Polskie odstraszanie nuklearne. Ile kosztuje broń jądrowa?
Ponad 70 lat po opracowaniu broni jądrowej grono państw, które mają ją w swoim arsenale, pozostaje bardzo nieliczne. Problemem są nie tylko wyzwania techniczne i ograniczenia polityczne, ale również finanse. Broń jądrowa - choć potężna - jest kosztowna nie tylko w produkcji, ale i w utrzymaniu.
- Bylibyśmy bezpieczniejsi, gdybyśmy mieli własny arsenał nuklearny. To nie ulega wątpliwości - stwierdził premier Donald Tusk, komentując możliwość zabezpieczenia Europy francuskim parasolem nuklearnym.
Tylko dziewięć państw dysponuje obecnie bronią jądrową. Są to Chiny, Francja, Indie, Izrael (nieoficjalnie), Korea Północna, Pakistan, Rosja, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Do klubu atomowego należała niegdyś również Republika Południowej Afryki, ale na początku lat 90. zrezygnowała z broni jądrowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy warto kupić statyw Ulanzi Fotopro F38 Quick Release Video Travel Tripod 3318?
Przez krótki czas po rozpadzie ZSRR w posiadaniu głowic jądrowych były także Białoruś, Kazachstan i Ukraina, ale - choć miały broń jądrową na swoim terytorium - ze względu na brak systemu kontroli nie miały swobody jej użycia, a posiadane głowice przekazały z czasem Rosji.
Tak niewielka popularność potężnej broni wynika z kilku powodów. Pierwszym są kwestie polityczne: społeczność międzynarodowa dokłada starań, aby za pomocą zachęt i nacisków ograniczyć liczbę krajów z bronią jądrową. Jednym z narzędzi stworzonych do tego celu jest Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.
Drugim powodem są kwestie techniczne. Opracowanie broni jądrowej wymaga nie tylko budowy kosztownej infrastruktury, ale także dostępu do kluczowych surowców w postaci materiałów rozszczepialnych.
Trzecią kwestią są finanse, bo broń jądrowa jest droga. Kosztowne jest zarówno jej opracowanie, jak i późniejsze utrzymanie atomowego arsenału w stanie zapewniającym jego bezpieczne - dla posiadacza - użycie.
Ile kosztuje broń jądrowa?
Sztandarowym przykładem środków zaangażowanych w program atomowy jest Projekt Manhattan. Kojarzone z nim 4-tysięczne miasteczko noblistów Los Alamos było niczym wierzchołek góry lodowej: choć jest powszechnie znane, stanowiło tylko niewielki, choć kluczowy element całego projektu.
Amerykańskie prace nad bombą atomową były odpowiednikiem zbudowania od podstaw nowej gałęzi przemysłu - wymagały zaangażowania w całym kraju 130 tys. ludzi (pośrednio nawet do 400 tys.) i kosztowały - w przeliczeniu na współczesne dolary - ok. 30 mld.
Co więcej, opracowanie broni jądrowej stanowi dopiero początek wydatków. Rzut oka na koszt atomowego arsenału daje budżet obronny Francji, gdzie wydatki na broń jądrową stanowią odrębną, jawną pozycję.
Na utrzymanie dwuskładnikowego (pociski manewrujące i międzykontynentalne pociski balistyczne) arsenału, w skład którego wchodzi około 300 głowic jądrowych (z czego ok. 200 w rezerwie) Francja asygnuje rocznie 12-14 proc. wydatków przeznaczanych na armię, co daje ok. 6,6 mld euro.
Są to koszty ponoszone przez kraj dysponujący rozbudowanym zapleczem naukowo-badawczym i silnym, cywilnym sektorem energetyki jądrowej.
Francja jest także w stanie zabezpieczyć sobie dostęp do rudy uranu. Mimo zakończenia jeszcze w XX wieku samodzielnego wydobycia w Gabonie i ograniczeniu, a w zasadzie utracie możliwości eksploatacji złóż w Nigrze, francuska firma Orano to trzeci producent uranu na świecie.
Polska bomba atomowa
W kontekście prac nad bronią jądrową warto wspomnieć także o domniemanym polskim programie budowy bomby atomowej. Ambicje wprowadzenia Polski do atomowego klubu są przypisywane I sekretarzowi KC PZPR Edwardowi Gierkowi.
Mimo powstania licznych opracowań na ten temat, nie ma wiarygodnego dowodu na rozpoczęcie czy choćby zamiar rozpoczęcia takiego programu. Liczne spekulacje bazują na domysłach lub niemożliwych do zweryfikowania wypowiedziach.
Legenda o polskiej bombie atomowej z czasów Gierka odnosi się jednak do faktycznego sukcesu polskiej nauki. Były nim badania prowadzone przez gen. prof. Sylwestra Kaliskiego, który w 1973 r. w warunkach laboratoryjnych przeprowadził udany eksperyment kontrolowanej mikrosyntezy termojądrowej.
Spekulacje na temat zaangażowania prof. Kaliskiego w prace nad polską bombą atomową odnoszą się zazwyczaj do niejasnych okoliczności jego śmierci i braków w dokumentach. Choć naukowiec zginął w wypadku samochodowym w 1978 r., biegli nie byli w stanie jednoznacznie określić przyczyny tragedii, a dokumentacja ze śledztwa w tej sprawie została zniszczona w 1987 roku.
Same głowice to za mało
Budowa broni jądrowej to jednak tylko część wyzwania związanego z tworzeniem atomowego parasola: koniecznie są nie tylko głowice jądrowe, ale także środki do ich przenoszenia. W czasie zimnej wojny i obowiązywania doktryn zakładających masowe użycie atomu część z nich była bardzo prosta.
Atomowe pociski można było wystrzeliwać nawet ze zwykłej artylerii polowej kalibru 203 czy 155 mm, a nawet z lekkich dział bezodrzutowych M28 i M29, strzelających pociskami M388 Davy Crockett na odległość 2-4 km.
Obecnie środki przenoszenia broni jądrowej tworzą tzw. triadę nuklearną, składającą się z komponentu lądowego, morskiego i powietrznego. Wszystkimi komponentami dysponują tylko nieliczne kraje, jak Stany Zjednoczone czy Rosja.
W przypadku Wielkiej Brytanii atomowy arsenał jest obecnie ograniczony do komponentu morskiego w postaci pocisków balistycznych Trident, bazujących na okrętach podwodnych. Bardziej rozbudowanym arsenałem dysponuje Francja, gdzie - obok okrętów podwodnych z pociskami balistycznymi - eksploatowane są także lotnicze pociski manewrujące ASMP-A, przenoszone przez samoloty Rafale.
Nuclear sharing i francuska alternatywa
Nuclear sharing czy jakieś ewentualne przyszłe alternatywy dla amerykańskiego programu nie oznaczają swobodnego dostępu do broni jądrowej i suwerenności jej użycia.
Nuclear sharing sprowadza się do rozmieszczenia przez USA broni jądrowej na terytorium sojuszniczym i - ewentualnego - użycia sojuszniczych środków przenoszenia do wykonania ataku, o którym decyduje właściciel broni jądrowej.
W praktyce oznacza to, że np. pod niemieckie F-35 będzie można podwiesić bomby B61 (każda kosztuje ok. 28 mln dol.), ale rozkaz o ataku z ich udziałem zostanie wydany nie w Berlinie, ale w Waszyngtonie. Co więcej, aby bomba została uzbrojona i wybuchła po zrzuceniu, musi otrzymać odpowiednią komendę przesłaną przez dedykowane temu zadaniu łącze PAL (Permissive Action Link).
Również w przypadku francuskiego parasola nad Europą ujawnione publicznie koncepcje sprowadzają się do przebazowania do wybranych państw francuskich samolotów zdolnych do przenoszenia pocisków ASMP-A i - ewentualnie - również pocisków manewrujących. Oznacza to, że Francja pozostanie jedynym dysponentem zarówno broni jądrowej, jak i środków jej przenoszenia.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski