Rosjanie dostali w "oko". Udana akcja Ukraińców

Dron Zala-421 Rosjan przed uderzeniem przez Ukraińców
Dron Zala-421 Rosjan przed uderzeniem przez Ukraińców
Źródło zdjęć: © YouTube | Militarny
Norbert Garbarek

07.07.2024 09:15, aktual.: 07.07.2024 10:16

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Armia Federacji Rosyjskiej straciła w dwóch różnych kierunkach frontu drony rozpoznawcze Zala 421 – podaje portal Militarny. Obie jednostki służyły Rosjanom do naprowadzania sojuszniczych systemów do ostrzału Ukrainy.

Bezzałogowce są coraz ważniejszym elementem na XXI-wiecznym polu walki. Z tego powodu obie strony konfliktu regularnie używają ich do prowadzenia uderzeń w kierunku wrogich pozycji. Zwykle jednak są to drony kamikadze, które po wystrzeleniu mają jedno zadanie – dotrzeć do wybranego celu i eksplodować. Taki scenariusz pozwala obu stronom niszczyć nawet mocno opancerzone jednostki.

Nie tylko drony szturmowe

Na froncie występują jednak nie tylko drony kamikadze. Istnieją też drony zwiadowcze, które w zasadzie nie są wyposażone w materiały wybuchowe, jednak stanowią ogromne zagrożenie ze względu na fakt, iż służą do obserwacji terenu z powietrza. Zwykle oferują one wysoką jakość obrazu, za co odpowiadają wbudowane kamery.

Tego typu narzędzia potrafią pozostać w powietrzu na długie godziny i nieustannie przekazywać sojusznikom dane o pozycji wrogich jednostek. W dalszej kolejności natomiast na podstawie obserwacji można przeprowadzić ostrzał w konkretne miejsce – wiedząc już, jakim sprzętem na obserwowanym terenie dysponuje przeciwnik.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rosjanie tracą dwa drony zwiadowcze

Drony zwiadowcze mają w swoim arsenale Ukraińcy, ale też Rosjanie. Ci drudzy jednak w ostatnim czasie dopisali do listy straconego w swoich szeregach sprzętu przynajmniej dwa bezzałogowce służące do obserwacji terenu – podaje Militarny. W obu tych udokumentowanych przypadkach mowa o dronie Zala-421. Pierwszego z nich, którego zniszczenie zarejestrowano na filmie, wyeliminował ukraiński dron. Rosyjska maszyna została trafiona w locie, prowadząc obserwację z wysokości.

Za zniszczenie drugiego drona zwiadowczego Rosjan odpowiadają natomiast żołnierze z 77. Samodzielnej Mobilnej Brygady Powietrznej. Podobnie jak w pierwszym przypadku – nie jest znana dokładna lokalizacja, w której doszło do ostrzału rosyjskiego sprzętu. Nie jest też jasne, jakiej broni użyli Ukraińcy do zestrzelenia bezzałogowca Zala-421.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ukraińcy uderzają dronem w lecącego drona Zala-421

Bezzałogowce Zala-421

Przypomnijmy, że wspomniane bezzałogowce Zala-421 to konstrukcje pochodzące z Rosji (w odróżnieniu od szturmowych Shahedów-136 regularnie wykorzystywanych w wojnie i które pochodzą z Iranu). Za ich napęd odpowiada jedna jednostka elektryczna, która rozpędza tę ważącą ok. 10 kg konstrukcję do prędkości maksymalnej 110 km/h.

Drugi ze zniszczonych rosyjskich dronów Zala-421 w ostatnich dniach
Drugi ze zniszczonych rosyjskich dronów Zala-421 w ostatnich dniach© Militarny

Zala-421 może pracować na wysokości 3,5 km, skąd prowadzi obserwację pozycji przeciwnika. Jego zasięg to z kolei 210 km, natomiast promień działania sięga 45 km. Długotrwałość lotu szacuje się zaś na maksymalnie 4 godziny. Naturalnie na jego wyposażeniu nie znajduje się żadne uzbrojenie. Jest za to system nawigacji GPS/GLONASS oraz magnetometr trójosiowy. To zestaw, który pozwala prowadzić precyzyjną obserwację. Za wysoką jakość dostarczanego obrazu odpowiada z kolei cyfrowa lustrzanka o rozdzielczości przynajmniej 18 Mpx i kamera z 20-krotnym powiększeniem. Nie brakuje też kamery termowizyjnej.

Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski
Zobacz także