Lotniskowiec Kuzniecow. Najwyższy czas pociąć go na żyletki
Symbol rosyjskiej floty, lotniskowiec Admirał Fłota Sowietskogo Sojuza Kuzniecow, ma wyjątkowego pecha. Gdy już wyjdzie z portu, zaczyna się loteria: rejs zakończy się zatonięciem, uszkodzeniem, czy tylko zwykłym pożarem? Ostatnio, aby zaliczać kolejne katastrofy, okręt nie musi nawet wychodzić w morze.
13.12.2019 | aktual.: 17.12.2019 21:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kuzniecow – bo tak zazwyczaj skraca się nazwę rosyjskiej jednostki – to niezwykły okręt. Powstał jako ukoronowanie ambitnego rozwoju radzieckiej floty, która po dziesięcioleciach operowania w pobliżu własnych baz i granic, miała wypłynąć na szerokie wody oceanów.
Co istotne, radzieckie stocznie nie miały doświadczenia w budowie okrętów tej klasy. Wcześniej budowały jedynie nietypowe hybrydy, znane jako ciężkie krążowniki lotnicze. Były to okręty, których głównym uzbrojeniem były ciężkie pociski przeciwokrętowe, zdolne do obsługi samolotów pionowego startu i lądowania.
Ślady dawnych koncepcji widać również w przypadku Kuzniecowa. Pojektanci przewidzieli uzbrojenie go – poza grupą lotniczą – w ciężkie 7-tonowe pociski przeciwokrętowe P-700 Granit. Przy 10 metrach długości miały ponad 600 kilometrów zasięgu i mogły lecieć z prędkością przekraczającą mach 2,5.
Miało być kasyno, jest lotniskowiec
Rozpad Związku Radzieckiego wstrzymał rozwój radzieckich lotniskowców. Ukończenia doczekał jedynie Tbilisi, przemianowany następnie na Kuzniecowa. Jego bliźniacza jednostka – Wariag – przed ukończeniem została sprzedana Chinom, które ukończyły okręt jako lotniskowiec Liaoning.
Nie obyło się przy tym bez kontrowersji i skandali, bo według oficjalnej wersji kadłub Wariaga miał zostać wykorzystany do działalności pływających, komercyjnych kasyn. Skończył jako chiński okręt wojenny i podstawa do zbudowania przez Chińczyków kolejnej, bazującej na przejętej technologii, jednostki.
Możliwości lotniskowca Kuzniecow
Służba Kuzniecowa to pasmo problemów, wypadków i kompromitacji. Okręt, który miał być symbolem siły rosyjskiej floty, często – zwłaszcza w ostatnich latach – staje się obiektem kpin. A przy okazji miejscem niebezpiecznym dla życia i zdrowia własnej załogi.
Zbudowano go według koncepcji STOBAR, gdzie samoloty startują bez pomocy katapulty, wykorzystując do wzniesienia się specyficznie ukształtowany koniec pokładu startowego. Gdy spojrzymy na niego z boku, ujrzymy kształt przypominający skocznię narciarską. Brak katapult upraszcza nieco konstrukcję, ale narzuca ograniczenia co do masy startujących samolotów.
W rezultacie maszyny startujące z Kuzniecowa wyruszają na swoje misje albo niedozbrojone, albo niedotankowane. Owszem, paliwo można uzupełniać w powietrzu, ale jest to czasochłonne, angażuje dodatkowe maszyny i komplikuje logistykę. Jedyną możliwością startów samolotów z pełnym obciążeniem jest rozpędzanie ich z samego końca pokładu, co wstrzymuje inne operacje lotnicze i uniemożliwia jednoczesne przyjmowanie lądujących maszyn.
Pod względem możliwości bojowych od amerykańskich odpowiedników, zdolnych do szybkiego wysyłania w powietrze kolejnych maszyn i jednoczesnego przyjmowania lądujących - Kuzniecowa dzieli więc przepaść.
Awarie lotniskowca
Teoretycznie Kuzniecow może przenosić niemal 60 samolotów bojowych, jak Su-33 i dostosowane do operowania z lotniskowca wersje MiG-29 . W praktyce jego grupa lotnicza jest – z powodów niedofinansowania i braku odpowiednich maszyn – znacznie mniejsza i liczy po kilkanaście śmigłowców i samolotów wielozadaniowych.
Od początku służby okręt jest też trapiony różnymi awariami, które ograniczają jego możliwości. Nieustannie psuje się napęd, a podczas jednego z rejsów z ośmiu kotłów zepsuło się aż sześć. Przyczyna awarii była kuriozalna – załoga użyła wody morskiej zamiast destylowanej. Awarie zamarzających rurociągów, przez które załoga została pozbawiona dostępu do sanitariatów, to przy tym zupełnie drobny problem.
Nie lepiej przedstawiają się ostatnie lata. Kuzniecow jeśli już wypływa z portu, to w towarzystwie holowników, asekurujących lotniskowiec na wypadek spodziewanych problemów. Gdy kilka lat temu przepływał obok Wielkiej Brytanii, wywołał na Wyspach poruszenie. Nie obawiano się jego siły bojowej, ale tego, że znowu coś się zepsuje i rejs zakończy się katastrofą ekologiczną. Znakiem rozpoznawczym okrętu jest również unoszący się nad nim, widoczny z daleka pióropusz czarnego dymu – Kuzniecow kopci jak XIX wieczny parowiec.
Okręt groźny dla własnej załogi
O sprawności okrętu dobitnie świadczy fakt, że po kilkumiesięcznej misji u wybrzeży Syrii musiał trafić do suchego doku na – jak planowano – kilkuletni remont. No i się zaczęło. Na skutek awarii zasilania na okręt spadł potężny dźwig, powodując bardzo poważne uszkodzenia. Uszkodzeniu uległ również jedyny, jakim dysponuje Rosja, tak wielki suchy dok PD-50 – jedyna możliwość remontowania Kuzniecowa. Zdaniem analityków stawia to pod znakiem zapytania dalszy los okrętu.
Do kompletu nieszczęść doszedł pożar na wiosnę 2019 roku, który to rok Kuzniecow kończy kolejnym (i również tragicznym w skutkach) pożarem. Trudno dziś wyrokować, jaki los spotka ostatecznie jedyny rosyjski lotniskowiec i kiedy – o ile w ogóle – uda się go przywrócić do służby. Jest jednak pewne, że snute przez rosyjskich decydentów wizje o budowie kilku jego następców, nowoczesnych lotniskowców, można w przewidywalnej przyszłości włożyć między bajki.