Podwójna defilada – pierwsze takie obchody Święta Wojska Polskiego
15 sierpnia przypada Święto Wojska Polskiego. Z tej okazji od lat w Warszawie (za wyjątkiem 2019 r.) organizowana jest defilada. Tegoroczna edycja jest jednak niezwykła.
W przeszłości defilada z okazji Święta Wojska Polskiego była organizowana jedynie okazjonalnie, od kilku lat jest wydarzeniem stałym i cyklicznym. Zdarzają się rzecz jasna wyjątki, np. katowicka defilada z 2019 r. w ramach walki o śląskiego wyborcę czy "pandemiczna" defilada lotnicza z 2020 r., lub, z drugiej strony, wyjątkowo barwna defilada z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, kiedy w 2018 r. obok wojska wystąpili też licznie zgromadzeni rekonstruktorzy historyczni od wojów Mieszka I począwszy.
Niezwykła defilada
Także tegoroczna defilada wyróżnia się jednak na tle dawnych wydarzeń tego typu. Właściwie nie defilada, a defilady. Ulicami Warszawy tradycyjnie przedefilowali żołnierze, przejechały pojazdy, a na stołecznym niebie pojawiły się samoloty czy śmigłowce, w samej Warszawie oraz w wielu innych miastach zorganizowano wystawy statyczne (np. przy warszawskiej Cytadeli) i festyny okolicznościowe.
Po raz pierwszy jednak defilada była nie jedna, lecz dwie - w najnowszej historii obchodów Święta Wojska Polskiego, ustanowionego na pamiątkę odparcia bolszewickiego najazdu pod Warszawą w 1920 r., równolegle odbyła się defilada morska w okolicach Helu. W obu przedsięwzięciach wzięło udział łącznie ponad 4 tys. żołnierzy Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej (w tym 88 pocztów sztandarowych, ok. 300 pojazdów wojskowych, blisko 50 statków powietrznych i 20 okrętów). Towarzyszyły im niemal dwie setki żołnierzy sojuszniczych z USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Rumunii, jak również z jednostek międzynarodowych (Eurokorpus i Wielonarodowa Dywizja Północny Wschód). Warto dodać, że tegoroczna defilada została zorganizowana na znacznie większą skalę, niż zeszłoroczna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odbiór psuje nieco organizacja wydarzenia. Na przykład wystawa stacjonarna przy Cytadeli dostępna była dopiero od godziny 10:00, co skutecznie utrudniło zapoznanie się z nią przed defiladą. Telewidz chcący obejrzeć na żywo obie defilady także został pozbawiony takiej możliwości: obydwa planowo miały rozpocząć się o 12:00, więc trzeba było wybrać: tę oglądam na żywo, drugą – w powtórce.
Rola polityczna
Defilada z okazji Święta Wojska Polskiego to nie tylko święto obrońców polskich granic i okazja do wesołych pikników dla pozostałych mieszkańców kraju. To także element polityki bezpieczeństwa państwa. Podobne wydarzenia są organizowane w wielu państwach, jak Francja (z okazji rocznicy zburzenia Bastylii i wybuchu rewolucji francuskiej), Rosja czy Białoruś (z okazji rocznicy pokonania hitlerowskich Niemiec), a nawet dwa miesiące temu w USA (z okazji 250. rocznicy powołania do życia Armii Kontynentalnej). Wydarzenia te są nakierowane zarówno na politykę zewnętrzną, jak i wewnętrzną.
Na zewnątrz mogą stanowić dowód na siłę militarną państwa, nawet, jeśli zakrzywiony poprzez stosowny dobór sprzętu na defiladę (wszak np. Polska od dawna nie chwali się czołgami T-72 czy samolotami Su-22), to stanowią one swego rodzaju demonstrację siły. Są również okazją do prezentacji osiągnięć lokalnej zbrojeniówki, czego najlepszym przykładem w Polsce był np. udział pojazdów Borsuk, Heron i Waran (te ostatnie opracowane we współpracy z czeską Tatrą) w defiladzie. Jeżeli w defiladach uczestniczą zagraniczni goście, jest to także okazja do demonstracji trwałości sojuszy.
W sferze polityki wewnętrznej defilady mają pokazywać społeczeństwu, że państwo jest "silne, zwarte i gotowe". Jest to też pokazanie podatnikowi, na co państwo przeznacza wypracowane przezeń pieniądze. Oczywiście defilady są też okazją do zaprezentowania się polityków – tegoroczną "gwiazdą" bez wątpienia był nowy prezydent Karol Nawrocki, zaprzysiężony niespełna dwa tygodnie wcześniej. Oprócz niego swoje miejsce znaleźli oczywiście kluczowi przedstawiciele obozu rządzącego.
Technika
W paradzie morskiej wzięło udział kilkadziesiąt statków powietrznych i jednostek pływających. Wśród nich były m.in. samoloty, jak M-28 Bryza i reprezentujący nową w Polsce kategorię maszyn wczesnego ostrzegania Saab 340B AEW-300, śmigłowce, jak AW101 czy Mi-14, ale przede wszystkim okręty. Na liście znaleźć można ostatni jak na razie okręt podwodny Marynarki Wojennej ORP Orzeł, eks-amerykańskie fregaty ORP Kościuszko i Pułaski, korwetę ORP Kaszub, okręt logistyczny ORP Kontradmirał Xawery Czernicki i inne, w większości niestety stare jednostki. Nie zabrakło nowinek, jak niszczyciel min ORP Mewa czy holownik H-1 Gniewko.
W Warszawie tymczasem tradycyjnie defiladę podzielono na kilka "rzutów tematycznych". Jak zawsze, defiladę poprzedziły przemówienia polityków. Po ich zakończeniu przez Warszawę ruszył rzut pieszy, a właściwie pieszo-konny. Najwięcej emocji budził jednak, jak zazwyczaj, sprzęt.
Ten podzielono na kilka rzutów. Stosunkowo bogata była parada powietrzna: co oczywiste, uczestniczyły w niej polskie F-16 (nierzadko prowadząc maszyny sojusznicze), FA-50, szkolne M-346 Master czy Orliki, wreszcie transportowe Bryzy, CASA C-295 i większy C-130 Hercules. Niewiele było śmigłowców, za to prym wiodły pierwsze AH-64D w polskich barwach (służą do szkolenia kadr) i AW-149. Co prawda zabrakło F-35, ale za to w komplecie odliczyły się tzw. "Eurocanardy" (europejskie samoloty bojowe ze statecznikami poziomymi przed skrzydłami), tj. francuskie Dassault Rafale, szwedzkie Saab J-39 Gripen i europejskie Eurofightery w barwach Luftwaffe. Nowinką był również francuski A330 MRTT, swego rodzaju latająca stacja paliw, czy australijski Boeing E-7 Wedgetail, maszyna dozoru powietrznego. Zabrakło np. zapowiadanych dronów MQ-9 czy TB-2.
Co niezwykłe, defiladę naziemną otwierał… sprzęt Marynarki Wojennej. Obok zazwyczaj widywanych pojazdów, jak elementy Morskiej Jednostki Rakietowej, pojawiły się nawet "okręty", a właściwie łodzie przewożone na specjalnych przyczepach. Znalazło się też miejsce dla przeciwlotników Marynarki Wojennej oraz dla min dennych czy nawet dla bezzałogowych pojazdów podwodnych, np. polskich Głuptaków. Pływające transportery PTS-M także dziarsko jechały Wisłostradą.
Za Marynarką Wojenną krok w krok podążały pojazdy Żandarmerii Wojskowej, od motocykli po ciężkie Tury V. Za nimi jechały pojazdy rozpoznawcze, w tym specyficznej urody Kleszcze (znane w sieci pod nazwą producenta: Bóbr), lekkie LPU Wirus, HMMWV w przeróżnych konfiguracjach i PWA Aero "Czerwonych Beretów". Uwagę mogły przyciągnąć także Rosomaki w przeróżnych – chyba wszystkich używanych przez polskie wojsko – odmianach. Z różnymi wieżami i bez, z armatami 30 mm i 120 mm armatomoździerzami (Raki) – do wyboru, do koloru.
Kolejną kolumnę stanowiła obrona przeciwlotnicza: elementy systemów Pilica czy Wisła. Swego rodzaju artyleria przeciwlotnicza otwierała drogę "prawdziwej" artylerii, w tym "dronowej" z BSP-U Gladius czy rakietowej – Langustom, Homarom-K i HIMARS-om, to tu także wmieszane były wspomniane już Raki i nie tylko. Co ciekawe, Homary-K miały załadowane pojemniki zarówno wieloprowadnicowe, do rakiet artyleryjskich, jak i pojedyncze do pocisków aerobalistycznych dalekiego zasięgu. Za nimi rozmieszczono m.in. saperów z robotami-trałami Bożena oraz z mostami towarzyszącymi rodziny Daglezja.
Kolumnę ciężką otwierały armie sojusznicze. Sprzęt sojuszniczy reprezentowały tylko nieliczne pojazdy brytyjskie, amerykańskie i rumuńskie (Jackale, Bradleye, Abramsy, Paladiny i Gepardy). Polską część kolumny ciężkiej otwierały Borsuki, które za moment formalnie wejdą do służby. Za nimi znalazły się dobrze już znane czołgi Leopard 2PL, K2GF i Abrams – z tą różnicą, że te ostatnie reprezentowały nowoczesną wersję M1A2 SEPv3 i były właściwie jedyną nowością na lądzie. Kolumnę zamykała lufowa artyleria ciężka: importowane K9 i polskie Kraby. Generalnie większość pododdziałów reprezentowało szczebel baterii lub kompanii.
Zabrakło może rekonstruktorów, ale ich pochody są zarezerwowane na szczególne, rocznicowe obchody. Z pewnością defilada ma swoje koszty, o ile finansowe są niewielkie (sama organizacja to koszt rzędu kilku mln złotych), o tyle nie poprawia ona ani komfortu życia mieszkańców Warszawy (i nie tylko), ani warunków służby żołnierzy. Z drugiej jednak strony, czy tak ważna rocznica z odpowiednią oprawą nie jest godna odrobiny wyrzeczeń?