Amerika Bomber: tym samolotem Hitler chciał zbombardować Nowy Jork
Jak pokonać Stany Zjednoczone? Hitler miał na to pomysł: zbombardować amerykańskie miasta i skłonić USA do kapitulacji. Miały w tym pomóc niezwykłe samoloty, znane jako Amerika Bomber.
03.11.2019 | aktual.: 03.11.2019 18:58
Nowy Jork w ogniu
Jeśli wierzyć wspomnieniom nazistowskiego dostojnika, Alberta Speera, na długo przed wybuchem wojny wyobraźnię Hitlera rozpalał obraz Nowego Jorku, obróconego w perzynę przez niemieckie bombardowanie.
Dopóki Blitzkrieg działał, bombowce strategiczne nie były jednak Hitlerowi do niczego potrzebne - daleko ważniejsza rola przypadła lotnictwu frontowemu, torującemu drogę niemieckim wojskom, podbijającym kolejne połacie Europy.
Brak lotnictwa strategicznego po raz pierwszy dał o sobie znać w czasie bitwy o Anglię, a katastrofalne następstwa miał przynieść w czasie wojny ze Związkiem Radzieckim. Pospiesznie ewakuowany i przesunięty za Ural sowiecki przemysł mógł pracować pełną parą poza zasięgiem niemieckiego lotnictwa.
Wielki bombowiec Messerschmitta
Fakt, że niemiecki przemysł lotniczy zarówno przed, jak i w czasie wojny miał inne priorytety, nie oznaczał jednak, że Niemcy całkowicie porzucili pomysł budowy lotnictwa strategicznego.
Prace nad taką maszyną zaczęły się w III Rzeszy już w połowie lat 30., gdy Willy Messerschmitt – utalentowany i mający niezłe kontakty wśród nazistowskich elit – konstruktor przedstawił wstępny (i daleki od tego, co ostatecznie wyprodukowano) projekt samolotu nazwanego później Me 264.
Maszyna nie miała szczęścia. Przygotowująca się do podboju świata III Rzesza miała wówczas zupełnie inne priorytety – lotnictwo potrzebowało myśliwców i bombowców nurkujących, a nie jakichś kosztownych, skomplikowanych i – w tamtym czasie – niepotrzebnych pomników myśli technicznej.
Nic zatem dziwnego, że prace nad samolotem przebiegały w ślimaczym tempie. Dość wspomnieć, że pierwsze zamówienie na 6 prototypowych egzemplarzy nadeszło dopiero w 1941 roku, a dziewiczy lot nowej maszyny nastąpił w grudniu 1942 roku.
Me 264 – niemiecka Superforteca
Samolot prezentował się bardzo nowocześnie – zastosowano w nim układ aerodynamiczny, użyty m.in. przez Amerykanów w Superfortecy B-29, gdzie kabina pilotów mieściła się w obłym, przeszklonym nosie i nie wystawała – jak w wielu innych konstrukcjach – poza obrys kadłuba.
Samolot wyposażono w cztery silniki, miał dysponować zdalnie sterowanymi stanowiskami strzeleckimi, a – z uwagi na planowane, długie misje – o komfort załogi zadbano montując wewnątrz łóżka i niewielką kuchenkę.
Problemy z silnikami, a następnie coraz gorsza sytuacja strategiczna III Rzeszy sprawiły, że zasoby Messerschmitta przesunięto na bardziej obiecujące i potrzebne wówczas projekty, jak budowa odrzutowych samolotów Me 262. Choć rozwój Me 264 dobiegł tym samy końca, nie był to jednak finał mrzonek o zbudowaniu bombowca, który uderzy w Amerykę.
Ju 390 i lot nad Arktyką
Nowe nadzieje wiązano z konstrukcją Junkersa. Samolot Ju 390 nie był całkowicie nową konstrukcją, ale ewolucyjnym rozwinięciem już istniejącego bombowca dalekiego zasięgu, Ju 290. Konstruktorzy powiększyli maszynę i dodali jej dwa silniki – nowy Junkers miał ich w sumie aż sześć.
Jego zadaniem miały być dalekie loty patrolowe, a także – w wersji bombowej – nalot na Amerykę. Według Alberta Speera, a także niektórych badaczy prototyp Ju 390 miał nawet w czasie jednego z lotów zbliżyć się do amerykańskiego wybrzeża, a także przelecieć nad Arktyką i wylądować w Japonii. Niepoparte dowodami, prasowe spekulacje wskazują również na możliwe misje do południowej Ameryki i Afryki.
