Ile da się wytrzymać bez snu? Śmiałkowie podjęli wyzwanie
Ile wytrzyma człowiek bez snu? Znaleźli się śmiałkowie, którzy to sprawdzili. Rezultaty ich eksperymentów przeraziły nawet jury Księgi Rekordów Guinnessa.
Zaczęło się od dwóch DJ-ów radiowych, którzy w roku 1959 niezależnie od siebie podjęli takie wyzwanie. Pierwszy "zaczął" pracujący dla WZRO na Florydzie 23-letni Dave Hunter. Dosłownie dwie godziny później dołączył do niego 32-letni Peter Tripp, który z kolei nadawał ze studia WMGM w Nowym Jorku. Więcej wiemy o próbie podjętej przez tego drugiego. Generalnie obaj radzili sobie zupełnie nieźle nawet 140 godzin po rozpoczęciu wyzwania. A 140 godzin to już prawie sześć dni!
W końcu jednak jeden z nich zaczął słabnąć. Różnica wieku zrobiła tu swoje, bo o ile Hunter wciąż jakoś dawał sobie radę, to dla Trippa było to już za dużo. Lecz od czego jest doping? Przyjął lek o nazwie Ritalin (substancja czynna: metylofenidat, obecnie jest on stosowany np. w leczeniu ADHD), który w ciągu zaledwie godziny sprawił, że zmęczenie zniknęło jak ręką odjął.
Niespodziewana kara za doping
Jednak miało to później swoje konsekwencje. W końcu lek przestał działać i Tripp zaczął staczać się z równi pochyłej, chociaż nie przerwał swojej próby. Skrajne wahania emocji były jego najmniejszym zmartwieniem. Gorzej, że zaczęły się halucynacje. Nie tylko widział myszki i kotki, ale wręcz zaczął zatracać poczucie tego, kim jest. Próbującym zadbać o niego lekarzom zarzucał, że chcą go otruć lub uwięzić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W kontekście jego halucynacji zauważono dziwną prawidłowość. Otóż powtarzały się one w 90-minutowych cyklach. Tak jak faza REM. Czyli mózg Trippa śnił na jawie. Zdaniem doktora Williama Dementa, który nadzorował stan DJ-a, do halucynacji, które u niego wystąpiły, w większym stopniu mógł się do tego przyczynić Ritalin niż sam brak snu.
Obaj w końcu osiągnęli cel, przy czym Hunter okazał się "lepszy". Podczas gdy Tripp przerwał próbę ustanowienia rekordu po 201 godzinach, czyli ośmiu dniach i dziewięciu godzinach, przespawszy następnie 13 godzin bez przerwy, Hunter śrubował wynik dalej. Ostatecznie osiągnął 225 godzin, czyli dziewięć dni i dziewięć godzin bez snu. Lecz wysiłek ich obu poszedł na marne, ponieważ jeszcze w tym samym roku następny DJ – Tom Rounds – ustanowił rekord braku snu przez 260 godzin (10 dni i 20 godzin). Nie prowadził jednak w tym czasie żadnej audycji, a po prostu siedział na wystawie jednego ze sklepów.
Przypadek najbardziej znany
O tej próbie pobicia rekordu braku snu napisano chyba najwięcej, chociaż od dawna nie jest to najlepszy wynik w historii. Podjął ją licealista z San Diego Randy Gardner. Co ciekawe, w trakcie jego "eksperymentu" pilnował go ten sam lekarz, co Petera Trippa. Pierwotnie rzeczywiście miał to być jedynie eksperyment, który Gardner zaplanował wspólnie z dwoma kolegami z klasy: Brucem McAllisterem oraz Joe Marciano Jrem. Na wieść o tym William Dement w trybie natychmiastowym przyjechał do San Diego, aby być świadkiem próby. Zdążył na ostatnie trzy dni. Wcześniej Randy’ego obserwował doktor John Ross.
Randy Gardner zaczął nie spać 28 grudnia 1963 roku. W tym czasie koledzy na najróżniejsze sposoby pomagali mu przetrwać, jednocześnie testując jego stan pod różnymi kątami. Sposobami na walkę z sennością Gardnera były przede wszystkim głośna muzyka i chłodne prysznice, chociaż nie można powiedzieć, by radził sobie całkowicie bez dopingu. Pił bowiem Coca Colę, która zawiera kofeinę. Pomagał mu również doktor Dement, wyciągając go na wieczorną grę w koszykówkę czy też do salonu gier, gdzie granie w pinballa szło mu wręcz spektakularnie dobrze.
Pobił rekord, ale…
Nie znaczy to jednak, że próba pobicia rekordu nie odbiła się na kondycji Gardnera. Również w jego przypadku już czwartego dnia pojawiły się halucynacje. Miał też coraz większe problemy ze skupieniem uwagi. Pogorszeniu uległy jego zdolności analityczne, percepcja oraz pamięć. Zaobserwowali to zarówno John Ross, jak i William Dement. Zresztą sam Randy Gardner w wywiadzie, jakiego udzielił w roku 2017, stwierdził, że jego stan zaczął przypominać wczesne stadium choroby Alzheimera. Miał problemy z przypomnieniem sobie nawet prostych rzeczy.
Faktem jednak jest, że mu się udało. Dopiął swego, nie śpiąc bez przerwy przez 264 godziny. I przez wiele lat nie odczuwał żadnych tego skutków. Paradoksalnie, kiedy był już sześćdziesięciolatkiem, zaczął cierpieć na bezsenność. Często nie był w stanie w ogóle zasnąć lub zasypiał w nocy zaledwie na kilkanaście minut. W końcu jednak udało mu się z tym uporać.
W kierunku ekstremum
Ale i rekord Gardnera utrzymał się niezwykle krótko. Oto bowiem zaledwie dwa tygodnie później poprawił go 20-letni Jim Thomas, student z Kalifornii. Udało mu się nie zasnąć przez 266 godzin i 30 minut, czyli 11 dni, dwie godziny i 30 minut. Jednak śmiałków nadal nie brakowało. Już miesiąc po Thomasie rekord po raz pierwszy opuścił granice Stanów Zjednoczonych i wylądował w Finlandii. 51-letni Toimi Arttiurinpoika Silvo nie spał przez 11 dni i 12 godzin (razem 276 godzin).
Lata 60. zakończyły się tutaj mocnym akcentem, a na liście rekordzistów pojawiła się pierwsza kobieta: mieszkanka RPA Bertha Van Der Merwe w wieku 52 lat, a w roku 1969 osiągnęła 282 godziny i 55 minuty (11 dni, 18 godzin i 55 minut) bez snu. Także nie utrzymała rekordu długo. Już w kolejnej dekadzie pokonał ją Roger Guy English, 23-latek z Kalifornii, z wynikiem 288 godzin, czyli dokładnie 12 dni. Do bicia rekordu wybrał dość nietypowe miejsce, bo… salon z łóżkami wodnymi. W trakcie wspomagał się kawą. Ponoć w jego przypadku halucynacje były dość silne.
Temu szaleństwu nie było końca
Zaczynało się to robić niebezpieczne, a kolejne wyniki przekraczały jakiekolwiek granice zdrowego rozsądku. Oto bowiem w 1977 r. pojawiła się ona – Maureen Weston z Cambridgeshire w Wielkiej Brytanii. Bijąc rekord, siedziała na… bujanym krześle (brała udział w maratonie bujania się). Tym bardziej zadziwiające jest to, że udało jej się nie zasnąć przez oszałamiające 449 godzin, czyli 18 dni i 17 godzin! Oczywiście w jej przypadku nie obyło się bez halucynacji.
Ale jak się miało okazać, nie był to jeszcze szczyt możliwości człowieka. Bo na scenie pojawił się pochodzący z Mariposa 27-letni kaskader Robert McDonald, który również – tak jak Maureen – wziął udział w maratonie siedzenia na bujanym krześle. Bicie rekordu odbiło się jednak na jego pamięci oraz… na wadze, ponieważ przez ten czas schudł. Przyznał potem, że było to najtrudniejsze wyzwanie, z jakim kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć. Jego szokujący rezultat końcowy wyniósł 453 godziny i 40 minut. Czyli 18 dni, 21 godzin i 40 minut.
Księga Rekordów Guinnessa mówi "dość"
Rekord należący do Roberta McDonalda nie zostanie już nigdy pobity. A przynajmniej nie zostanie uznany. Osoby odpowiadające za Księgę Rekordów Guinnessa poszły bowiem w końcu po rozum do głowy. W 1997 r. formalnie zadecydowały, że przerywają zbieranie informacji o kolejnych rekordach niespania. Przyczyny były oczywiste: dalsze wydłużanie tego (i tak już ekstremalnego) rezultatu było zwyczajnie zbyt niebezpieczne i dla któregoś z kolejnych śmiałków mogłoby się skończyć tragicznie. Istnieją zresztą przypadki groźnego rodzaju bezsenności – agrypnia excitata. Cierpiący na nią pacjenci byliby idealnymi kandydatami na nowych rekordzistów. Inna rzecz, że stan ten może nawet doprowadzić do śmierci.
Do rezygnacji z dalszego prowadzenia tej "kategorii" rekordów doprowadziły również obserwacje poczynione w latach 60. i 70. Otóż niektóre osoby, jeśli zbyt długo pozostają w stanie czuwania, dosłownie na sekundy zapadają w rodzaj "mikrosnu". Zdaniem Williama Dementa mogło to występować w przypadku Randy’ego Gardnera. A zatem żeby rekord był wiarygodny, należałoby skrupulatnie monitorować, czy w danym przypadku taka sytuacja nie zachodzi. Tak czy inaczej, jeżeli ktoś powie, że zapisze się w Księdze Rekordów Guinnessa jako ten, który pozbawił się snu przez najdłuższy okres czasu, śmiało można mu powiedzieć: "Chyba śnisz!".