Już nie ufają USA. Boją się o swoje F‑35
Niemieckie media oraz cytowani przez nie eksperci podają w wątpliwość słuszność wyboru myśliwców F-35 jako maszyn, które mają w niedalekiej przyszłości stanowić trzon lotnictwa bojowego tego kraju. Pojawiają się obawy dotyczące stosunków z amerykańską administracją i pytania, czy w razie kryzysu USA mogą zdalnie unieruchomić te samoloty.
– Jeśli mamy się obawiać, że USA mogą zrobić z przyszłymi niemieckimi F-35 to, co obecnie robią z Ukrainą, możemy rozważyć rozwiązanie umowy – stwierdził cytowany przez "Bild" Joachim Schranzhofer, szef komunikacji w niemieckiej firmie zbrojeniowej Hensoldt.
Tego typu opinia nie jest odosobniona. Wcześniej w tym miesiącu w podobnym tonie wypowiedział się kanadyjski ekspert lotniczy Michael Byers, który zaapelował żeby Ottawa dobrze zastanowiła się na zakupem amerykańskich myśliwców.
Niemcy też zaczynają wątpić w sens zakupu F-35
Niemcy zdecydowały się na dość duży kontrakt. W 2022 r. podpisały umowę, na mocy której mają wzbogacić się o 35 myśliwców F-35. Amerykańskie maszyny zamówiono z myślą o zastąpieniu starzejącej się floty myśliwców Panavia Tornado. Produkcja pierwszego F-35 dla Niemiec wystartowała w lutym, ale cała flota pojawi się nad Odrą dopiero za kilka lat.
Ostatnie decyzje Donalda Trumpa ws. Ukrainy nasiliły jednak obawy w wielu krajach, że w razie konieczności mocarstwo zza oceanu może użyć "wyłącznika awaryjnego", unieruchomić F-35 danego państwa i tym samym narzucić mu swoją wolę. Chociaż istnienie takiej opcji nie zostało potwierdzone, a przez niektórych ekspertów jest nawet wykluczane, USA są w stanie zdalnie ograniczyć przynajmniej niektóre możliwości bojowe F-35. Joachim Schranzhofer wskazał chociażby na system planowania misji, do którego Amerykanie mają zdalny dostęp.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Możliwości F-35 zależne od humoru Amerykanów
- Jeśli postulujesz istnienie czegoś, co można zrobić za pomocą odrobiny kodu oprogramowania, taka opcja istnieje - powiedział z kolei analityk Richard Aboulafia w rozmowie z "Financial Times". Za przykład może służyć też sytuacja F-16 w Ukrainie. Po wstrzymaniu wsparcia z USA myśliwce mogły latać, ale gdyby Waszyngton nie wznowił współpracy z Kijowem, to ukraińskie F-16 stałyby się znacznie bardziej ułomne w zakresie walki radioelektronicznej.
- Większość europejskich sił zbrojnych jest w dużym stopniu uzależniona od USA w zakresie wsparcia komunikacyjnego, wojny elektronicznej i zaopatrzenia w amunicję w każdym poważnym konflikcie – zauważył Justin Bronk, starszy pracownik naukowy w RUSI (The Royal United Services Institute). Dodał, że w jego ocenie sprawiło to, że potrzeba istnienia "wyłącznika awaryjnego" stała się zbędna, ponieważ i bez niego USA mają dominującą pozycję.
Co zamiast F-35?
Niemieckie media podsuwają nawet alternatywy, jakie Berlin powinien rozważyć zamiast sięgania po F-35. Wskazują na myśliwce produkowane w Europie - francuskie Dassault Rafale oraz szwedzkie JAS 39 Gripen. Te ostatnie są bardzo wysoko oceniane przez wielu ekspertów. W opinii byłego konsultanta Pentagonu Reubena F. Johnsona są nawet lepsze niż F-35, a nie osiągnęły podobnego sukcesu głównie ze względów politycznych.
W kontekście obaw o podejście USA słabą stroną szwedzkich myśliwców mogłyby jednak okazać się silniki General Electric amerykańskiej produkcji. Na początku tego roku plany zakupu JAS 39 Gripen (zamiast F-16) ogłosiła Kolumbia. Do transakcji najpewniej jednak nie dojdzie, ponieważ Waszyngton nie zgadza się na wydanie licencji reeksportowej dotyczącej swoich silników.
Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski