Atomowy okręt podwodny K‑3. Tragiczna w skutkach kradzież miedzianej uszczelki
Atomowy okręt podwodny K-3 nosił oficjalną nazwę Leninskij Komsomoł. Nieoficjalnie – podobnie jak niesławny K-19 – nazywany był Hiroszimą. Wśród licznych awarii i radioaktywnych incydentów jeden, w którym śmierć poniosło co najmniej 39 osób, zasługuje na szczególną uwagę.
08.09.2022 | aktual.: 08.09.2022 13:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ile może być warta miedziana uszczelka? Dla anonimowego, radzieckiego stoczniowca, zatrudnionego w latach 50. ubiegłego wieku w Siewmaszu, jak nazywano Zakład nr 402, musiała być cenna. Dlatego wymontował ją z atomowego okrętu podwodnego i zastąpił miedź odręcznie wyciętym elementem z paranitu – materiału na bazie azbestu.
Prawdopodobnie nie przypuszczał, jak tragiczne następstwa będzie miała ta kradzież.
Zanim do niej doszło, rozkaz "O zaprojektowaniu i budowie obiektu 627" podpisał 12 września 1952 r. sam Józef Stalin. Sowiecki zbrodniarz był pod wrażeniem skuteczności niemieckich U-Bootów, które w czasie II wojny były bliskie odcięcia Wielkiej Brytanii od transatlantyckich dostaw. Jednocześnie obawiał się technologicznej przewagi Stanów Zjednoczonych, które – jak wynikało z danych wywiadu – rozpoczęły prace nad okrętem podwodnym z napędem atomowym.
Dlatego postanowił, że ZSRR zintensyfikuje prace nad własną jednostką tego typu.
Zalety napędu atomowego
Atomowy napęd eliminował największą słabość ówczesnych okrętów podwodnych. Choć już w czasie II wojny światowej prowadzono badania nad napędem niezależnym od powietrza atmosferycznego, a niemiecki wynalazek – chrapy – pozwalał na używanie silnika diesla przez płytko zanurzony okręt, jednostki z klasycznym napędem musiały co pewien czas wynurzać się.
Pozwalało to na przewietrzenie okrętu, a przede wszystkim na użycie silników spalinowych do naładowania akumulatorów, służących do poruszania się pod wodą. I choć znane były przypadki pozostawania okrętów podwodnych w zanurzeniu nawet przez kilkadziesiąt godzin, prędzej czy później każdy z nich musiał się wynurzyć, wystawiając się na atak okrętów i samolotów wroga.
Napęd atomowy nie miał takich ograniczeń. W połączeniu z efektywnym pochłanianiem dwutlenku węgla i możliwością zmagazynowania potrzebnego tlenu, zapewniał okrętom niemal nieograniczony, podwodny zasięg i możliwość przebywania w zanurzeniu miesiącami (rekordowy rejs bez wynurzania w wykonaniu brytyjskiego okrętu podwodnego Warspite trwał aż 111 dni).
Atomowe tsunami: to już było
Od kilku lat rosyjscy decydenci straszą świat rzekomo budowanym podwodnym dronem Posejdon 2M39, zdolnym do wywołania "atomowego tsunami". Choć trudno uznać te słowa za coś więcej niż typową dla rosyjskiej propagandy bzdurę, sam pomysł nie jest nowy. Już w latach 50. podobna broń miała stanowić uzbrojenie okrętu K-3.
Zgodnie z pierwotnymi założeniami jednostka miała być uzbrojona w jedną, wielką atomową torpedę T-15. Broń o długości 24 metrów miała mieć zasięg 50 kilometrów. Wyposażona w głowicę atomową miała służyć do niespodziewanych ataków na bazy amerykańskiej marynarki wojennej. Pomysł, który podobał się politykom, został jednak bardzo mocno skrytykowany przez fachowców – dowódców rosyjskiej floty, w tym admirała Nikołaja Kuzniecowa.
Ostatecznie zdecydowano się na klasyczne uzbrojenie okrętu, który został wyposażony osiem dziobowych wyrzutni torped kalibru 533 mm. Zapas torped – łącznie z załadowanymi do wyrzutni – wynosił 20 sztuk, wśród których mogły być nie tylko torpedy z konwencjonalnym ładunkiem, ale także torpedy z głowicami atomowymi
K-3 – okręt podwodny, który wyznaczył standardy
Okręt podwodny K-3 został zwodowany 8 września 1957 r. i rozpoczął służbę rok później. Miał 107 metrów długości i wypierał pod wodą ponad 4700 ton. Jego reaktory pozwalały na osiągnięcie podwodnej prędkości 30 węzłów, a jednostka mogła zanurzać się na co najmniej 300 metrów.
Ważną innowacją, którą Sowieci wyprzedzili wówczas Amerykanów, był kształt kadłuba, przypominający nieco kroplę wody, który z czasem stał się standardem dla nowoczesnych okrętów podwodnych.
K-3 uznawano za jednostkę eksperymentalną, ale na podstawie jego nieco tylko zmodyfikowanego projektu rozpoczęto budowę 12 kolejnych okrętów, znanych jako typ 627A (w kodzie NATO: November) i jednego projektu 645. Podczas jednego z rejsów K-3 zbliżył się do bieguna północnego. Potwierdzono wynurzenie okrętu około 600 km od bieguna, jednak - według niepotwierdzonych informacji - w czasie tego samego rejsu załodze udało się znaleźć lodową szczelinę w rejonie bieguna północnego, co pozwoliło na wynurzenie okrętu i wbicie radzieckiej flagi na biegunie.
Śmierć z powodu miedzianej uszczelki
K-3 był trapiony przez liczne problemy. Dotyczyły one m.in. poziomu radiacji na pokładzie okrętu, bardzo podwyższonej w sekcji reaktora. Do najgroźniejszego ze znanych wypadków doszło jednak w zupełnie innym miejscu – w sekcji dziobowej, gdzie znajdowały się wyrzutnie torped.
Wybuch i pożar, do których doszło w czasie patrolu na Morzu Norweskim 8 września 1967 r., spowodowały śmierć co najmniej 39 osób. Okręt nie zatonął, co pozwoliło na gruntowne zbadanie wypadku i jego przyczyn.
Okazało się, że za pożar odpowiada wyciek z układu hydraulicznego gorącego oleju. Sam wyciek nie byłby tragiczny w skutkach, ale olej trafił na włączoną żarówkę, której rozbicie doprowadziło do pożaru, podsyconego rozbiciem zbiornika z tlenem. Radzieccy konstruktorzy przewidzieli wprawdzie takie zagrożenie, więc żarówki zostały zabezpieczone odpowiednimi osłonami, jednak tę jedną ktoś akurat zdemontował.
Sam wyciek oleju także nie był dziełem przypadku. Nastąpił, bo oryginalny, miedziany element uszczelniający został zdemontowany i zastąpiony chałupniczo wykonaną częścią z azbestu. Ta – po wielokrotnym wystawieniu na działanie bardzo wysokiego ciśnienia – w końcu nie wytrzymała i pękła, co doprowadziło do groźnego wycieku z instalacji hydraulicznej.
Wypadek, spowodowany niedbałą eksploatacją i kradzieżą został utajniony.
Zobacz także
Uratowany od złomowania
K-3 Leninskij Komsomoł pozostawał w służbie aż do 1988 r., a w 1991 r. ostatecznie skreślono go ze stanu floty. Początkowo zamierzano go zezłomować, ale nacisk ze strony związanych z marynarką wojenną decydentów i stoczniowców sprawił, że pierwszy radziecki okręt podwodny z napędem atomowym ocalał.
W stoczni Nierpa w Snieżnogorsku usunięto z niego przedział reaktora, który został zastąpiony makietą, a w 2011 r. ostatecznie zapadła decyzja o przekształceniu okrętu w muzeum. Prace nad doprowadzeniem zniszczonej jednostki do stanu muzealnego ciągle trwają.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski