Piractwo znowu staje się popularne. Wszystko przez... nadmiar VOD
Serwisy takie jak Netflix, Amazon Prime czy HBO Go miały być lekiem na piractwo i wygodną alternatywą dla skostniałej telewizji. I o ile to drugie wciąż jest aktualne, tak na pierwszą bolączkę lekarstwo, w postaci legalnych serwisów VOD, zaczyna słabnąć.
"Nie mam pieniędzy i możliwości, by oglądać wszystkie seriale oraz filmy, które mnie interesują" - tak spora część użytkowników internetu tłumaczyła piractwo. Najnowsze produkcje można było oglądać jedynie na dodatkowo płatnych kanałach premium w kablówkach bądź na dekoderach nadawców satelitarnych. O ile w ogóle były dostępne, bo jeszcze kilka lat temu światowe hity docierały do nas z dużym opóźnieniem.
Ale Netflix ostatecznie wszedł do Polski i wytrącił piratom argument z ręki. W końcu było legalnie, bez opóźnień, stosunkowo niedrogo i wygodnie - oglądasz na czym chcesz i kiedy masz ochotę, bo ramówkę ustala się samemu. Na dodatek większość seriali pojawia się od razu, całymi sezonami, więc nie trzeba czekać na premierę kolejnych epizodów.
Netflix dużo zmienił
Pojawienie się Netfliksa rozruszało rodzimy rynek. Doczekaliśmy się polskiej odpowiedzi w postaci platformy Showmax, HBO uwolniło swoje filmy i seriale od kablówek udostępniając HBO Go dla każdego chętnego. Nawet Amazon w końcu dostrzegł Polskę na mapie i przygotował polskojęzyczną wersję usługi Prime. Chociaż ciągle brakuje kilku dużych graczy, jak np. Hulu, a i polska oferta platform VOD wypada często blado w porównaniu do zagranicznych ofert, to wreszcie i u nas jest normalnie. Mamy wygodny, stosunkowo niedrogi i legalny dostęp do filmów i seriali. Piractwo powinno więc dogorywać.
A tymczasem ma się dobrze. I mowa tutaj nie tylko o naszym rynku, ale i całym świecie. Według raportu firmy Sandvine, serwisy torrentowe odżywają i ponownie notują wzrost. Największy - BitTorrent - odpowiada za 32 proc. ruchu w Europie, na Bliskim Wschodzie i Afryce, jeżeli chodzi o wysyłane dane.
Zdaniem autorów raportu, to efekt olbrzymiej konkurencji na rynku. Platform jest coraz więcej, a wszystkie kuszą użytkowników tytułami na wyłączność. Mając Netfliksa obejrzymy "House of Cards", ale już "Gra o Tron" nas ominie - to tytuł dostępny tylko na HBO Go. Z kolei polskie "Rojst" czy "Opowieść podręcznej" znajdziemy na Showmaksie. Chcąc być na bieżąco i mieć dostęp do wszystkich zachwalanych produkcji, trzeba miesięcznie wydać co najmniej ok. 80 zł - a rachunek może być większy, jeśli zdecydujemy się na pakiet z wyższą rozdzielczością na Netfliksie.
Oczywiście to żadne usprawiedliwienie dla piractwa, ale sam trend jest interesujący - serwisy VOD, mające być alternatywą dla telewizji i sposobem na piractwo, zaczęły mieć ten sam problem, co jeszcze niedawno stacje telewizyjne. Kanałów było przecież zbyt dużo i nie sposób było mieć wszystkie interesujące pakiety. Widzowie wybierali więc nielegalne strony.
Nie dla wszystkich mnogość płatnych usług oznacza przerzucenie się na piractwo. Użytkownicy mają swoje sposoby, by oszczędzać na kontach. Składają się na pakiet, który pozwala oglądać treści na czterech różnych urządzeniach jednocześnie - dzięki czemu płacą tylko jedną czwartą abonamentu. Choć na początku Netflix z takich praktyk był zadowolony, tak niedawne ruchy każą podejrzewać, że serwis wolałby, aby korzystający płacili jednak więcej. Latem testowany był nowy cennik, w którym dostęp dla czterech osób wyceniono na ponad 60 zł, a nie 52 zł - jak obecnie. Netflix zarzekał, że to tylko próby i nie wiadomo, czy nowe ceny zostaną wprowadzone. Ale skoro pewne starania już podjęto, to znak, że jest to dla Netfliksa problematyczna kwestia.
A będzie jeszcze gorzej, bo przecież swoją platformę z serialami szykuje Apple czy Disney - wcześniej filmowy potentat ściśle współpracował z Netfliksem, ale rok temu rozwiódł się z twórcami platformy i według nieoficjalnych informacji stawia własny serwis VOD.
I dotyczy to nie tylko rynku filmowo-serialowego. W świecie gier również widzimy modę na samodzielność i odwracanie się od gigantów takich jak Steam czy Android i jego Sklep Google. Wydawcy nie chcą dzielić się zyskami, więc wolą tworzyć własne platformy. Dla grających nie oznacza to dodatkowych wydatków (za grę i tak trzeba płacić), ale już tracą na wygodzie - jeszcze do niedawna wszystko było w jednym miejscu, a obecnie cyfrowe kolekcje są coraz bardziej rozproszone. Na komputerze mamy po kilka programów do odpalania różnych gier.
Źródło: Motherboard