Duży transport czołgów na Krymie. Czy Ukraińcy mają się czego bać?
Rosjanie wysyłają kolejne posiłki na front. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że chodzi po raz kolejny o bardzo stare czołgi T-54 i T-55. Ich użyteczność na współczesnym polu bitwy od dawna poddawana jest w wątpliwość przez ekspertów.
Podczas gdy do Polski docierają pierwsze Abramsy, a Ukraina otrzymuje od zachodu Leopardy, z Rosji napływają kolejne informacje i materiały potwierdzające, że tamtejsza armia ma coraz większe problemy z czołgami. W sieci pojawił się filmik nagrany na Krymie. Przedstawia on spory transport kolejowy. Na wagony załadowano czołgi T-54 i T-55. Z relacji ukraińskich mediów wynika, że skład zmierzał w kierunku frontu. Transport został nagrany przez obserwatorów i udostępniony w sieci. Wielu internautów nie szczędzi uszczypliwych komentarzy pod adresem Rosjan, którzy nadal wysyłają do walki przestarzałe maszyny.
Rosjanie wysyłają na front T-54 i T-55
T-54 to radziecki czołg, którego produkcja wystartowała zaraz po zakończeniu II wojny światowej i trwała do 1964 r. To jednostka ważąca 36 t. Została wyposażona w karabiny maszynowe kal. 7,62 mm oraz armatę D-10T kal. 100 mm, której moc rażenia w starciu z nowocześniejszymi maszynami jest mocno ograniczona (nie uda się nią przebić ich przedniego pancerza). Z drugiej strony stalowe pancerze T-54 nie chronią załogi chociażby przed granatnikiem przeciwpancernym. Ten czołg jest przy tym pozbawiony podstawowych systemów elektronicznych, a nawet noktowizyjnych.
T-55 to modernizacja T-54 produkowana seryjnie w latach 1958 – 1973. Pod względem pancerza również wygląda archaicznie na tle nowszych jednostek, przewagą nad T-54 jest mocniejszy silnik (580 KM zamiast 520 KM) i minimalnie lepsza zdolność ofensywna. Ta ostatnia wynika m.in. z stosowania zmodernizowanego układu stabilizacji oraz większego zapasu przewożonej amunicji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile czołgów straciła Rosja?
Trudno o informacje dotyczące pełnego stanu sprzętu rosyjskiej armii. Wiarygodne źródła potwierdzają jednak, że wojna w Ukrainie przynosi jej mnóstwo strat. Pod koniec maja opublikowano raport, wedle którego Ukraińcom udało się zniszczyć ponad 2000 rosyjskich czołgów.
Delegowanie na front tak starych jednostek jak T-54 i T-55 przez większość obserwatorów odbierane jest jako potwierdzenie kończących się zasobów nowszego sprzętu.
T-54 i T-55 to czołgi archaiczne nie tylko na tle najnowszego zachodniego sprzętu w postaci np. wspomnianych Abramsów. Ukraina też korzysta ze starszych maszyn, zachód wspiera zaatakowany kraj np. czołgami Leopard 1A5.
One również nie są dobrze opancerzone, ale oferują znacznie więcej jeśli chodzi o ofensywę. Posiadają armatę 105 mm, wyższą szybkostrzelność, a przede wszystkich nieznane w radzieckich konstrukcjach rozwiązania w postaci np. systemu kierowania ogniem EMES 18 z celownikiem termowizyjnym. Rozwijają też większe prędkości.
Opinia ekspertów o T-54 i T-55 jest jednoznaczna
Rosjanie po raz pierwszy wysłali T-54 i T-55 do Ukrainy kilka miesięcy temu. Już wtedy eksperci dziwili się takiej sytuacji. O tym, jak przestarzałe są to jednostki pisał m.in. Jarosław Wolski, dziennikarz i analityk zajmujący się tematyką wojskową. Również Bartłomiej Kucharski, dziennikarz magazynu "Wojsko i Technika", tłumaczył, że T-55 to czołg, który jest nieefektywny na nowoczesnym polu walki.
- Te czołgi są kompletnie przestarzałe, mają pancerz z litej stali, armaty gwintowane kalibru 100 mm. Były uważane za nie najlepsze już na przełomie lat 50. i 60 - mówił w rozmowie z portalem o2.
Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski