Kraj NATO bez czołgów zdolnych do walki. Patrzą z zazdrością na Polskę
Analitycy z ukraińskiego portalu Defense Express zwracają uwagę na opłakany stan sił pancernych Rumunii. Tamtejsze media piszą z kolei o Polsce, która wydaje na obronność najwięcej w NATO. Zdaniem rumuńskich ekspertów wśród licznego nowego sprzętu Warszawa zamawia również czołgi i powinna być wzorem dla innych.
Rumunia ma w swoich magazynach jeszcze ok. 350 czołgów. Rzecz w tym, że są to jedynie T-55, które zostały zakupione w latach 60-tych od ZSRR i Czechosłowacji, a także tylko nieco lepsze TR-85, czyli opracowane w Rumunii na przełomie lat 70-tych i 80-tych modernizacje T-55.
Dylematy pancerne Rumunii
Możliwości obydwu typów wspomnianych czołgów są w dzisiejszych czasach bardzo niewielkie, ponieważ maszyny te mają słabe opancerzenie, niewielką siłę ognia i są pozbawione nowoczesnych systemów zwiększających świadomość sytuacyjną na polu walki. Dodatkowo w przypadku tak starego sprzętu wątpliwości może budzić ich stan techniczny i tak naprawdę trudno wskazać, ile czołgów rumuńska armia mogłaby dziś wystawić do walki.
Mimo tego p.o. prezydenta Rumunii Ilie Bolojan stwierdził, że jego kraj "nie tworzy planów na wypadek zaostrzenia sytuacji w regionie" i zakłada, że w przypadku zbrojnej napaści mógłby liczyć na sojuszników z NATO. Obecnie na terytorium Rumunii stacjonują wojska amerykańskie (z czołgami Abrams) i francuskie (z czołgami Leclerc), a baza Mihail Kogălniceanu stała się jednym ze strategicznych punktów na mapie Europy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Patrzą z zazdrością na Polskę
Analitycy portalu Defense Express sugerują jednak, że być może przez "gorączkę wyborczą" panującą obecnie w Rumunii tamtejsi politycy są demonstracyjnie powściągliwi w wypowiedziach związanych z bezpieczeństwem kraju. Bukareszt już kilka lat temu zdał sobie bowiem sprawę, że jego siły pancerne potrzebują znaczącej modernizacji. Potrzeby oszacowano wstępnie na ok. 300 nowych czołgów podstawowych, ale problemem będzie tempo ich pozyskiwania. Zakupy zostały bowiem rozłożone na wiele lat. Póki co zamówione zostały 54 czołgi Abrams M1A2 SEPv3, których dostawy mają rozpocząć się dopiero w 2026 r.
Tymczasem do Polski dotarły już wszystkie zamówione czołgi Abrams M1A1 FEP (116 egzemplarzy), do których będą dołączać maszyny w wariancie M1A2 SEPv3 (250). Dodatkowo nad Wisłę systematycznie trafiają południowokoreańskie czołgi K2 Black Panther i planowana jest produkcja wersji K2PL. Wraz z będącymi wciąż na stanie czołgami Leopard 2 i PT-91 Twardy polskie siły pancerne prezentują się nieporównywalnie lepiej od rumuńskich.
Po raz kolejny zwrócił na to uwagę portal Defense Romania, który zaakcentował również fakt, że Polska jest liderem NATO pod względem wydatków na obronność, a w kontekście zakupów sprzętu wojskowego potrafi porozumieć się ponad podziałami. Takie określenie padło na rumuńskim portalu po zapowiedziach prezydenta Andrzeja Dudy dotyczących zmian w Konstytucji (miałby znaleźć się w niej zapis gwarantujący, że Polska będzie wydawać na obronność i bezpieczeństwo minimum 4 proc. PKB) oraz licznych głosów płynących z koalicji rządowej o potrzebach kolejnych wzmocnień dla armii.
Stawiają Polskę za wzór
"Choć Polska już teraz ponosi największe wydatki w NATO (jej budżet obronny wynosi 4,7 proc. PKB), to na tym nie koniec. [...] Widzimy przykład współpracy między prezydentem a premierem - którzy wywodzą się z dwóch przeciwstawnych ideologicznie partii politycznych - i możemy tylko z goryczą zauważyć, że prozachodnie partie w Rumunii nadal tkwią w miałkich debatach w stosunku do powagi sytuacji w kraju i w regionie" - napisał Defense Romania. Dziennikarze sugerują jednocześnie, że Polska miała rację przechodząc z proradzieckich czołgów na nowoczesne konstrukcje zachodnie.
Wśród zakupów dla polskiej armii - zdaniem Defense Romania - na uwagę zasługują również kontrakty na zakup systemów obrony przeciwrakietowej Patriot, 96 śmigłowców AH-64E Apache, 32 myśliwców F-35 czy artylerii Himars.
Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski