Pożary odpadów coraz rzadsze. Lewy biznes śmieciowy ubity przez przepisy
- Obecnie trzeba być naprawdę zdesperowaną osobą, żeby cokolwiek odpadowego podpalić - mówią eksperci. Pożary odpadów po prostu przestały być opłacalne.
23.07.2020 | aktual.: 23.07.2020 14:51
O pożarach odpadów, szczególnie ich nielegalnych składowisk było bardzo głośno w zeszłym roku. W mediach co chwila pojawiały się informacje o kolejnych interwencjach Straży Pożarnej i podpaleniach. Obecnie temat jakby przycichł. Czy to znak, że problem został wyeliminowany?
Według zestawień Państwowej Straży Pożarnej w roku 2020 w Polsce do tej pory miały miejsce 84 pożary składowisk odpadów. Najwięcej w woj. śląskim - 12, mazowieckim - 8 oraz świętokrzyskim - 8. Z kolei w zeszłym roku pożarów obiektów o charakterze wysypisk/składowisk odpadów było 202.
Pożarów jest coraz mniej, ale wciąż występują
Zdaniem Michała Pacy pożary odpadów występują rzadziej niż w poprzednich latach. Jak podkreśla ekspert - jest to około 20 proc. mniej niż w szczytowym okresie, ale media nie eksponują już tego problemu tak bardzo.
W podobnym tonie wypowiada się dr inż. Maciej Gliniak z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Jego zdaniem pożary i podpalenia miejsc składowania odpadów to zjawisko, które obecnie występuje sporadycznie. System gospodarki odpadami stał się na tyle szczelny, że to, co miało się spalić, to się spaliło na początku tego roku lub pod koniec ubiegłego roku.
Wprowadzone zmiany legislacyjne sprawiły, że podpalenia odpadów nie są już tak opłacalne i łatwe w realizacji. Dodatkowo celowe podpalenie jest traktowanie jako przestępstwo w myśl art. art. 163 § 1 Kodeksu Karnego. Z przepisów jasno wynika, że takie działanie może zaowocować karą pozbawienia wolności od 1 roku do nawet 10 lat. Jeśli podpalenie jest natomiast nieumyślnym działaniem, wówczas kara wynosi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Uszczelnienie systemu legislacyjnego
Michał Paca zwraca uwagę na dwie zasadnicze zmiany, które przyniosły pozytywny skutek i zmniejszyły opłacalność podpalania odpadów. Odnoszą się one przede wszystkim do nowych uprawnień Wojewódzkich Inspektoratów Środowiska.
- Pierwsza z nich to stworzenie nowych etatów w Wojewódzkich Inspektoratach Środowiska i pozwolenie inspektorom na wchodzenie na posesje w celu kontrolowania tego, co się tam dzieje, bez konieczności wysyłania wcześniejszych zawiadomień. Kiedyś było tak, że 7 dni wcześniej Wojewódzki Inspektorat Środowiska musiał zawiadomić, że taka kontrola będzie. Ta prosta zmiana sprawiła, że nie można już dłużej udawać głupiego, bo jak inspektor przychodzi, to widzi, co faktycznie dzieje się w danym miejscu. Nie można udawać, że materiał dowodowy nie istnieje, bo nie zostaliśmy poinformowani o postępowaniu – wyjaśnia Paca.
Druga ze zmian, którą chwali ekspert to umożliwienie inspektorom Wojewódzkich Inspektoratów Środowiska i Straży Pożarnej sprawdzenie każdej instalacji, czyli m.in. urządzeń i budowli, których wykorzystywanie może powodować emisję, czyli wprowadzanie do powietrza, wody, gleby lub ziemi (bezpośrednio lub pośrednio) substancji lub energii.
Śmieciowe problemy
- Okazało się, że jakieś 10-15 proc. instalacji w ogóle nie istniało. Teoretycznie istniało na papierze albo w walizkach, gdzie były karty potwierdzające przekazanie i odbiór odpadów. Te odpady w praktyce jechały do wyrobisk albo były gdzieś nielegalnie składowane, ale formalnie zostały przetworzone w takim miejscu. To zostało ukrócone – mówi Paca.
Eksperci są jednak zgodni, że większą uwagę powinniśmy poświęcić innym problemom. Według dr. inż. Macieja Gliniaka to m.in. brak instalacji do recyklingu lub spalania odpadów w elektrowniach, lub elektrociepłowniach. Natomiast Michała Paca podkreśla konieczność skupiania się na wyzwaniu, jakim jest zmniejszenie ilości wytwarzanych odpadów oraz jakości selektywnej zbiórki bioodpadów.