Samochody elektryczne w Polsce. W końcu mamy dopłaty.
Doczekaliśmy się dopłat do kupna samochodów elektrycznych dla konsumentów. W końcu możemy taniej zaopatrzyć się w pojazd, który nie potrzebuje benzyny i nie emituje spalin ze swojej rury wydechowej. Jednak nie jest równie atrakcyjnie dla każdego.
Według premiera, na polskich drogach miałoby się pojawić przeszło milion aut elektrycznych do 2025 roku. Kolejną zachętą są dopłaty. Musimy jednak brać pod uwagę warunki, jakie kwalifikują do wzięcia udziału w programie. Samochód elektrycznynie może być za drogi, bo nie dostaniemy ani złotówki. Z drugiej strony, jeśli mowa o najtańszych modelach, pomoc państwa ma być znacznie mniejsza.
To nie jedyne bariery, kiedy mówimy o popularyzowaniu pojazdów elektrycznych. Przeciętny kierowca nie jest po prostu przekonany do tej technologii. Poza tym producenci mają dość ograniczoną podaż samochodów elektrycznych na polski rynek, a z ofert korzystają przede wszystkim firmy leasingowe, a nie końcowi konsumenci.
Pomoc tylko dla kupujących do 125 tysięcy
Wróćmy jednak do samych dopłat. Progiem jest cena katalogowa auta w wysokości 125 tysięcy złotych. Nawet grosz więcej uniemożliwia uzyskanie dopłaty. Chociaż lawirowanie zaraz poniżej górnego progu zdaje się najbardziej opłacalne. Wtedy pomoc rządowa będzie największa.
Wiąże się to jednak z koniecznością uważania na nieprzesadzenie z dodatkowymi opcjami. W końcu "goły" samochód może kosztować np. 122 tysiące, a doposażony przekroczy wartość i nic nam nie przyjdzie z programu rządowego. Niektóre ciekawe po uwzględnieniu dopłat propozycje opracował chociażby autokult.
Producenci aut elektrycznych reagują na rządowy program
Wielu producentów pracuje nad tym, aby obniżyć ceny swoich popularnych elektrycznych modeli przekraczających barierę 125 tysięcy. Podobnie ma się sprawa z modelami, które dopiero zmierzają na rynek, a początkowe założenia ceny są niepokojąco bliskie możliwości przekroczenia wspominanej kwoty.