Bednarek: Właśnie dlatego potrzebujemy internetowych trolli [Opinia]
Mądre dokumenty Netfliksa i HBO Go, wypowiedzi ekspertów, utyskiwania polityków - to wszystko możemy wyrzucić do kosza. Ostatnie wydarzenia na Twitterze pokazały, że nadal nie rozpoznano zagrożenia, jakim są fałszywe informacje.
19.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 11:09
Zaczęło się od wpisu Napalonego Wikarego, który zacytował TVN24 i odniósł się jak do wypowiedzi prawdziwego polityka. Haczyk polegał na tym, że użytkownik Twittera zmienił awatar, podpis i swój opis, upodabniając się w ten sposób do Lecha Kołakowskiego. Nadal jednak widoczna była prawdziwa nazwa konta. To jednak umknęło uwadze dziennikarzy stacji, politykowi PiS i kilku innym obserwatorom Twittera.
Podobny numer wywinął też Patryk Jaki. Poseł napisał na Twitterze, że "Polska ma bardziej upolityczniony sposób wyboru sędziów niż Niemcy". Pod hasłem zamieścił jeszcze wpis sugerujący, że Twitter uznał tę informację za nieprawdziwą - co za tym idzie, że w rzeczywistości Polska nie ma bardziej upolitycznionego sposobu wyboru sędziów niż Niemcy.
Przeciwnicy Jakiego zignorowali jednak ten fakt i ucieszyli się, że Twitter rzekomo oznaczył wpis jako nieprawdziwy. Tak jak to robi np. z twitterową aktywnością Trumpa.
Precz z trollami?
- Coraz więcej polityków, dziennikarzy czy publicystów w sferze socialmediowej zachowuje się jak zwykłe trolle – narzeka w wypowiedzi dla "Pressa" Sylwia Czubkowska, redaktorka prowadząca Spider's Web+.
Wcześniej dziennikarka na Twitterze napisała, że "podszywanie się pod innych to średnio fajne. Szczególnie w dobie dezinformacji".
Uważam, że właśnie dlatego, że żyjemy w dobie dezinformacji, potrzebujemy takich trolli.
Dotychczas narracja była taka: fake newsy są złe, bo doprowadziły do władzy Donalda Trumpa. Oto ci mniej wyedukowani użytkownicy internetu dali się nabrać na fałszywe, obrażające innych kandydatów wpisy. Uwierzyli, że ktoś jest zły, mimo że nie jest; że powiedział coś, co stawia go w złym świetle, mimo że tak nie było.
Niemal każdy dokument czy książka podejmująca ten temat po aferze Cambridge Analytica ma właśnie takie przesłanie: ach, gdyby ci prości ludzie byli bardziej uważni, nie byłoby Brexitu, Trumpa czy teorii spiskowych o szkodliwości szczepionek.
Tymczasem prawda jest bolesna: wystarczy kilka sekund roboty, a wielu poważnych ludzi nabiera się na zwykłą internetową przebierankę.
Nie dotyczy to wyłącznie dziennikarzy czy szanowanych na twitterze opinionistów. Na fake newsy nabrał się swego czasu Zbigniew Hołdys czy znany profesor.
Działania żartownisiów są jak hasło: "sprawdzam!". Okazuje się, że wielu nie jest w stanie rozpoznać, kto jest właścicielem konta na Twitterze. Jak ma być więc gotowy na znacznie bardziej poważne działania fachowych manipulatorów?
Mam wrażenie, że przez ostatnie lata fake newsy nie były traktowane jako problem, który dotyka całego społeczeństwa. A jeśli już, to dlatego, że ci, którzy się na nie nabierają, wybierają nam prezydentów, władze, głosują w referendach. Dokumenty na temat manipulacji w internecie uśpiły czujność. Teraz, za sprawą internetowych trolli, maski spadają.
Właśnie dlatego uważam, że potrzebujemy ich działań: żartów, wkrętów i manipulacji. Im szybciej dotrze do wielu osób, że każdy może się nabrać na fałszywy wpis w internecie, tym lepiej.