Tajna broń Niemców. Zrobili z Warszawy poligon doświadczalny
System kanalizacyjny umożliwiał uczestnikom Powstania Warszawskiego przechodzenie pomiędzy odciętymi od siebie dzielnicami miasta. Niemcy zdawali sobie z tego sprawę, dlatego używali tajnej broni, która powodowała potężne podziemne wybuchy.
31.07.2021 20:59
Niemcy szybko przekonali się, że walka z Polakami podczas Powstania Warszawskiego nie będzie wcale taka prosta. Chociaż byli liczniejsi i przewyższali powstańców pod względem uzbrojenia, w chwili wybuchu stołecznego zrywu posiadali w Warszawie bardzo nieliczne siły przeznaczone do prowadzenia walk miejskich.
12 sierpnia 1944 r. jeden z niemieckich oficerów zanotował w Dzienniku działań bojowych 9. Armii: Polacy walczą z niezwykłą wytrwałością, ich taktyka szybko i bardzo umiejętnie została dostosowana do specyfiki walk ulicznych i w budynkach, tak że nasze wojska nie mają łatwego zadania.
Jednocześnie Powstanie Warszawskie zostało uznane przez Niemców za idealną okazję do przetestowania na szeroką skalę prototypowych rodzajów broni. Dysproporcja sił i przewaga technologiczna sprawiały, że nie obawiali się, że Polacy przejmą lub zniszczą ich eksperymentalne środki bojowe.
Warszawa bardzo szybko stała się poligonem doświadczalnym dla wojsk pacyfikacyjnych. Na jej ulicach, na jej substancji miejskiej, a także – co najistotniejsze i najbardziej tragiczne – na jej mieszkańcach Niemcy testowali różne środki bojowe, czasem o dość unikalnym charakterze, których wcześniej nigdzie nie używali – czytamy w książce "Dawid kontra goliat. Niemieckie specjalne środki bojowe w Powstaniu Warszawskim".
System "Tajfun"
Warszawskie kanały były wykorzystywane do ewakuacji już podczas powstania w getcie, które wybuchło wiosną 1943 r. Niemcy zastawiali na powstańców pułapki z min oraz wysadzali w powietrze kolektory. Doświadczenia z tamtego okresu skłoniły okupanta do intensyfikacji badań nad nową, potężną bronią.
Jesienią 1943 r. przybył do Warszawy eksperymentalny 600. zmotoryzowany batalion saperów do zadań specjalnych. Ich obecność była związana z odbywającym się w ruinach miasta szkoleniem, podczas którego sprawdzano broń o nazwie Tajfungerät. Testy tego tajnego środka prowadzono także na okupowanym przez Państwa Osi Krymie, a od 1942 r. - na obiektach francuskiej Linii Maginota. Chrzest bojowy broni odbył się właśnie podczas Powstania Warszawskiego.
Czym właściwie był Tajfungerät? Mowa tu o gazowym materiale wybuchowym, który bazował na pyle węglowym lub mieszance tlenku węgla i etylenu. Niemcy nazywali go substancją A. Materiał mieszano z tlenem w proporcjach 4 do 1, a następnie detonowano.
Grzegorz Mazurowski z Instytutu Pileckiego opowiadał swego czasu, że o stworzeniu Tajfungerät zadecydował przypadek. Podczas prac górniczych Niemcy zauważyli po prostu, że przy dużych ilościach tlenu obecny w kopalniach pył węglowy może wybuchnąć. Zaczęli więc z nim eksperymentować.
W ten sposób powstała specjalna mieszanina, opracowana przez zespół pod kierunkiem dr. Josefa Zipfelmeyera. Jej pierwotnym przeznaczeniem miało być niszczenie podziemnych umocnień. Podczas powstania w Warszawie Niemcy dostrzegli jednak jeszcze inne możliwości zastosowania tej substancji.
