Operacja "Paul Bunyan". Świat na krawędzi wojny z powodu jednego drzewa
Kto jest największym obrońcą przyrody na świecie? Jeśli uznamy, że liczy się spektakularność działań, to okaże się, że na miano to zasłużyła Korea Północna. W obronie jednej topoli wydała Stanom Zjednoczonym regularną bitwę na łomy i siekiery.
03.04.2021 07:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Paul Bunyan to drwal z amerykańskiego folkloru. Wielkolud w kraciastej koszuli, trzymający siekierę o dwóch ostrzach, stał się przed laty patronem niezwykłej akcji amerykańskich sił zbrojnych.
Do operacji o kryptonimie "Paul Bunyan" zaangażowano lotniskowiec, bombowce strategiczne, śmigłowce i znaczne siły naziemne. A wszystko to, aby osłonić grupę żołnierzy-drwali, którzy wyruszyli na szalenie niebezpieczną misję. Jej celem było ścięcie starej topoli.
Brzmi to jak scenariusz absurdalnej komedii? Być może, ale w 1976 roku opisywane wydarzenia faktycznie miały miejsce. Samotna topola, rosnąca na pasie ziemi niczyjej pomiędzy Koreą Północną i Południową sprawiła, że region stanął na krawędzi wojny.
Ziemia niczyja
Warto tym miejscu uświadomić sobie, czym jest ziemia niczyja pomiędzy Koreami. Rozpoczęta w 1950 roku atakiem Północy wojna koreańska ciągle nie została zakończona. Walki ustały, bo obie strony podpisały nie traktat pokojowy, ale rozejm, zawieszający działania wojenne.
W rezultacie Koreę Północną od Południowej oddziela nie zwykła granica państwa, ale szeroka na 4 kilometry linia demarkacyjna, rozdzielająca Półwysep Koreański wzdłuż 38 równoleżnika.
To prawdopodobnie najsilniej zmilitaryzowany teren na świecie – z obu stron "granica" jest pilnowana przez wojsko zajmujące bunkry i różne umocnienia, wspierane przez zasieki, kamery, różnego rodzaju alarmy i obwarowania, a przez długie lata także przez międzynarodowe patrole, pilnujące – z obu stron – przestrzegania warunków rozejmu.
Topola zasłania widok
Problem polegał na tym, że rozejm był nieustannie naruszany – strona północnokoreańska co pewien czas wysyłała patrole, próbujące porywać żołnierzy obsadzających punkty obserwacyjne Południa (formalnie obsadzone przez siły ONZ).
Jeden z nich, położony przy Moście Bez Powrotu, był szczególnie narażony – z uwagi na ukształtowanie terenu podejście do niego nie było dobrze widoczne z innych miejsc, a obserwację i zabezpieczenie wysuniętego umocnienia utrudniała dodatkowo zasłaniająca widok, 30-metrowa topola.
Z tego powodu zapadła decyzja o ścięciu drzewa.
Atak na drwali
18 sierpnia 1976 roku na pas ziemi niczyjej weszła grupa żołnierzy amerykańskich i południowokoreańskich. Nie mieli broni palnej – zamiast niej nieśli kilka siekier. Gdy ekspedycja dotarła do drzewa i zaczęła przygotowywać się do jego ścięcia, z drugiej strony nadszedł, również bez broni palnej, oddział północnokoreańskiego wojska.
Żołnierze Północy początkowo biernie przyglądali się przygotowaniom, ale nagle ich dowódca stwierdził, że drzewa nie można ścinać, bo zasadził je przywódca Korei Północnej, Kim Ir Sen.
Jednocześnie z północnej strony nadciągnęły posiłki – oddział uzbrojony w łomy i pałki, który po chwili zaatakował żołnierzy ścinających topolę, odbierając im siekiery. I właśnie tą, groźniejszą bronią, północni Koreańczycy zaatakowali dwóch amerykańskich oficerów.
Kapitan Arthur Bonifas zginał na miejscu, a jego rozproszony oddział wycofał się. W zamieszaniu żołnierze nie zdawali sobie sprawy, że zostawiają za sobą rannego porucznika Marka Barretta. Ten został po chwili odnaleziony przez żołnierzy Północy, którzy zarąbali go siekierami. Pomimo szybkiego wysłania oddziału ratunkowego, porucznik Barrett zginął.
Operacja "Paul Bunyan"
Zamordowanie dwóch amerykańskich żołnierzy mogło wydawać się sukcesem Północy - zwłaszcza że sporna topola została chwilowo ocalona. Była to jednak cisza przed burzą: amerykańską odpowiedzią była bowiem operacja "Paul Bunyan".
24 sierpnia północni Koreańczycy zobaczyli, jak na ziemię niczyją wjeżdża konwój 23 pojazdów, transportujący Task Force Vierra - oddział wojska, wyposażony w piły łańcuchowe.
Jego bezpośrednią eskortę stanowiła południowokoreańska jednostka specjalna. Jej żołnierze zdecydowali się na przymocowanie do ciał min przeciwpiechotnych Claymore, dając do zrozumienia, że prędzej zginą, niż dopuszczą do przejścia wojsk Północy przez Most Bez Powrotu.
Gdy Amerykanie przystąpili do ścinania topoli, wspierający ich Koreańczycy z południa błyskawicznie fortyfikowali okolicę i minowali most, przygotowując się do odparcia ewentualnego ataku Północy.
Siła argumentów, argumenty siły
To, co działo się w okolicy Mostu Bez Powrotu, było jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej. W stan najwyższej gotowości postawiono bowiem siły wzdłuż całej linii demarkacyjnej.
Niewielki oddział na ziemi niczyjej asekurowały jednostki artylerii i rakiet przeciwlotniczych, a amerykańskie siły w Korei wsparł – alarmowo przerzucony – 12-tysięczny kontyngent z baz w Japonii.
Cała operacja została także zabezpieczona z powietrza – na niebie pojawiły się ciężkie bombowce strategiczne B-52 Stratofortress, asekurowane przez ikoniczne samoloty tamtej epoki, wielozadaniowe F-4 Phantom i samoloty lotnictwa Korei Południowej: F-5 i F-86. Na lotniskach w gotowości oczekiwały taktyczne bombowce F-111.
Zobacz także
Bezpośrednie wsparcie dla oddziału na ziemi niczyjej zapewniało 27 śmigłowców, w tym 7 szturmowych maszyn AH-1 Cobra. Na szali znalazł się także argument ostateczny – przesunięty w kierunku północnokoreańskiego wybrzeża zespół uderzeniowy z lotniskowcem USS Midway, transportującym 70 samolotów.
Północna Korea zareagowała, ale kilkuset żołnierzy, dowiezionych pospiesznie w rejon zdarzenia autobusami, nie zdecydowało się na samobójczą interwencję, obserwując z oddali rozwój wydarzeń. Niebawem topola została ścięta, a Task Force Vierra w spokoju wycofał się z ziemi niczyjej.
Tego samego dnia przywódca Korei Północnej przekazał poprzez jednego z wysokich rangą oficerów wyrazy ubolewania z powodu śmierci amerykańskich żołnierzy.