Trudno wytrzymać na kwarantannie? Wszystkiemu winien może być... mózg
12.04.2020 12:39, aktual.: 12.04.2020 16:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak to się stało, że człowiek doprowadził do globalnego ocieplenia i tak trudno wytrzymać mu we własnych czterech ścianach?
Gdy na początku XX wieku ekonomiści i futurolodzy przewidywali, że w ciągu najbliższych stu lat znacząco skróci się czas pracy, ich największą obawą było to, że ludzie zaczną się… nudzić. Czas wolny miał być największym wyzwaniem w historii ludzkości, przewidywał w 1930 roku brytyjski ekonomista John Maynard Keynes. Z kolei kilkanaście lat później pisarz science-fiction Isaac Asimov, próbując wyobrazić sobie świat w 2014 roku przestrzegał przed "wymuszonym odpoczynkiem", jaki będzie dotyczył każdego. "Praca będzie wtedy najwspanialszym słowem" - wyrokował.
Jeszcze kilkanaście tygodni temu z ich rozważań mogliśmy się śmiać. Technologia nas zawiodła, wcale nie pracujemy krócej, a nawet wręcz przeciwnie. Koronawirus sprawił jednak, że na ich proroctwa należy spojrzeć inaczej. Może obawy nie były przesadzone?
Oczywiście stwierdzenie, że w trakcie pracy zdalnej wielu pogrążyło się w błogim nieróbstwie - w co wierzą choćby sprzedawcy, starając się wcisnąć sposoby na spędzenie czasu wolnego - jest sporym nadużyciem.
Nie da się jednak ukryć, że udało się urwać kilka godzin z pracującej doby. Odpadają dojazdy, wyjścia do sklepów, szwendanie się po galeriach handlowych. Ale sugerując się memami i wpisami w mediach społecznościowych, nie ma masowego nadrabiania seriali i zaległych lektur. Nagle okazało się, że ten czas wolny, o którym tak często się marzyło, stał się swego rodzaju udręką.
Poniekąd to zrozumiałe. Kwarantanna i pandemia nie są stanem naturalnym. Ale nawet mimo powagi sytuacji, wielu wciąż łamie przepisy, nie radząc sobie z nadmiarem wolnego czasu i próbując żyć jak dawniej. Dlaczego tak trudno wytrzymać w czterech ścianach? Winę, jak to często bywa, ponosić może mózg.
Zachłanny mózg
Sébastien Bohler w książce "Zachłanny mózg. Jak nienasycony homo sapiens skazuje świat na zagładę" obwinia konkretnie prążkowie.
"Neurony prążkowia, obdzielające dopaminą i szczęściem za podejmowanie działań służących przetrwaniu, napędzają zachowanie ryb, gadów, ptaków, ssaków i torbaczy" - wyjaśnia.
Dawniej to była gwarancja sukcesu jakim było przetrwanie gatunku. Sęk w tym, że jego misja na przestrzeni lat się nie zmieniła. Jak pisze Bohler, prążkowie dalej "realizuje" identyczne cele jak 10 milionów lat temu: znaleźć pożywienie, partnerów seksualnych, podnieść pozycję społeczną, poszerzyć terytorium i zdobyć informacje zwiększające szanse przeżycia.
Co by się stało, gdyby wyciszyć odpowiedzialnego za te żądze? Pokazał to eksperyment na myszach:
Wolność = konsumpcja
"W istocie, w drugiej połowie XX wieku w wielu krajach Zachodu złudzenie nieograniczonej wolności zbiegło się z poczuciem możliwości nieograniczonej konsumpcji, a wolność zaczęła być utożsamiana z możliwością zaspokajania wszelkich pragnień" - zauważył Marian Golka w książce "Paradoksy wolności". Co ciekawe, prążkowie odegrało w tym olbrzymią rolę - to przecież właśnie ono motywuje do "zaspokajania wszelkich pragnień".
Efektem jest choćby globalne ocieplenie. Prążkowiu zależy na zaspokajaniu potrzeb "tu i teraz", zapominając o konsekwencjach. Nie interesuje go, co będzie za 30 lat czy tym bardziej za 100. Efekt? Więcej samochodów, więcej fabryk, więcej wszystkiego.
Na tym problemy się nie kończą. Z badań wynika, że układ nagrody aktywuje się tylko wówczas, gdy zyskujemy więcej, niż się spodziewaliśmy. Mózg nie chce tego samego, co wcześniej dawało radość - domaga się zwiększonych dawek. Stąd problem otyłości. Albo kolejne luksusowe auta czy posiadłości kupowane przez najbogatszych. Jeśli też zastanawialiście się, po co piłkarzom albo gwiazdom filmu kolejne ferrari, to już wiecie, że do zakupu zmusza ich prążkowie.
Konsekwencje dla świata są oczywiście fatalne.
Przymusowa kwarantanna, która dotyczy nie tylko Polaków, jest więc dla mózgu czymś wyjątkowym. Nagle zaspokojenie potrzeb nie stało się wprawdzie niemożliwe, ale znacząco ograniczone.
Na przykład naukowcy zauważyli, że bycie świadkiem czyjegoś zwycięstwa pozytywnie stymuluje mózg. Obserwowanie pojedynków dawniej było wskazówką, kto jest liderem i może pomóc w przetrwaniu. We współczesnym świecie takich przywódców szukamy choćby w pracy - co obecnie jest utrudnione, bo zakulisowych gierek nie obserwujemy - albo na sportowych arenach. Tyle że te obecnie są przecież nieczynne.
Mózg walczy
Oczywiście mózg jakoś sobie radzi. Są zakupy online - dowodem na to, że prążkowie nie śpi, są wzrosty sprzedaży w wielu sklepach. Pomagają też media społecznościowe. Bohler zauważył, że one także wpływają na prążkowie. Jeśli otrzymuje się zaskakująco dużo polubień poprawia się samopoczucie. Ale jeżeli mniej niż zakładano, nastrój spada.
Wydaje się, że nie przez przypadek właśnie na początku kwarantanny wymyślono kolejny internetowy challenge - zdjęcia z młodości. O ile podobne wyzwania już się pojawiały, tak zwykle miały jakąś konkretną przyczynę, np. 10 Years Challenge czy pojawienie się nowej aplikacji postarzającej zdjęcia.
To jednak powstało samo z siebie. Czyżby mózgi użytkowników Facebooka i Instagrama wiedziały, że w trakcie kwarantanny źródła ciekawych fotek wyschły (jak pochwalić się wizytą w siłowni albo wakacjami?), więc naprędce wymyślono alternatywę do zdobywania polubień? Biorąc pod uwagę to, jak działa prążkowie, nie można takiego scenariusza wykluczyć.
Prążkowie ma dobre strony
Katastrofa ekologiczna i inne efekty niepohamowanej zachłanności to niezbity dowód na to, że prążkowie prowadzi nas na manowce. Nie da się go "wyłączyć", bo skończymy jak myszy z eksperymentu albo simsy z popularnej gry, które zamknięto w czterech ścianach - mimo dostępu do podstawowych rozrywek, straciły chęć do życia, bo brakowało nowych bodźców. Na szczęście prążkowie da się oszukać.
I widzimy to właśnie w trakcie kwarantanny. Naukowcy zaobserwowali, że również robienie dobrych uczynków aktywuje prążkowie. Niewykluczone, że liczne akcje w postaci kupna maseczek czy wydawania milionów przez wielkie korporacje to po prostu sprytna akcja PR-owa. Ale równie prawdopodobne jest to, że w ten sposób osoby odpowiedzialne za te decyzje zwyczajnie spełniają cele prążkowia. Zresztą pomagają nie tylko bogaci, bo także zwyczajni ludzie mogą dołożyć swoją cegiełkę w licznych zbiórkach.
Otwiera to pole do dyskusji - czy takie firmy jak Facebook, pozwalając użytkownikom wpłacać pieniądze na walkę z koronawirusem, nie wykorzystują tego, jak działają nasze mózgi?
Inną formą realizacji podstawowych celów jest zdobywanie wiedzy. Problem w tym, że historia pokazuje, że ludzkość wybrała inną formę zaspokajania prążkowia. Z drugiej strony w czasie kwarantanny nie brakuje poradników czy aplikacji, które pozwalają się rozwijać.
A może koronawirus zmusi nas do innego postrzegania świata. W końcu celem prążkowia od 500 mln lat jest, by człowiek… nic nie robił. Z prostej przyczyny – wyjaśnia autor książki "Zachłanny mózg" - organizm, który wydaje minimalną ilość energii na przeżycie w groźnym środowisku, znacząco zwiększa swoje szanse przetrwania. Hiszpanie zrobili pierwszy krok, chcąc wprowadzić gwarantowany dochód podstawowy, co ma być nie tylko receptą na kryzys, ale też uwolnieniem od nie zawsze satysfakcjonującej i godnie opłacanej pracy. Może reszta Europy pójdzie tym śladem, a prążkowie wreszcie przyda się do czegoś dobrego?