Rozpoznawcze aerostaty dla Polski. Radary, które wiszą w powietrzu całymi tygodniami
Amerykański Departament Stanu wyraził zgodę na sprzedanie Polsce rozpoznawczych aerostatów. Cztery systemy ASRR (Airspace and Surface Radar Reconnaissance) poprawią nadzór nad polską przestrzenią powietrzną. Co wiemy o tym sprzęcie i jakie są jego możliwości?
Informacje o zgodzie Waszyngtonu na sprzedaż Polsce rozpoznawczych aerostatów, przekazały zarówno źródła polskie (w tym Agencja Uzbrojenia), jak i amerykański Departament Stanu.
Z lakonicznych komunikatów wynika, że Polska otrzymała zgodę na zakup czterech systemów ASRR, a wartość zakupu sprzętu wraz z pakietem logistycznym zamknie się w kwocie 1,2 mld dol. (ok. 4,8 mld zł).
Amerykańska decyzja jest zwieńczeniem procesu, rozpoczętego przez Polskę w maju 2023 r. W ramach realizacji programu Barbara wysłaliśmy do USA oficjalne zapytanie (ang. Letter of Request, LoR) w sprawie możliwości pozyskania czterech systemów rozpoznawczych, korzystających z aerostatów. W jaki sposób zwiększą one zdolności rozpoznawcze naszych sił zbrojnych? Łukasz Pacholski, ekspert magazynu "Lotnictwo Aviation International", podkreśla w rozmowie z WP Tech, że decyzja o zakupie aerostatów jest słuszna.
Aerostaty będą uzupełnieniem dla naziemnych stacji radiolokacyjnych, a także samolotów wczesnego ostrzegania Saab 340 AEW (AWACS), kupionych przez Polskę w Szwecji. Łukasz Pacholski zwraca jeszcze uwagę na wsparcie, którego udzielają nam sojusznicy NATO w postaci samolotów E-7 i E-7. Dodaje, że obok zdolności sojuszniczych ważne są też jednak nasze zdolności narodowe.
Zanim Amerykanie wyrazili zgodę na sprzedaż rozpoznawczych aerostatów, w Polsce rozpoczęło się formowanie instytucjonalnego i technicznego zaplecza dla nowego sprzętu. W listopadzie 2023 r. Wojskowe Centrum Rekrutacji w Sandomierzu poinformowało o zamiarze sformowania aerostatowego batalionu i udostępniło mapę z planowaną lokalizacją latających posterunków radiolokacyjnych. Plan zakłada, że pierwszy z nich zacznie działać w lipcu 2026 r.
Latające posterunki radiolokacyjne
Kluczową zaletą aerostatu jest możliwość wyniesienia z jego pomocą aparatury rozpoznawczej na znaczną wysokość. Pozwala to na zniwelowanie wpływu, jaki na odległość obserwacji czy rozpoznania radioelektronicznego ma rzeźba terenu, obecność różnych przeszkód czy krzywizna Ziemi.
W praktyce oznacza to, że gdy naziemny radar może wykrywać cele odległe np. o 40 km, to radar umieszczony setki metrów nad ziemią "widzi" na odległość 400 km. Ważną zaletą jest zarazem możliwość wykrywania celów niskolecących, które – ze względu na fakt, że aerostat ze swoim radarem "patrzy" z góry – nie mogą ukryć się w obniżeniach terenu czy w cieniu radiolokacyjnym, zapewnianym np. przez wzgórza.
Jednocześnie – w przeciwieństwie do samolotu wczesnego ostrzegania czy śmigłowca pełniącego taką rolę – aerostat może pozostawać w powietrzu całymi tygodniami. Dzięki przewodowemu połączeniu z ziemią nie tylko utrzymuje swoją pozycję i otrzymuje energię niezbędną do działania pokładowej aparatury, ale może bezpiecznie i z dużą prędkością przesyłać na ziemię pozyskane dane.
Wszystko to dzieje się za ułamek kosztów, które przy realizacji podobnych zadań generowałyby samoloty AWACS.
