Tajna broń Niemców. Eksplozja, która zabiła 300 mieszkańców Warszawy

Wśród tragicznych wydarzeń powstania warszawskiego w zbiorowej pamięci zapisał się wybuch "czołgu-pułapki". Jego liczne ofiary upamiętnia m.in. gąsienica wmurowana w ścianę katedry św. Jana Chrzciciela, jednak przyczyna śmierci 300 warszawiaków jest inna, niż przez lata podawano. Co wydarzyło się 13 sierpnia 1944 roku przy ulicy Jana Kilińskiego?

Borgward B IV – ciężki nosiciel ładunków wybuchowych
Borgward B IV – ciężki nosiciel ładunków wybuchowych
Źródło zdjęć: © Alan Wilson, Lic. CC BY-SA 2.0, Wikimedia Commons
Łukasz Michalik

01.08.2024 10:00

"Wszyscy święci, hej, do stołu!/W niebie uczta: polskie flaczki/wprost z rynsztoków Kilińskiego!/Salcesonów misa pełna,/Świeże, chrupkie/Pachną trupkiem:/To z Przedmurza!/Do godów, święci, do godów,/Przegryźcie Chrystusem Narodów!"

Ostatni wiersz Tadeusza Gajcego został znaleziony przy poległym poecie 16 sierpnia 1944 r. Kilkadziesiąt godzin przed śmiercią Gajcy był świadkiem tragedii, która przeszła do historii jako jeden z najtragiczniejszych epizodów powstania warszawskiego. Upamiętnił ją w pełnym gorzkiej ironii wierszu "Święty kucharz od Hipciego".

Przywołana w wierszu masakra wydarzyła się naprawdę, jednak przez wiele lat przedstawiano jej nieprawdziwy, zmitologizowany przebieg. Co – w świetle współczesnej wiedzy – wydarzyło się na ulicy Jana Kilińskiego 80 lat temu?

Czołg, transporter czy jeżdżąca mina?

"To była radość, szaleństwo, zdobyliśmy czołg" – wspominał 19-letni wówczas powstaniec, Lech Hałko. "Mały czołg rozpoznawczy w rejonie barykady Podwale zatrzymałem" – meldował przełożonemu Stanisław Błaszczak, dowódca Zgrupowania "Róg". "W samo południe zwabił mnie do okna dobiegający z ulicy odgłos jadącego opancerzonego wozu amunicyjnego" – pisał gen. Tadeusz Bór-Komorowski w swoich wspomnieniach "Armia Podziemna".

Żadna z tych relacji nie jest trafna, bo w ręce powstańców wpadł nie czołg czy wóz amunicyjny, ale niemiecki Schwerer Ladungstäger Sd.Kfz.301, znany także pod nazwą Borgward B IV.

Prowadzone już w czasie II wojny światowej przez Niemców prace nad tym pojazdem wpisywały się w europejski trend budowy pierwszych, zdalnie sterowanych pojazdów bojowych, jak sowieckie teletanki, brytyjski projekt Edward czy francuski Vehicule Pommelet.

Niemiecka koncepcja zakładała budowę pojazdu przeznaczonego do niszczenia umocnień, który nie byłby tracony podczas ataku i eksplozji (jak zdalnie sterowane miny samobieżne Goliath), ale nadawał się do wielokrotnego wykorzystania. Pojazd miał podjechać do pozycji nieprzyjaciela i zrzucić ładunek wybuchowy, którego eksplozja była inicjowana z opóźnieniem, umożliwiając wycofanie cennego sprzętu w bezpieczne miejsce.

Borgward B IV obok samobieżnej miny Goliath
Borgward B IV obok samobieżnej miny Goliath© Domena publiczna

Borgward B IV – ciężki nosiciel ładunków wybuchowych

W tym celu w 1941 r. firma Carl F.W. Borgward z Bremy opracowała opancerzone, gąsienicowe podwozie Borgward B IV. W wariancie Ausf. C, używanym przez Niemców w Warszawie, Borgward B IV ważył 4,85 tony, miał 4,1 metra długości i 20-mm opancerzenie zarówno przodu, jak i boków kadłuba. Wewnątrz znajdowało się miejsce dla jednej osoby – kierowcy.

Na przedniej, nachylonej płycie pancernej pojazdu montowano ładunek wybuchowy w postaci 450 kg ekrazytu (materiał wybuchowy na bazie kwasu pikrynowego). Wybrano go ze względu na wysoką stabilność – ładunek nie eksplodował po trafieniu bronią małokalibrową, a w razie podpalenia zazwyczaj stopniowo się spalał, bez powodowania niekontrolowanej eksplozji.

Borgward B IV w czasie przemarszu był obsługiwany przez kierowcę, ale po zbliżeniu się do nieprzyjaciela kierujący pojazdem mógł wysiąść, a dalsze sterowanie odbywało się drogą radiową, z wykorzystaniem sprzętu dostarczonego przez firmę Blaupunkt. Zasięg zdalnego sterowania wynosił ok. 2 km, a po utracie sygnału pojazd samodzielnie zatrzymywał się.

Pojazdy Borgward B IV w kolejnych, coraz lepiej opancerzonych wariantach, były przez Niemców używane od 1942 r. Brały udział w walkach o Sewastopol, podczas bitwy na łuku kurskim, we Włoszech czy w Normandii. Część spośród ok. 1180 wyprodukowanych w czasie wojny egzemplarzy została przerobiona na ciągniki albo działa samobieżne. Borgwardy zostały skierowane także do objętej powstaniem Warszawy.

Wywiad Armii Krajowej już w 1943 r. zorientował się, że Niemcy dysponują ciężkimi nosicielami ładunków wybuchowych. Przygotowano nawet specjalne instrukcje z wyjaśnieniem, jak te pojazdy działają i jak należy z nimi postępować. Wiedza ta nie była jednak powszechna i ograniczała się do nielicznej grupy przeszkolonej w zakresie sprzętu pancernego przeciwnika.

Eksplozja "czołgu-pułapki"

Dlatego gdy 13 sierpnia 1944 r. powstańcy zatrzymali Borgwarda B IV przy barykadzie, nie mieli świadomości, jakim zagrożeniem jest zdobyty "czołg". Mimo tego dowodzący na tym odcinku kapitan Ludwik Gawrych "Gustaw" uznał za podejrzane, że Niemcy nie podjęli próby zniszczenia pojazdu i wydał rozkaz, aby nie zbliżać się do niego do czasu, aż pod osłoną nocy zostanie on sprawdzony przez pirotechnika.

Mimo tego inna grupa żołnierzy, prawdopodobnie z dywizjonu motorowego "Młot" lub kompanii motorowej "Orlęta", powołując się na niepotwierdzony w żadnym źródle rozkaz, zdecydowała o uruchomieniu Borgwarda i wprowadzeniu go za barykadę.

Wrak Borgwarda po wybuchu na ulicy Kilińskiego
Wrak Borgwarda po wybuchu na ulicy Kilińskiego© Domena publiczna

Na trasę objeżdżającego okoliczne ulice "czołgu" wyległy tłumy cywilów i powstańcy, chcący zobaczyć z bliska cenną zdobycz. O braku świadomości zagrożenia dobitnie świadczy fakt, że gdy z pancerza Borgwarda zsunęła się skrzynia z ekrazytem, okoliczni gapie usiłowali ponownie umieścić ją na pojeździe.

Nie wiadomo, kto zainicjował eksplozję. Przez lata wskazywano, że byli to Niemcy, którzy mogli odpalić ładunek drogą radiową lub skorzystali z zapalnika czasowego. Współcześni badacze, jak choćby Norbert Bączyk, skłaniają się ku tezie, że to któryś z powstańców z wnętrza pojazdu zainicjował zrzut i eksplozję śmiercionośnego ładunku.

Wybuch niemal pół tony ekrazytu był tragiczny w skutkach - w jego wyniku zginęło 300 osób, chociaż niektóre źródła wskazują na znacznie większą liczbę. Niewiele brakowało, by eksplozja uśmierciła dowództwo Armii Krajowej, bowiem do pobliskiego Pałacu Raczyńskich 13 sierpnia przeniosła się Komenda Główna AK. Kontuzjowany został sam generał Bór-Komorowski.

Od 1992 r. 13 sierpnia - rocznica wybuchu przy ul. Kilińskiego - jest obchodzony jako Dzień Pamięci Starówki.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (50)