym będzie ewoluować broń pancerna.
Uniknąć trafienia czy je przetrwać?
Przetrwanie czołgu na polu walki zależy od kilku wykluczających się czynników. Potężny pancerz oznacza dużą masę, silne uzbrojenie – gabaryty związane zarówno z samą armatą, jak i zapasem amunicji. Niska masa jest zazwyczaj okupiona gorszą osłoną pancerną, podobnie jak – choć to da się częściowo zrównoważyć dobrym układem napędowym – wysoka mobilność. Dlatego użytkownicy czołgów muszą wybierać.
Bardzo ogólnie i szeroko rozumiany Zachód stawia na przetrwanie w przypadku trafienia. Rosja (przed modelem T-14) – na to, by do trafienia w ogóle nie doszło. Stąd niska sylwetka maszyn o rosyjskiej proweniencji, mniejsza o 10-15 ton masa (rosyjskie czołgi przejadą po mostach, które załamią Abramsy czy Leopardy 2), a zarazem zerowe szanse na przetrwanie, gdy przeciwnik trafi np. w "karuzelę" z amunicją.
Z drugiej strony Amerykanie, Francuzi czy Koreańczycy projektują swoje czołgi tak, że trafienie – choćby w magazyn amunicji – skutkuje efektowną eksplozją, która nie wyrządza szkody najcenniejszemu zasobowi, czyli wyszkolonej załodze. Amunicja wybucha, ale impet wybuchu kierowany jest na zewnątrz.
Trzecią drogą jest zastosowanie nowoczesnych rozwiązań. Wiele armii świata wykorzystuje systemy aktywnej ochrony, które niszczą nadlatujące pociski albo zakłócają ich układ kierowania. Nie ustają także prace nad rozwiązaniami, które utrudnią wykrycie czołgu – od ograniczania wszelkich emisji, po aktywny kamuflaż w postaci technologicznej "czapki-niewidki", będący jednak na razie pieśnią przyszłości.
Gdzie jest miejsce dla czołgu?
Ośrodki badawcze, jak choćby DARPA, prowadzą studia nad futurystycznymi "czołgami", gdzie ochronę pancerną zastępuje wysoka mobilność i aktywna ochrona. Podobny kierunek wskazuje również Army Research Laboratory (ARL), rozkładające zadania czołgów na zestaw tanich i stosunkowo prostych bezzałogowców, wyspecjalizowanych w różnych zdaniach.
Z drugiej strony najnowsze propozycje czołgów – jak choćby rosyjski T-14, południowokoreański K2 czy turecki Altay – to projekty zachowawcze, gdzie w perspektywie kilkudziesięcioletniej eksploatacji główną nowością wydaje się – jak w T-14 – bezzałogowa wieża.
Nie jest przy tym jasne, w jakim kierunku wyewoluują dwa duże, czołgowe projekty – francusko-niemiecki Main Ground Combat System (MGCS) czy amerykański Optionally Manned Tank (OMT). Przedstawiane koncepcje balansują od nowszych wersji współczesnych czołgów, poprzez konstrukcje bezzałogowe, po zachowanie funkcji czołgu, ale zmianę jego fizycznej formy np. na kilka pojazdów.
W nieodległej przyszłości rola i obecność czołgów na polach bitew wydają się jednak niezagrożone. Głosy o czołgu jako o przeżytku mogą wydawać się niekiedy nieźle uzasadnione, ale – pamiętajmy – pojawiły się niemal równolegle z samymi czołgami. Pancerne mastodonty z użycia miały wyeliminować najpierw działa i rusznice przeciwpancerne, później granatniki, samoloty, śmigłowce, piechota z pociskami kierowanymi czy w końcu przeciwpancerne roboty i drony.
Tymczasem pojawienie się nowej broni wymuszało różne zmiany, ale w żadnym wypadku nie prowadziło do eliminacji broni pancernej. Dlatego w kontekście ostrożnych wniosków, wynikających z dotychczasowego przebiegu wojny w Ukrainie, opinie o nieprzydatności czołgów na współczesnym polu walki wydają się, przynajmniej na razie, nietrafione.