Mocarstwo musi się śpieszyć. Chiny mogą ich wyprzedzić

Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych (USAF) muszą zmierzyć się z problemem braku perspektywicznej maszyny przewagi powietrznej, będącej rdzeniem szerszego "ekosystemu". Samolot nowej generacji przewagi powietrznej (NGAD - Next Generation Air Dominance) ma być zbyt drogi. Jaka jest więc przyszłość USAF?

F-35 - zdjęcie poglądowe
F-35 - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Airman 1st Class Elizabeth Schou

Podstawowym samolotem przewagi powietrznej Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych Ameryki pozostaje F-15 Eagle. Jest to maszyna wciąż modernizowana, jednak wywodząca się z lat 70. Z tego powodu nawet w najnowszej odmianie F-15EX nie zapewnia wielu funkcjonalności maszyn umownej piątej generacji. Przede wszystkim nie jest maszyną trudnowykrywalną.

Potrzeba stworzenia nowego samolotu w USA

Na problem ten zwrócono uwagę już w latach 80. W ramach programu ATF opracowano wtedy znacznie nowocześniejszy F-22 Raptor, zapewniający m.in. bezpieczniejsze realizowanie misji (za sprawą cech stealth), większą prędkość przelotową (w tym tzw. supercruise), niezwykle wysoką manewrowość itp. Niestety ze względu na cięcia budżetowe USAF kupiły zaledwie 187 takich maszyn zamiast planowanych 750, a modernizowany, już wielozadaniowy lecz niemłody F-15 nadal musiał pozostać swego rodzaju "koniem roboczym".

Tymczasem pojawiły się nowe technologie: drony, wczesne wersje sztucznej inteligencji, coraz potężniejsze radary. By zachować przewagę nad konkurencją, USA zażądały nowej maszyny: NGAD.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

NGAD: system zamiast samolotu

Program NGAD, zainicjowany w 2014 r. pod oznaczeniem IDI , miał zaowocować zupełnie nowym samolotem. A właściwie nie samolotem, lecz całym systemem walki powietrznej. Sam pomysł na samolot zmieniał się w czasie, początkowo oczekiwano "lepszego Raptora", potem nadeszła filozofia "nowej serii stulecia", następnie dwóch różnych samolotów bojowych (większego, o większym zasięgu, na pacyficzny teatr działań, oraz mniejszego do walki nad Europą).

Wreszcie stanęło na niezwykle zaawansowanej, stosunkowo dużej maszynie o dużym zasięgu, z zaawansowanymi sensorami, rozwiązaniami stealth, z nowatorskimi silnikami itp. Najważniejszą cechą NGAD miało być jednak nie zaprojektowanie z wykorzystaniem wielu rozwiązań stealth czy nawet opcjonalna bezzałogowość dzięki implementacji algorytmów sztucznej inteligencji.

NGAD miał być rdzeniem całego systemu walki powietrznej, w skład którego wchodziłyby ciężkie maszyny opcjonalnie załogowe oraz kilka typów towarzyszących mu dronów. Te miały rozszerzać możliwości samolotu bojowego, przenosząc dodatkowe sensory, systemy walki elektronicznej, wreszcie uzbrojenie, dodatkowo zwiększając bezpieczeństwo pilota i kosztownej – szacowanej nawet na 300 mln dolarów za sztukę – maszyny załogowej.

Do dziś udało się oblatać co najmniej trzy różne maszyny testowe, jednak ich zdjęcia nie są dostępne, podobnie jak informacje o tym, co dokładnie testowano. Wszystko jednak rozbija się o koszty.

Horrendalnie droga rewolucja

13 stycznia 2025 r. sekretarz USAF Frank Kendall poinformował, że sam etap prac badawczo-rozwojowych programu NGAD, i to po wyłączeniu z niego osobno rozwijanego programu bezzałogowych maszyn towarzyszących (CCA), miałby kosztować około 20 mld dolarów. Znając tendencje do przekraczania budżetu, byłoby to zapewne znacznie więcej.

Sam samolot miałby kosztować, jak wspomniano wyżej, ok. 300 mln dolarów, przy zakupie ok. 200 maszyn. Dla porównania, F-35A kosztuje amerykańskiego podatnika ok. 100 mln dolarów, zaś ciężki bombowiec nowej generacji B-21 Raider ma kosztować ok. 500 mln dolarów za sztukę.

Myśliwiec F-35A Lightning II, fot. US Air Force
Myśliwiec F-35A Lightning II, fot. US Air Force© Licencjodawca

Nie dziwi więc, że kilka miesięcy temu zawieszono realizację programu w celu weryfikacji niektórych założeń, określenia zasadności przewidywanych kosztów, weryfikacji zakładanej efektywności maszyn. Nie pomógł z pewnością okres wyborczy: decyzję odnośnie przyszłości NGAD ma podjąć już nowa administracja. Choć obejmie ona władzę 20 stycznia, już tuż po wyborach jeden z najważniejszych jej przedstawicieli wyraził się o koncepcjach USAF bardzo dobitnie.

Ekscentryczny miliarder kontra lotnicy

W listopadzie Elon Musk, miliarder, właściciel kilku firm technologicznych, a od niedawna także zapalony gracz, stwierdził, że przyszłość lotnictwa należy wyłącznie do dronów, zaś nabywców samolotów wielozadaniowych V generacji F-35 nazwał wprost idiotami.

Zważywszy na jego bliską współpracę z prezydentem-elektem Donaldem Trumpem oraz przewidywaną istotną rolą Muska w przyszłej administracji USA, słowa te wywołały żywą dyskusję. Większość środowiska eksperckiego wypowiedź tę przyjęła bardzo krytycznie. Sam Kendall obszedł się z Muskiem subtelnie, podkreślając swój szacunek do jego osiągnięć inżynierskich i biznesowych, lecz wskazując równocześnie, że "nie jest on żołnierzem i powinien więcej dowiedzieć się o tym biznesie, zanim zacznie wygłaszać takie oświadczenia".

Rzeczywiście bowiem w całej koncepcji NGAD (i w innych koncepcjach "powietrznych systemów bojowych przyszłości", np. FCAS/SCAF, GCAP) drony mają odgrywać bardzo dużą, lecz nie wiodącą rolę. Siły powietrzne większości państw nadal twierdzą, że w pobliżu "linii frontu" wciąż potrzebni są ludzie, nadzorujący prowadzenie walki. Oczywiście przyszły współprzewodniczący Departamentu Efektywności Rządu (zapowiadany przez Trumpa organ kontrolny) będzie próbował wywrzeć wpływ na zmiany w planach USAF, ale na ile mu się uda?

Drony kamikadze, zdjęcie ilustracyjne
Drony kamikadze, zdjęcie ilustracyjne© BackAndAlive, Facebook

Alternatywa?

Wobec problemów finansowych, program NGAD może rzeczywiście przejść dogłębne przemodelowanie. Podczas poniedziałkowego (13 stycznia) wystąpienia Kendall zaproponował kilka różnych opcji.

Jednym z rozwiązań miałby być mniejszy i tańszy samolot, który miałby być według sekretarza USAF raczej "czymś w rodzaju następcy F-35". Służyłby on nie tyle do samodzielnej walki we współpracy z maszynami bezzałogowymi, co do zarządzania nimi. Mógłby to być nawet odpowiednio dostosowany F-35. Kluczem do sukcesu miałoby być ograniczenie masy zabieranego uzbrojenia na rzecz zwiększenia zapasu paliwa, obok modernizacji awioniki.

Możliwe jest też podejście odwrotne: skoro B-21 Raider jest względnie tani, jest już produkowany i jest znaną maszyną, a NGAD i tak miał być samolotem dużym i ciężkim, to może bombowiec strategiczny mógłby być platformą przewagi powietrznej? Szef sztabu USAF gen. David Allvin w październiku 2024 r. wskazywał, że bombowiec mógłby pełnić niektóre funkcje związane z walką powietrzną, szczególnie w zakresie zarządzania samolotami bezzałogowymi, pełnienia funkcji serwera dla nich itp.

Mógłby zresztą pełnić jeszcze jedną, bardziej klasyczną funkcję. Jednym z zamienników dla wysiłków na rzecz budowy następcy F-22 i F-15 mogłoby być według USAF skupienie się na rozwoju zdolności do uderzeń na zaplecze przeciwnika, w tym również na bazy lotnicze. Eliminacja samolotów na ziemi jest wręcz bezpieczniejsza od walki powietrznej.

B-21 Raider podczas prób w powietrzu
B-21 Raider podczas prób w powietrzu© USAF

W tym przypadku B-21 po prostu przenosiłby pociski manewrujące (z rodziny JASSM, ale też strategiczne LRSO), wspierając w ten sposób wysiłki USAF na rzecz wywalczenia dominacji w powietrzu. Co ciekawe, dla B-21 przewiduje się opcjonalne przenoszenie pocisków powietrze-powietrze. Poniekąd więc zamiast dużego i drogiego samolotu przewagi powietrznej USAF mogłyby otrzymać jeszcze większy i droższy.

W każdym razie w najbliższym czasie nie przewiduje się rezygnacji z maszyn załogowych. Problemem pozostaje jednak cały przyszły model koncepcji dominacji powietrznej według USAF. Wiadomo na razie, że ma ona być realizowana za pomocą miksu maszyn załogowych i bezzałogowych. Ale jakich? To w dużej mierze zależy od tego, na ile środków będzie mógł liczyć Pentagon za nowej administracji, od weryfikacji założeń programu NGAD i od tego, którzy lobbyści zdobędą przewagę.

Za kontynuacją NGAD wydaje się przemawiać zastępca Kendalla, Andrew Hunter, który w jednym z ostatnich wywiadów wskazał, że o ile przewaga USAF nad chińskim konkurentem jest dziś znacząca, o tyle postępy konkurenta są szybkie i nie jest wykluczone, że Chińczycy niektóre zdolności mogą uzyskać szybciej. Stąd też jego apel do decydentów: "nie mamy czasu do stracenia, bo mogą nas wyprzedzić!" Co z tym zrobi Trump? Pokaże nieodległa przyszłość.

Bartłomiej Kucharski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (7)