Amerykanie się zbroją. Chcą następców AMRAAM-ów
Amerykańskie siły powietrzne wystosowały do przemysłu zaproszenie do przedstawienia propozycji nowych pocisków powietrze-powietrze. Kluczowymi aspektami branymi pod uwagę mają być cena, zasięg i rozmiary. Dowództwo USAF poszukuje pocisków dwóch typów.
Pierwszym ma być niskokosztowy pocisk rozmiarami podobny do używanych obecnie pocisków średniego zasięgu AIM-120 AMRAAM. Ma się charakteryzować jak największym zasięgiem możliwym do osiągnięcia bez powiększania objętości kadłuba pocisku. Najnowsze produkowane obecnie warianty AMRAAM-a czyli AIM-120C-8 i AIM-120D mają zasięg odpowiednio około 110 km i 180 km.
Można zakładać, że skoro nowy pocisk ma być tani, może mieć prostszy układ naprowadzania lub głowicę bojową o mniejszej masie, co pozwoli zmieścić jeszcze więcej paliwa rakietowego, a więc zasięg takiej rakiety może sięgnąć ponad 200 km.
Drugi pocisk również ma się odznaczać jak najniższą ceną i jak największym zasięgiem, ale ma być dwa razy mniejszy od AIM-120. Dzięki temu myśliwiec będzie mógł zabrać dwa razy więcej tych rakiet. Ponadto takie mniejsze pociski będą łatwiejsze do integracji z planowanymi myśliwcami bezzałogowymi, które będą mniejsze od klasycznych samolotów. W obu przypadkach dla obniżenia kosztów nowe pociski mają wykorzystywać jak najwięcej podzespołów będących już dostępnych na rynku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zainteresowanie nowymi pociskami powietrze-powietrze, zwłaszcza tymi większymi, jest dosyć zaskakujące, ponieważ siły powietrzne pracują już nad następcą pocisków AIM-120. Będzie to AIM-260 Joint Advanced Tactical Missile (JATM). O kulisach programu projektowania i budowy pocisków AIM-260 wiadomo bardzo niewiele. Prace nad nim rozpoczęły się prawdopodobnie w połowie zeszłej dekady. AIM-260 ma mieć zasięg około 290 km.
Dla porównania rosyjskie pociski dalekiego zasięgu R-37M mają zasięg ponad 200 km, a europejski Meteor ma zasięg około 200 km, ale za to znacznie lepsze możliwości manewrowe w stosunku do pocisku rosyjskiego. Na pewno będzie pociskiem klasy "odpal i zapomnij", ale z możliwością przesyłania danych między pociskiem i nosicielem w celu aktualizacji położenia celu.
Jakie jest więc uzasadnienie dla nowych pocisków, które pod wieloma względami będą z pewnością gorsze niż AIM-260? Ten ostatni będzie bronią zaawansowaną przeznaczoną do niszczenia najważniejszych celów. Jednak na współczesnym polu walki obecnych jest wiele znacznie mniej wymagających celów. W czasie wojny w Ukrainie Rosja co pewien czas wykonuje zmasowane ataki z wykorzystaniem pocisków manewrujących i dronów w rodzaju Shahedów-136 i ich klonów.
Z punktu widzenia pilota myśliwca są to bardzo łatwe cele do zniszczenia, ale wyzwanie stanowi ich liczba. Dzięki tanim pociskom o dużym zasięgu można tego typu cele zwalczać znacznie taniej niż dzisiaj i na znacznie większych odległościach, co również daje czas pozostałym elementom obrony przeciwlotniczej na przygotowanie się do zniszczenia tych z nich, które przeniknęły przez zaporę postawioną przez myśliwce.
Produkcja tanich pocisków może być dla USA bardzo opłacalna. Proliferacja bezzałogowych środków napadu powietrznego, w szczególności dronów, oraz ich coraz szersze zastosowanie w wielu konfliktach (Armenia, Ukraina, Jemen, Izrael) wywołuje duży popyt na środki do ich zwalczania. Tylko w 2025 r. rząd amerykański wydał zgodę na eksport 3000 pocisków rodziny AIM-120 do Arabii Saudyjskiej, Polski, Australii czy Japonii na sumę 9,5 mld dolarów. Wykorzystanie AIM-120 do zwalczania dronów będzie bardzo skuteczne, ale wartość pocisku nieraz wielokrotnie przewyższa wartość celu, stąd wydaje się że opracowanie tańszych pocisków do zwalczania mało wymagających celów ma wiele sensu.