Wadą aerostatu jest stosunkowo wysoka wrażliwość. W przypadku działań wojennych pracujące w pobliżu linii walk aerostaty zapewne zostałyby bardzo szybko zniszczone (choć zniszczenie dużego balonu nie jest proste). Dlatego jest to rozwiązanie przede wszystkim na czas pokoju, pozwalające na zredukowanie ryzyka, że powtórzy się sytuacja z 16 grudnia 2022 r.
Przypomnijmy, że wojsko wykryło wówczas nadlatującą, rosyjską rakietę Ch-55, która wleciała w polską przestrzeń powietrzną. Armia nie była w stanie śledzić całej trasy jej przelotu. Zaowocowało to "zgubieniem" intruza. Rosyjska rakieta – w atmosferze skandalu – została przypadkowo odnaleziona w lesie dopiero pół roku później.
Jakie aerostaty dla Polski?
Komunikaty informujące o amerykańskiej decyzji są na razie bardzo ogólne. Zawierają informację o szacowanej wartości transakcji (1,2 mld dol. - ok. 4,8 mld zł) i braku offsetu, a także listę zamawianego wraz z aerostatami wyposażenia.
Obejmuje ona m.in. radary powierzchniowe i wczesnego ostrzegania, systemy identyfikacji swój-obcy (IFF), sensory optoelektroniczne, systemy cumownicze, a także pakiet szkoleniowy i logistyczny.
Na podstawie udostępnionych danych można zarazem pokusić się o próbę wskazania, jaki system może zostać zaoferowany Polsce.
Wcześniejsze informacje na temat rozpoznawczych aerostatów dla Polski były z reguły ilustrowane zdjęciami systemu TARS. To sprzęt opracowany przez koncern Lockheed Martin i używany w Stanach Zjednoczonych od przełomu lat 70. i 80. XX wieku. Aerostaty tego typu nie są już jednak wykorzystywane przez wojsko, a przez amerykańskie służby zapewniające ochronę granic (US Custom and Border Protection).
Pewną wskazówką jest jednak jawna lista zaangażowanych po stronie amerykańskich firm. Nie ma wśród nich koncernu Lockheed Martin, ale jest m.in. Raytheon. Pozwala to na przypuszczenie, że Polska może otrzymać opracowany przez Raytheona system rozpoznawczy JLENS albo nowe, bazujące na nim rozwiązanie. Zdjęcie aerostatu JLENS towarzyszy również informacji udostępnionej przez Agencję Uzbrojenia.
System rozpoznawczy Raytheon JLENS
System JLENS (Joint Land Attack Cruise Missile Defense Elevated Netted Sensor System) składa się z dwóch aerostatów o długości ok. 71 i średnicy ok. 24 metrów. Aerostaty mogą wznosić się na wysokość do 3 km i przebywać w powietrzu bez lądowania do 30 dni, znosząc przy tym trudne warunki pogodowe, w tym wiatr wiejący z prędkością do 47 m/s.
Każdy z nich ma na pokładzie odmienną aparaturę. Jeden wynosi radar pracujący w paśmie VHF, a drugi w paśmie X. W rezultacie zespół dwóch aerostatów prowadzi obserwację w zakresie 360 stopni dzięki radarowi VHF.
Po wykryciu jakiegoś obiektu dalsze namierzanie przejmuje drugi, działający w wąskim sektorze radar, odpowiedzialny za naprowadzanie uzbrojenia, jak np. pociski systemu Patriot. Zasięg wykrywania dla celu powietrznego wielkości samolotu wielozadaniowego wynosi w tym przypadku ok. 550 km, a pojazdu poruszającego się po powierzchni ziemi - ok. 200 km.
Warto podkreślić, że w przeciwieństwie do starszego systemu TARS (Lockheed Martin), system JLENS nie został przyjęty do służby. Prowadzony od 1998 r. rozwój tego sprzętu zakończył się zbudowaniem obu elementów systemu, które do 2015 r. zostały doprowadzone do etapu wstępnej gotowości.
Na skutek wzrostu kosztów, problemów technicznych (w tym katastrofy, która spowodowała zagrożenie dla ruchu lotniczego) i spadku poparcia politycznego, program dalszego rozwoju systemu JLENS i ewentualnego wdrożenia go do służby w amerykańskich siłach zbrojnych został w 2017 r. zatrzymany.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski