COVID-19 powstał w laboratorium? Nie wszyscy naukowcy są zgodni
W marcu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała przegląd badań dotyczący możliwego pochodzenia COVID-19. Przedstawiła w nim 4 teorie na ten temat, a za najbardziej prawdopodobną uznała tą, zgodnie z którą wirus ma naturalne pochodzenie i przeniósł się ze zwierzęcia na człowieka. Nie wszyscy się z tym zgadzają.
16.04.2021 07:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak donosi CNN, teoria dotycząca wydostania się wirusa z laboratorium w Chinach została w raporcie określona jako "niezwykle nieprawdopodobna". Jednak szef WHO - Tedros Adhanom Ghebreyesus przyznał, że przeprowadzone badania nie do końca go przekonują, zwłaszcza że trudno było uzyskać dostęp do jakichkolwiek surowych danych. Zasugerował też, że ta hipoteza wymaga więcej uwagi. Jego zdanie podziela Alina Chan, naukowiec z MIT (Massachusetts Institute of Technology) oraz Harvardu.
Pochodzenie koronawirusa wciąż budzi wątpliwości
Chan w rozmowie z serwisem "Slate" przyznała, że "w Wuhan istniały wczesne wersje wirusa, które zdawały się nie przechodzić przez targ [Wuhan Huanan]". Dodała też: "wydawało się, że poprzedzają targ lub są z nim równoległe".
Badaczka nie wyklucza prawdopodobieństwa teorii, zgodnie z którą COVID-19 miał swój początek na targu dzikich zwierząt w Wuhan. Zaznacza jednak, że kluczowe jest, "abyśmy przeprowadzili prawdziwe dochodzenie, wiarygodne i wolne od wpływów politycznych, dotyczące tego, czy ten wirus mógł pochodzić z laboratorium czy z handlu dzikimi zwierzętami".
Chan przedstawiła kilka argumentów, które przemawiają za koniecznością dalszych analiz. Jej zdaniem dużo wątpliwości budzi to, w jaki sposób koronawirus, który rozwinął się wśród nietoperzy znajdujących się w jaskiniach oddalonych setki kilometrów od Wuhan, dotarł do miasta. Ekspertka przypomina, że Wuhan Institute of Virology miał program, w ramach którego naukowcy podróżowali, aby zbierać próbki do analizy w laboratorium. Biorąc pod uwagę, że instytut badał wówczas bliskiego krewnego koronawirusa, uważa, że jest to zbieg okoliczności warty zainteresowania.
Dodatkowo, jak badaczka zaznaczyła w rozmowie ze "Slate", laboratoria "na całym świecie [wszystkie] mają problemy z bezpieczeństwem i nie jest jasne, w których laboratoriach i do jakiej liczby wypadków dochodzi każdego roku". Wypadki są jednak faktem.
Innym naukowcem, który wierzy w hipotezę laboratoryjną jest dr Robert Redfield, były szef amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom, który kierował ośrodkiem w pierwszym roku wybuchu epidemii jako członek administracji Trumpa. Jak przypomina CNN, w marcu Redfield mówił, że jest to jego osobista opinia, ale nie wszyscy ją podzielają. Dodał jednak, że "w końcu nauka to rozstrzygnie".