Atomowe kury: tajna broń Zimnej Wojny

Jaka jest najdziwniejsza broń Zimnej Wojny? Mocnym pretendentem do tego tytułu wydaje się brytyjska mina atomowa, opracowana w ramach programu Blue Peacock. Jej istotnym elementem było stado kur, którym przypadła do wykonania bardzo ważna rola.

Atomowe kury: tajna broń Zimnej Wojny
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

05.07.2020 14:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jak obronić NATO przed sowiecką inwazją? Przed laty pomysł, by w razie konfliktu użyć na szeroką skalę broni jądrowej, wydawał się oczywisty. W miarę rozwoju technologii głowice jądrowe upychano wszędzie, gdzie się dało. Trafiły nie tylko do wielkich rakiet i bomb, ale także do broni używanej na znacznie niższym szczeblu, jak działo bezodrzutowe Davy Crockett czy pociski artyleryjskie wystrzeliwane z haubic Big Annie.

Rozwijano również atomowe miny, a jeden z programów rozwoju tej broni otrzymał w Wielkiej Brytanii kryptonim Blue Peacock (Niebieski Paw). Spośród wielu innych programów zbrojeniowych Blue Peacock wyróżniał się zaproponowanym przez inżynierów, bardzo nietypowym rozwiązaniem: wykorzystaniem atomowych kur.

Atomowe pola minowe

Program Blue Peacock zakładał zaminowanie Zachodnich Niemiec minami, które mogły być odpalone zdalnie impulsem elektrycznym, ale – co było istotną częścią planu – po uzbrojeniu mogłyby działać samoczynnie, wybuchając po ośmiu dniach.

Założenia wydawały się sensowne: część min miała ograniczyć impet sowieckiego natarcia, a inne – wybuchając już po zajęciu terenu przez Rosjan – powinny zdezorganizować zaplecze frontu, przerywając komunikację, linie zaopatrzeniowe czy przerzut na Zachód kolejnych jednostek.

W roli min zamierzano wykorzystać odpowiednio zmodyfikowane bomby atomowe Blue Danube (Niebieski Dunaj), o wadze ponad 7 ton i mocy do 40 kt. Dostosowano je do roli min, wyposażając w odpowiednie zapalniki, a także system zabezpieczeń, które miały spowodować detonację, gdyby ktokolwiek zaczął przy minie manipulować. Reagowały na poruszenie, dekompresję i zalanie wodą.

Problem polegał na tym, że po zakopaniu w ziemi, w warunkach niemieckiej zimy, mina szybko się wychładzała, co uniemożliwiało poprawne działanie umieszczonej w niej elektroniki.

Obraz
© Domena publiczna

Bomba atomowa Blue Danube

Ogrzewanie kurczakowe

Rozwiązanie okazało się bardzo nietypowe. Inżynierowie z Królewskiej Jednostki Rozwoju Badań Zbrojeniowych (Royal Armament Research and Development Establishment) wpadli na pomysł, by zamiast skomplikowanych i zawodnych systemów grzewczych wykorzystać żywe kury. Jak sprawdzili, wewnątrz miny było bowiem dość miejsca, by umieścić tam kilka ptaków wraz z zapasem karmy.

Wszystko opierało się na kurzej stałocieplności. Normalna temperatura tych ptaków to około 41-43 stopnie Celsjusza. W praktyce kura jest więc niezłym grzejnikiem – co prawda dobrze zaizolowanym warstwą puchu i piór, ale zdolnym wydajnie ogrzewać swoje otoczenie.

Niezrealizowany projekt

W rezultacie kilka kur zamkniętych na niewielkiej przestrzeni mogło wydzielić wystarczająco dużo ciepła, aby przez kilka dni utrzymać podzespoły miny w stanie użyteczności nawet podczas zimy. Pomysł uznano za doskonały i w ramach partii testowej w 1954 roku zamówiono pierwsze 10 atomowych min z ogrzewaniem kurczakowym, jednak brytyjskie Ministerstwo Obrony postanowiło wycofać się z projektu. Ostatecznie powstały jedynie dwa prototypy.

Obraz
© SonicBomb

Wnętrze atomowej miny z programu Blue Peacock

Powodem nie były jednak – bynajmniej – kury, bo od strony technicznej projekt wydawał się bez zarzutu. Chodziło o coś innego – sens atomowych pól minowych. O ile perspektywa zmienienia Niziny Niemieckiej w atomową pustynię niespecjalnie Brytyjczykom przeszkadzała, to obawy budziła wizja chmury radioaktywnych pyłów, które – zdaniem ekspertów – miały dotrzeć także do Wielkiej Brytanii. W 1958 roku program Blue Peacock został oficjalnie zakończony.

Atomowe miny a sprawa polska

Koniec programu nie oznaczał ostatecznej rezygnacji z atomowych min. W kolejnych latach zdecydowanym zwolennikiem tej broni okazał się jeden z niemieckich dowódców, gen. Heinrich Trettner, który wyszedł z założenia, że lepiej wysadzić połowę Niemiec, niż oddać je Rosjanom. Zadanie miał ułatwione, bo rozwój technologii sprawił, że miny miały mniejsze rozmiary i nie musiały być ogrzewane.

W rezultacie wzdłuż zachodnioniemieckiej granicy powstał system atomowych pól minowych, znany pod nazwą Pasa Trettnera. Do jego forsowania przeznaczono m.in. wyspecjalizowane jednostki Ludowego Wojska Polskiego – Oddziały Torujące, których użycie zakończyłoby się prawdopodobnie masakrą Polaków. Na szczęście do bezpośredniej konfrontacji nigdy nie doszło.

Komentarze (25)