Kufel piwa na lufie czołgu Leopard 2. Niemcy pokazują, jak działa stabilizator armaty

W filmie pokazującym możliwości Leopardów 2 Niemcy umieścili na jego lufie kufel wypełniony piwem. W ten sposób – prosto i efektownie – pokazali działanie jednego z najważniejszych układów współczesnych czołgów, czyli stabilizatora armaty.

Pełny kufel na lufie Leoparda 2
Pełny kufel na lufie Leoparda 2
Źródło zdjęć: © Bundeswehra
Łukasz Michalik

31.01.2023 | aktual.: 31.01.2023 20:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jedną z kluczowych cech współczesnych czołgów jest możliwość prowadzenia skutecznego ognia w ruchu. Stawia to przed projektantami broni wiele wyzwań, zwłaszcza z uwagi na fakt, że czołgi poruszają się nie tylko po gładkich drogach, ale również w bardzo trudnym terenie.

Mimo to sprzęt taki jak M1A2 Abrams, Leopard 2, Challenger 2, T-90, a także wiele nieco starszych konstrukcji, jest w stanie strzelać do celu bez potrzeby zatrzymywania się. Jest to możliwe dzięki zastosowaniu stabilizatora armaty.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Stabilizacja armaty Leoparda 2

Aby pokazać precyzję i skuteczność działania stabilizatora, Bundeswehra nagrała w połowie lat 80. efektowny film, udostępniany współcześnie na oficjalnym profilu niemieckich sił zbrojnych na YouTube.

Widać na nim kufel piwa, umieszczony na lufie Leoparda 2. Czołg nie tylko porusza wieżą, ale również jedzie przez trudny teren z dużą prędkością. Choć cała maszyna, wraz z wieżą i jarzmem armaty porusza się w górę i w dół, z kufla nie uroniono ani kropli - broń pozostała stale wycelowana w jeden punkt, pozwalając na strzał w dowolnym momencie.

Ta właśnie cecha stanowi jeden z wyróżników, którymi oznacza się czołgowe generacje. Maszyny reprezentujące generację trzecią mogą prowadzić ogień zawsze – niezależnie od poruszania się czy położenia celu.

Pierwsze stabilizatory armaty

Przez długie dziesięciolecia czołg, aby oddać celny strzał, musiał zatrzymać się, a załogi były szkolone do strzelania z bardzo krótkich, kilkusekundowych przystanków, po których czołg ruszał w dalszą drogę.

Próby wprowadzenia rozwiązania, będącego funkcjonalnym odpowiednikiem stabilizatora (ale działającego według innej zasady), podjęli w czasie II wojny Anglicy w czołgu Matilda, jednak dopiero Amerykanie w czołgu Sherman zastosowali stabilizator we współczesnym znaczeniu tego słowa.

Dalsze eksperymenty przerwano wraz z zakończeniem wojny, a do pomysłu, by stabilizować czołgową armatę powrócili dopiero Rosjanie w czołgach T-54 i T-55.

Stabilizacja kierunku i elewacji

Wczesne stabilizatory były jednak mało precyzyjne (działały z wykorzystaniem żyroskopów), i stabilizowały broń jedynie w pionie. Równocześnie prowadzono próby z rozwiązaniem alternatywnym: stabilizowaniem celownika i automatem, który oddawał strzał wtedy, gdy w czasie ruchu czołgu i lufy armaty przez ułamek sekundy była ona wycelowana w punkt wskazany przez przyrządy celownicze.

Efektywniejszy okazał się jednak wariant ze stabilizowaniem całej broni, a w zasadzie kierunku, w którym jest skierowana wieża czołgu, i kąta podniesienia armaty. Mechaniczne, hydrauliczne, a ostatecznie elektryczne mechanizmy stały się standardem. Dzięki niemu współczesny czołg podstawowy jest w stanie prowadzić ogień w ruchu, do ruchomego celu, na odległość 2-2,5 km z precyzją porównywalną do tej, jakby stał w miejscu.

Łukasz Michalik, dziennikarz wirtualnej Polski

Komentarze (21)