Armada von Brauna i radziecki atomowy pociąg. Plany załogowych lotów na Marsa

Wiele lat przed deklaracją prezydenta USA Donalda Trumpa, który chce wysłać na Marsa amerykańską, załogową misję, plan eksploracji Czerwonej Planety - Das Marsprojekt - opracował Wernher von Braun. Własną misję TMK-E, podczas której na Marsie miał jeździć atomowy pociąg, przygotowywali także Rosjanie.

Transport koleją rakiety kosmicznej Sojuz
Transport koleją rakiety kosmicznej Sojuz
Źródło zdjęć: © Domena publiczna | NASA/Carla Cioffi
Łukasz Michalik

W 1948 r., czyli nieco ponad dwadzieścia lat przed chwilą, w której Neil Armstrong wypowiedział na Księżycu pamiętne słowa o małym kroku dla człowieka, ale wielkim dla ludzkości, ambitny plan załogowej eksploracji Marsa przedstawił Wernher von Braun.

Ten niemiecki inżynier i konstruktor rakiet w czasie II wojny światowej odpowiadał, jako oficer SS w stopniu Sturmbannführera, za wykorzystywanie pracy niewolniczej więźniów obozu koncentracyjnego Mittelbau-Dora.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czas na AI. Zapowiedź buntu maszyn czy nowa rewolucja przemysłowa? - Historie Jutra napędza PLAY #5

Po wojnie, jako cenny specjalista, został objęty amerykańskim programem Paperclip i - pomimo nazistowskiej przeszłości - przeniesiono go do Stanów Zjednoczonych. W 1955 r. otrzymał amerykańskie obywatelstwo, wnosząc bezcenny wkład w program kosmiczny USA.

Zanim jednak to nastąpiło, w 1948 r. von Braun, bazując na wizjonerskich pracach pioniera techniki rakietowej, Hermanna Obertha, napisał powieść "Das Marsprojekt", opisującą załogową misję na Marsa. Nie było to zwykłe dzieło literackie, bo przedstawione w nim rozwiązania i pomysły bazowały na obliczeniach i fachowej wiedzy rakietowego eksperta.

10 statków kosmicznych von Brauna

Plan marsjańskiej wyprawy von Brauna robił wrażenie rozmachem. Wizjoner zakładał, że załogowa misja na Czerwoną Planetę będzie liczyła aż 70 osób. Wyprawa miała być podzielona na siedem 10-osobowych zespołów, podróżujących oddzielnymi statkami kosmicznymi, z których każdy miał być wyposażony w sferyczną, 20-metrową przestrzeń mieszkalną. Jeden statek miał ważyć 3,7 tys. ton - o ponad 1000 ton więcej niż wyporność polskiej korwety ORP "Ślązak".

Start tak wielkich obiektów z Ziemi był wykluczony, dlatego miały powstawać na ziemskiej orbicie. Obsługę wielkiego placu budowy, w jaki miała zmienić się wówczas orbita naszej planety, miało zapewnić 20 wahadłowców, z których każdy musiałby wykonać ok. 1000 lotów.

Wizualizacja prac na orbicie przy montażu marsjańskich statków - grafika z 1954 roku
Wizualizacja prac na orbicie przy montażu marsjańskich statków - grafika z 1954 roku© Collier's

Uzupełnieniem siedmiu statków załogowych miały być trzy bezzałogowce, transportujące niezbędne wyposażenie. Kosmiczna wyprawa w roli paliwa miała korzystać z toksycznej i niebezpiecznej hydrazyny. W celu optymalizacji zużycia paliwa von Braun założył wykonanie przez statki kosmiczne manewru transferowego Hohmanna, dzięki któremu wyprawa miała dotrzeć do Marsa po 260-dniowym locie.

Plan zakładał lądowanie pierwszej grupy astronautów w okolicach jednego z biegunów. Pionierzy mieli korzystać z jednorazowego lądownika, który nie miał możliwości ponownego startu, ale pozwalał za to na transport większej masy wyposażenia.

Wizualizacja prac na orbicie - grafika z 1954 r.
Wizualizacja prac na orbicie - grafika z 1954 r.© Collier's

Grupa ta miała przebyć po powierzchni Marsa około 6,5 tys. km, aby przygotować bazę i lądowisko dla pozostałych. W sumie na Marsie miało wylądować 50 osób. 20-osobowy zespół miał pozostać na orbicie, prowadząc badania i nadzorując statki kosmiczne w oczekiwaniu na powrót reszty załogi.

Po 460 dniach pobytu na Marsie załoga - korzystając z dwóch lądowników - miała powrócić do orbitujących statków i na ich pokładach wrócić na Ziemię. Cała wyprawa miała zająć blisko 2,5 roku. Ze względu na rozmach przedsięwzięcia jego realizacja nigdy się nie rozpoczęła, a środki i energię amerykańskiego przemysłu kosmicznego skierowano w kolejnych latach na prestiżowy program Apollo.

Wyprawa TMK-E

Jego sukces sprawił, że w Związku Radzieckim - po przegranym "księżycowym wyścigu" - rozpoczęto prace nad wyprawą, która miała przyćmić sukces Amerykanów. Zamiast być drugimi na Księżycu, Rosjanie postanowili być pierwsi na Marsie.

Radziecki plakat propagandowy - "Nasz triumf w komosie - hymn ziemi radzieckiej"
Radziecki plakat propagandowy - "Nasz triumf w komosie - hymn ziemi radzieckiej"© Domena publiczna

W tym celu opracowali wyprawę o nazwie TMK-E. Rosjanie założyli wysłanie całej załogi i wyposażenia w jednym, 175-metrowym statku kosmicznym, który - podobnie jak statki von Brauna - miał być budowany na ziemskiej orbicie.

175-metrowy gigant o nazwie TMK (Ciężki Międzyplanetarny Statek Kosmiczny) miał zabrać na Marsa 6-osobową załogę, a także najbardziej niezwykły element wyprawy: atomowy, kosmiczny pociąg.

Atomowy pociąg na Marsie

Plan przewidywał, że wyprawa wyląduje w rejonie jednego z biegunów. Na powierzchnię Czerwonego Globu w dwóch lądownikach mieli trafić ludzie, a w czterech kolejnych - elementy "marsjańskiego pociągu", jak nazywano ten wielomodułowy pojazd.

Była to mobilna baza, składająca się z pięciu segmentów. Pierwszy mieli zajmować ludzie oraz sprzęt do badań Marsa. Drugi przeznaczono dla różnego rodzaju bezzałogowców. Moduł trzeci i czwarty zawierały rakiety, którymi wyprawa miała powrócić do orbitującego wokół Marsa statku-bazy, a w piątym miał pracować reaktor jądrowy, zapewniający energię niezbędną do przetrwania całej wyprawy.

Dostarczenie na ziemską orbitę sprzętu, potrzebnego do zorganizowania marsjańskiej wyprawy, miało wymagać około 30 lotów rakiet N1 - radzieckiego odpowiednika amerykańskich Saturnów. Niestety, zawiódł kluczowy element całego programu, jak i filar radzieckiego programu kosmicznego, czyli rakieta N1.

105-metrowa rakieta miała oferować zdolność wynoszenia nawet 90 ton ładunków na niską orbitę Ziemi. Jej skomplikowany napęd, śmierć głównego konstruktora, a następnie seria czterech nieudanych prób, z których każda zakończyła się katastrofą, ostatecznie pogrzebały zarówno radziecki program księżycowy, jak planowaną, załogową wyprawę na Marsa.

Choć do pomysłu wielokrotnie wracano w kolejnych dziesięcioleciach, na plany mające szansę realizacji trzeba było czekać aż do trzeciej dekady XXI wieku.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (12)