Niszczycielska siła
System "Tajfun" opierał się na specjalnym urządzeniu - metalowych butlach z rurami, przy pomocy których wybuchowa mieszanka była wtłaczana do kanałów i piwnic. Początkowo Niemcy określali tę metodę burzenia mianem "Schlaganfall", oznaczającym udar górniczy. Późniejsza nazwa "Tajfun" miała podkreślać jej potężną, niszczycielską siłę.
W Tajfungerät został wyposażony specjalny pluton Heeres-Pionier-Bataillon z.b.V. 600 (Taifun), przydzielony do 500. Batalionu. Składał się on z 55 żołnierzy, którymi dowodził porucznik Erich Schunke. 7 sierpnia pluton dotarł do Pruszkowa. W połowie miesiąca przydzielono go do Grupy Uderzeniowej "Północ" majora Maksa Recka, która nacierała w kierunku ul. Bielańskiej i Starego Miasta.
14 sierpnia zanotowano w jednym z niemieckich raportów, że udało się zwiększyć skuteczność "Tajfunu" poprzez zastosowanie nowej metody jego wprowadzania. Eksplozja miała doprowadzić do zniszczenia systemu kanalizacyjnego na długości 500-900 metrów. Tego dnia potężny środek bojowy został użyty dwukrotnie na Ochocie. Dwa dni później Niemcy zastosowali tę broń w Śródmieściu do wysadzania piwnic w budynkach zajętych przez powstańców.
13-letni wówczas Bohdan Hryniewicz "Bohdan" z batalionu "Nałęcz" opowiadał po latach o zastosowaniu "Tajfunu" na ul. Przejazd. Z jego relacji wynika, że nie do końca zdawał sobie sprawę z celu, w jakim wróg używał tej broni. Jak wspominał:
Niemcy użyli jedyny raz, z tego co wiem, specjalną broń (…). Oni eksperymentowali z wybuchem pyłu węglowego jako broń, nazwali to "Tajfun", jako broń przeciwko samolotom. Myśleli, że będą mogli zrobić taki wybuch, żeby poszedł w górę i samoloty alianckie by mogły spaść. Niestety z tego nic nie wyszło, ale użyli go po raz pierwszy w czasie Powstania Warszawskiego na naszym odcinku.
"Bohdan" twierdził, że w wyniku eksplozji zginęło od 30 do 40 powstańców. Ta i podobne relacje potwierdzają, że "Tajfun" był dla Polaków zupełnie nieznaną bronią, której zastosowanie opierało się wyłącznie na ich przypuszczeniach.
Broń rakietowa
Podczas Powstania Warszawskiego użyto także przeznaczonych do walk ulicznych rakietowych moździerzy samobieżnych kal. 38 cm. Ich nazwa - Sturmmörser Tiger (używano też określeń: Sturmtiger lub Sturmpanzer VI) - nawiązywała do faktu, że były zbudowane na podwoziach ciężkich czołgów Tiger.
Podczas pacyfikacji polskiej stolicy wchodziły one dopiero do produkcji małoseryjnej. Na pomysł przetestowania ich w Warszawie wpadł sam gen. płk Heinz Guderian, szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych oraz znany zwolennik wojny błyskawicznej z wykorzystaniem czołgów.
Sturmtiger ważył ok. 65 ton, a jego główne uzbrojenie stanowił ładowany od tyłu moździerz Raketenwerfer 61 L/5,4. Na przełomie sierpnia i września 1944 r. stworzono 18 takich pojazdów, bazujących na uszkodzonych w walkach Tigerach. Każdy z nich był obsługiwany przez pięcioosobową załogę. Sturmtigery charakteryzowały się dość solidnym pancerzem, którego grubość dochodziła do 150 mm z przodu i 80 mm na burtach. Strzelały pociskami rakietowymi o wadze 380 kg.
Gdy podejmowano decyzję o wysłaniu ich do Warszawy, Niemcy posiadali tylko jeden prototyp tego wozu. W fazie finalnego montażu znajdowały się natomiast pierwsze trzy Sturmtigery. Wiadomo, że podczas Powstania Warszawskiego użyto dwóch takich pojazdów. Pierwszy z nich dotarł na stację rozładunkową 15 sierpnia. Wszedł do nowo utworzonej 1000. kompanii moździerzy szturmowych, dowodzonej przez kapitana Franza Kodara.
Przy okazji doszło tutaj do kuriozalnej sytuacji: Niemcy próbowali wykonać rozkaz gen. Guderiana tak szybko, że pierwszy Sturmtiger został wysłany do Polski bez... amunicji. Gdy sprawa wyszła na jaw, zarządzono jak najszybsze dostarczenie pocisków drogą powietrzną na Okęcie. Powstańcy nie byli na ogół świadomi, czym ta broń była. W raportach i relacjach opisywali ją z reguły jako zwykłe działa, a nie moździerze rakietowe.
Zdalnie sterowane miny
Inną bronią używaną przez Niemców w Warszawie były wyrzutnie wyposażone w rakiety z ładunkiem zapalającym. Chodzi o ciężkie, ważące 78 kg pociski kal. 32 cm Wurfkörper Flamm. W ich głowicach znajdowało się 55 l mieszaniny oleju napędowego i benzyny, tzw. Flammöl. W momencie wybuchu dochodziło do uwolnienia trudnej do ugaszenia substancji o działaniu podobnym do napalmu. Zasięg tych rakiet wynosił 875–2200 m.
W okupowanej stolicy pojawili się też niemieccy saperzy korzystający z samobieżnych min "Goliath". Produkowano je od 1942 r., ale armia używała ich niezwykle rzadko. Były to ważące ok. 370 kg pojazdy gąsienicowe, przypominające wyglądem miniaturowe czołgi. W swoich kadłubach przenosiły ładunek ok. 100 kg trotylu.
"Goliathy" zostały wykorzystane w walkach w Warszawie pomiędzy 9 sierpnia a 30 września. Były zdalnie sterowane za pomocą kabla, a ich operator podprowadzał je z pojazdu pancernego lub opancerzonego. Używano ich do niszczenia barykad i ścian budynków, tuż przed przeprowadzeniem natarcia oddziałów szturmowych. Polacy próbowali unieruchamiać te samobieżne miny, przecinając ich kable sterujące. Wielu powstańców przypłaciło to życiem.
Do walki z powstańcami wykorzystano ponadto pojazdy Borgward B IV (Sd.Kfz. 301), nazywane przez Niemców "ciężkimi nosicielami ładunków wybuchowych". Siły pacyfikacyjne zdawały się pokładać w nich wielkie nadzieje. 12 sierpnia w Dzienniku działań bojowych 9. Armii znalazł się następujący zapis: Po stronie niemieckiej coraz szerzej stosuje się środki techniczne: oprócz "Goliathów" i systemu "Tajfun", używanych przez saperów szturmowych, teraz przybyły także pojazdy pancerne sterowane radiowo.
Hitler chciał zrównać Warszawę z ziemią
Wymienione przykłady niszczycielskich broni wpisywały się w brutalne działania sił pacyfikacyjnych, realizujących zbrodniczy rozkaz Adolfa Hitlera. Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy – brzmiały słowa wodza III Rzeszy, przekazane dowódcom przez szefa SS Heinricha Himmlera. Niemcy brali je dosłownie, o czym świadczą skala zniszczeń i liczba ofiar cywilnych.
W ciągu dwóch miesięcy okupanci zburzyli jedną czwartą lewobrzeżnej zabudowy miasta i niemal 100 proc. Starego Miasta. Utopili też w morzu krwi od 120 do 180 tys. mieszkańców. Podczas walk poległo ok. 16 tys. powstańców.
W raporcie przygotowanym w 2004 r. przez stołeczny ratusz oszacowano, że straty poniesione przez Warszawę w wyniku II wojny światowej wyniosły 45,3 mld dolarów. Według ówczesnego kursu było to ok. 167,6 mld zł.