Choć takie opisy działają na wyobraźnię, brakuje jednak jakichkolwiek dowodów, że spektakularne loty doszły do skutku. Znana historia dwóch wyprodukowanych egzemplarzy nie pozostawia w ich służbie białych plam, w czasie których takie wyjątkowe misje mogłyby mieć miejsce. Wbrew informacjom podawanym przez różne serwisy internetowe, amerykańskie i japońskie misje wielkiego Junkersa wydają się bardzo mało prawdopodobne.
Baza na Atlantyku
Nie zmienia to faktu, że niemiecka maszyna mogła – teoretycznie – dolecieć do Ameryki, zbombardować jakiś cel na wybrzeżu i wrócić. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Niemcy zamierzali wykorzystać w tym celu lotnisko na Azorach – portugalskim archipelagu na Atlantyku, a wśród broni, nad którymi trwały prace była również bomba atomowa, nadająca większy sens misji nawet pojedynczego samolotu.
Badacze historii nie są jednak jednomyślni co do celu i logiki takich działań. Według niektórych – raczej mało realistycznych - opinii celem nalotów na Stany Zjednoczone miało być zastraszenie opinii publicznej i powstrzymanie USA od angażowania się w Europie.
Bardziej racjonalne, choć również wątpliwe pod względem wykonalności wydaje się zmuszenie Amerykanów do rozbudowy własnej obrony przeciwlotniczej i zaangażowania znacznych sił do obrony własnego terytorium, co osłabiłoby amerykańską pomocą dla Wielkiej Brytanii i ZSRR.
Samobójcza misja Do 227
Plany te nie zostały jednak nigdy urzeczywistnione. Ju 390 podzielił los Messerchmitta – produkcję zakończono na wybudowaniu drugiego prototypu, a niemiecki przemysł skupił się na budowie bardziej potrzebnych maszyn, choć – co warte wspomnienia – prace nad własnymi maszynami dalekiego zasięgu prowadził również Heinekel i Focke Wulf.
Inną – dość rozpaczliwą – próbą urzeczywistnienia projektu Amerika Bomber był pomysł, wykorzystujący to, czym III Rzesza faktycznie dysponowała. Zestaw o nazwie miał składać się z samolotu dalekiego zasięgu He-177 Greif z doczepionym bombowcem Do 217.
Bombowiec miał oddzielić się od swojego nosiciela gdzieś nad Atlantykiem, Greif miał wrócić do Europy, a Dornier zbombardować cel w Stanach Zjednoczonych i wodować w pobliżu amerykańskiego wybrzeża, gdzie załoga miała zostać uratowana przez U-Boota.
Atak na Amerykę
Żaden z tych pomysłów nie doczekał się realizacji. Co więcej, nawet gdyby planowany przez Niemców nalot doszedł do skutku, jego efekty byłyby najprawdopodobniej mizerne i dalekie od oczekiwanych. Ameryka nie miała zamiaru zachować neutralności, nalot terrorystyczny raczej nie odmieniłby nastrojów obywateli, a dokonane zniszczenia byłyby symboliczne.
Pewne nadzieje dawała jedynie broń atomowa. Czy III Rzesza była w stanie ją wyprodukować? Istnieją poszlaki wskazujące, że pod koniec wojny Niemcy byli bliscy przeprowadzenia próby jądrowej albo nawet – według niektórych badaczy – ją przeprowadzili. Brakuje jednak jednoznacznych dowodów, które mogłyby potwierdzić te rewelacje. Dyskusyjna pozostaje również możliwość wykonania skutecznego nalotu przez samotny, niemiecki bombowiec w sytuacji, gdy pod koniec wojny alianci całkowicie panowali w powietrzu.
Jedynym znanym, bezpośrednim atakiem III Rzeszy na terytorium Stanów Zjednoczonych pozostaje zatem niesławna operacja Pastorius, w czasie której na amerykańskie wybrzeże przerzucono 8-osobową grupę dywersantów. Zanim niemieccy agenci zdołali cokolwiek zniszczyć, dwóch z nich zdradziło, a reszta grupy została złapana, szybko osądzona i posadzona na krzesłach elektrycznych.