Nazistowska Gwiazda Śmierci. Superbroń miała jednym strzałem zagotować ocean
21.03.2021 11:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Co mogło być ostateczną bronią Hitlera? Niemcy zupełnie serio pracowali nad Gwiazdą Śmierci - orbitalna broń miała jednym strzałem niszczyć całe połacie planety.
Koniec drugiej wojny światowej obfitował w projekty, którymi Niemcy mieli nadzieję odwrócić losy wojny. Gdy zawodziły konwencjonalne środki, nadziei na zwycięstwo upatrywano w Wunderwaffe – "cudownych" broniach.
Zaliczano do nich zarówno całkiem sensowne projekty nowych typów uzbrojenia - jak kierowane bomby czy rakiety przeciwlotnicze - jak i pomysły całkowicie oderwane od rzeczywistości, które jednak niekiedy imponowały rozmachem i wizjonerstwem.
Jednym z nich był pomysł budowy Gwiazdy Śmierci – bojowej stacji orbitalnej o ogromnej sile rażenia. Na pozór to kolejny z utopijnych projektów, w których III Rzesza pod koniec wojny marnotrawiła swoje i tak coraz skromniejsze zasoby.
Gdy jednak przyjrzymy się mu bliżej, okaże się, że stoi za nim człowiek, w którego rozsądek trudno powątpiewać. Pomysłodawcą i autorem wstępnego projektu niemieckiej, bojowej stacji kosmicznej był bowiem Hermann Oberth – prekursor astronautyki i jeden z ojców współczesnej technologii rakietowej, a zarazem mentor Wernhera von Brauna.
Pionier astronautyki, mistrz von Brauna
Urodzony w 1894 roku w Siedmiogrodzie Herman Oberth już od najmłodszych lat fascynował się astronautyką, albo raczej tym, co miało w przyszłości zyskać tę nazwę. Fascynacja narodziła się wraz z lekturą powieści Juliusza Verne’a i szybko przekształciła się w życiową pasję.
Już jako 14-latek projektował i budował modele rakiet, opracował koncepcję rakiety wielostopniowej, a po wybuchu pierwszej wojny światowej opracował – niewdrożoną do produkcji – rakietę o zasięgu 290 kilometrów, napędzaną ciekłym paliwem.
Prowadzone po wojnie badania spotkały się początkowo z brakiem zrozumienia środowiska naukowego, jednak wraz z kolejnymi publikacjami, dotyczącymi teorii technologii rakietowej i astronautyki, naukowiec budował swoją pozycję. Na początku lat 30. prowadził już w Niemczech testy budowanych przez siebie rakiet, a jego asystentem został później słynny, a wówczas obiecujący, Wernher von Braun.
Kariera Hermanna Obertha przebiegała typowo dla niemieckiego naukowca tamtego okresu: najpierw praca dla nazistów, a po przegranej wojnie umiłowanie demokracji i oddanie swoich talentów Amerykanom.
W późniejszych latach Oberth kursował pomiędzy USA i RFN-em, pracując m.in. dla Convaira. Wśród ważniejszych osiągnięć Niemca z tamtego czasu warto wspomnieć koncepcję wykorzystania prądów strumieniowych – silnych wiatrów, wiejących jednostajnie na dużych wysokościach – do produkcji energii.
Przybywamy w pokoju!
Życiorys Hermanna Obertha nie byłby jednak wart wzmianki w tym artykule, gdyby nie inna, znacznie bardziej niecodzienna z jego koncepcji. Już pod koniec lat 20. naukowiec wpadł bowiem na pomysł, jak stworzyć broń o niespotykanej do tej pory sile rażenia.
Bronią tą miała być stacja orbitalna, wyposażona w gigantyczne zwierciadło. Orbitalna instalacja, po skupieniu promieni słonecznych, miała robić na Ziemi mniej więcej to, co ciekawe świata dzieci robią mrówkom przy pomocy lupy.
Idea nie była nowa – na podobny pomysł, choć bez kosmicznego rozmachu, wpadł przecież ponad 2 tys. lat wcześniej Archimedes, jednak to właśnie koncepcja Obertha doczekała się próby wdrożenia.
Jak wynika z materiałów opublikowanych w 1945 roku w magazynie "Life", niemiecki ośrodek badawczy w Hillersleben zajmował się – między innymi – dopracowaniem koncepcji Obertha i opracowaniem planów stacji kosmicznej z bronią o niesamowitej sile rażenia.
Według niemieckiej koncepcji, stacja miała orbitować na wysokości 8200 kilometrów (dla porównania - orbita ISS to około 408 km) i miała być wyposażona w zwierciadło o powierzchni 9 kilometrów kwadratowych.
Zdaniem pomysłodawcy wiązka skupionego w ten sposób światła powinna mieć wystarczającą energię do miejscowego zagotowania wody w oceanie lub podpalenia miasta - skojarzenia z Gwiazdą Śmierci wydają się tu zupełnie na miejscu. Zdaniem niemieckich badaczy, budowa takiej instalacji miała trwać co najmniej 50 lat, a prace nad nią - choć faktycznie prowadzone - nie wyszły poza fazę koncepcyjną.
Kto zbuduje Gwiazdę Śmierci?
Warto jednak wspomnieć, że – w skromniejszym wydaniu – pomysł militarnego wykorzystania przestrzeni kosmicznej doczekał się realizacji. Bojową stacje kosmiczną Polus zbudowali przecież Rosjanie, którzy prawdopodobnie przetestowali na orbicie m.in. działko lotnicze. Co więcej, wahadłowce – zarówno amerykańskie, jak i rosyjski Buran – wśród swoich założeń koncepcyjnych miały funkcję orbitalnego bombowca.
Pomysł, by zbudować Gwiazdę Śmierci powrócił również w 2013 roku w postaci petycji do amerykańskiego prezydenta. Ponieważ amerykańska administracja jest zobowiązania do odpowiedzi na każdą petycję, pod którą podpisze się co najmniej 25 tys. obywateli, urzędnicy Baracka Obamy musieli zupełnie serio odnieść się również i do tej idei.
W oficjalnym komunikacie znajdziemy wyjaśnienie, że Biały Dom nie popiera wysadzania planet, inwestycja byłaby zbyt droga, a budowa broni, którą może zniszczyć jednoosobowy statek kosmiczny jest bez sensu. Na realizację śmiałej koncepcji przyjdzie nam zatem jeszcze trochę poczekać.