Car Bomba - największa bomba atomowa świata
Jej twórcy do ostatniej chwili nie wiedzieli, jakie będą skutki eksplozji. Bali się, że wybuch zniszczy atmosferę Ziemi. Mimo tego Rosjanie zdecydowali się na zdetonowanie najsilniejszej bomby świata. Car Bomba miała siłę 3 tys. ładunków zrzuconych na Hiroszimę.
07.02.2021 16:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Teraz prędko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu!" – cytat z jednej z kreskówek doskonale opisuje działania radzieckich decydentów, którzy w latach 60. postanowili przeprowadzić próbę najsilniejszej broni świata.
Bomba RDS202 albo Car Bomba – bo tak ją nieoficjalnie na nazwano – z punktu widzenia wojska była bezużyteczna. Nie wnosiła też wiele do badań radzieckiego programu atomowego – prowadzący badania specjaliści w ogóle nie zgłaszali potrzeby przeprowadzenia takiego testu.
Jej głównym celem było pokazanie Amerykanom i reszcie świata, że Związek Radziecki potrafi i może zbudować bombę, jakiej nie ma nikt inny. Drugim, mniej oczywistym zadaniem było wzmocnienie pozycji radzieckiego przywódcy, Nikity Chruszczowa.
Gensek z próby jądrowej chciał uczynić pokaz siły, obliczony zarówno na potrzeby polityki zagranicznej, jak i na użytek wewnętrzny. Między innymi dlatego próba została skoordynowana z rozpoczęciem XXII Zjazdu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.
Najsilniejsza bomba świata
Zespół naukowców, wśród których znajdowali się ojcowie radzieckiego atomu, jak Julij Chariton czy Andriej Sacharow, otrzymał ambitne zadanie: zbudowanie bomby o sile 100 megaton. Eksperci zakwestionowali to założenie i zgłosili obawy co do wybuchu tak silnego ładunku.
Możliwe skutki eksplozji pozostawały nieznane, a badacze obawiali się, że jednym z nich może być niebezpieczny wpływ na atmosferę naszej planety. Ostatecznie moc bomby zredukowano do około 50 megaton. Około, bo dokładna siła wybuchu pozostawała nieznana.
Jej skalę obrazuje jednak fakt, że aby zainicjować wybuch bomby wodorowej, jaką była RDS202, konieczna była ogromna ilość energii. Dostarczyła ją umieszczona wewnątrz "zwykła" bomba atomowa, pełniąca w tym przypadku jedynie rolę zapalnika.
Co istotne, naukowcy z ośrodka Arzamas-16 (Wszechrosyjski Instytut Naukowo-Badawczy Fizyki Eksperymentalnej) dołożyli starań, by zminimalizować ilość szkodliwych substancji, uwalnianych podczas eksplozji. Skalę opadu promieniotwórczego udało się ograniczyć aż o 97 proc.
Poligon na dalekiej północy
Nawet w tak ogromnym państwie, jak Związek Radzieckim, trudno o znalezienie miejsca, gdzie w promieniu kilkuset kilometrów nie ma niczego wartościowego.
Poligon w rejonie Semipałtyńska, gdzie w ramach radzieckiego programu atomowego od lat 40. prowadzono testy, znajdował się w centrum kontynentu, więc kolejne próby oznaczały coraz poważniejsze ryzyko skażenia zamieszkałych obszarów.
Dlatego mocą decyzji 1954 roku kolejny atomowy poligon postanowiono zlokalizować na Nowej Ziemi – niemal bezludnym archipelagu na Oceanie Arktycznym, na który carowie zsyłali przed laty przeciwników politycznych.
Bomba jak cała II wojna światowa
Car Bomba imponowała gabarytami. Przy 8 metrach długości miała ponad 2 średnicy i ważyła 27 ton. Wymusiło to zastosowanie specjalnie przebudowanego bombowca strategicznego Tu-95, któremu miała towarzyszyć druga maszyna, odpowiedzialna za filmowanie przebiegu próby.
Załogi samolotów, jak oceniano, miały około 50 proc. szans na przeżycie misji, podczas której obie maszyny musiały zostać dogonione przez potężną falę uderzeniową. Aby dać lotnikom jak najwięcej czasu na ucieczkę, Car bomba została zrzucona na wielkim spadochronie – sama czasza ważyła 800 kilogramów.
30 października 1961 roku, na wysokości ponad 10 kilometrów, Car Bomba odczepiła się spod kadłuba tupolewa. Po nieco ponad 3 minutach spadania, na wysokości 4 kilometrów nastąpiła największa eksplozja, będąca dziełem człowieka.
Archipelag wyparował
Siła wybuchu tylko tej jednej bomby była większa, niż łączna siła eksplozji wszystkich bomb, zrzuconych podczas II wojny światowej. W praktyce oznaczało to, że obserwator patrzący na wybuch z odległości 100 kilometrów odniósłby oparzenia trzeciego stopnia.
Powstała kula ognia o średnicy 4000 metrów, sięgająca niemal powierzchni ziemi. Część powierzchni archipelagu znajdująca się blisko epicentrum po prostu wyparowała, a na miejscu eksplozji zaczął wznosić się potężny grzyb atomowy, który osiągnął 60 kilometrów wysokości i 40 kilometrów średnicy.
Co istotne - w przeciwieństwie do wielu testowych eksplozji naziemnych - po wybuchu nie powstał gigantyczny krater.
Fala uderzeniowa trzykrotnie okrążyła Ziemię, doganiając przy okazji oba tupolewy, które zdążyły oddalić się od miejsca wybuchu o około 50 kilometrów. Spowodowane uderzeniem powietrza turbulencje spowodowały, że samoloty spadły o kilometr, jednak pilotom udało się utrzymać maszyny w powietrzu.
Imponująca, bezsensowna broń
Rosja ma wyjątkowo długą tradycję tworzenia spektakularnych, a zarazem pozbawionych sensu broni, których rozmach symbolizuje słowo "car". Na przestrzeni wieków powstała zatem Car Puszka, największa ładowana od przodu armata świata, która mogła wystrzeliwać niemal 2-tonowe, żeliwne kule. Jej gabaryty sprawiały, że broni nie dało się użyć w walce.
Kilkaset lat później powstał Car Tank – największy czołg świata, napędzany silnikami zeppelina. Problem polegał na tym, że gigantyczna konstrukcja nie była w stanie poruszać się w trudniejszym terenie, przez co w działaniach wojennych była całkowicie bezużyteczna.
Car Bomba wpisuje się w tę tradycję. Gabaryty i siła bomby były imponujące, a skutki eksplozji – spektakularne. Problem w tym, że jedynym, co udało się z jej pomocą osiągnąć, była potężna fala uderzeniowa. W Europie nie było celów dla takiej broni, zrzucenie jej na Stany Zjednoczone było – nawet w teorii – niemożliwe, a kolejne lata dowiodły, że wojsko potrzebuje znacznie mniejszych i łatwiejszych w użyciu głowic.
Z perspektywy lat Car Bomba pozostaje zatem niczym więcej, jak gigantycznym, godnym swojej epoki, fajerwerkiem.
Jeden z jej twórców, Andriej Sacharow, stał się przeciwnikiem dalszego rozwoju radzieckiego programu atomowego i odmówił udziału w dalszych badaniach, publikując esej "Rozmyślania o postępie, pokojowym współistnieniu i wolności intelektualnej". W 1975 roku otrzymał pokojową Nagrodę Nobla, którą przeznaczył na cele charytatywne.