Zabójcza jemioła Hitlera. To był as w rękawie III Rzeszy
Zestaw samolotów Mistel, czyli niemiecka broń odwetowa z okresu II wojny światowej, pozwalał niszczyć duże cele naziemne i morskie. Nazwa tego sprzętu oznaczała dosłownie jemiołę, ale można było spotkać się również z określeniami "Urządzenie Beethovena" lub "Na barana". Konstrukcja realizowała te same cele co japońscy lotnicy kamikadze, z tą różnicą, że ataki przy jej użyciu nie kończyły się śmiercią pilotów.
Zestaw Mistel opierał się na dwóch samolotach ustawionych jeden na drugim. Większa maszyna (bombowiec), która znajdowała się na dole, była pozbawiona załogi i większości wyposażenia. Pełniła ona rolę skrzydlatej bomby, której zadaniem było uderzenie we wskazany cel. Pilot znajdował się w mniejszym i lżejszym samolocie (myśliwcu), który pełnił rolę nosiciela tej broni.
Na archiwalnych zdjęciach, które zachowały się do naszych czasów, możemy zobaczyć jeden z egzemplarzy tej konstrukcji, przejęty pod koniec wojny przez Amerykanów. Zestaw składał się z reguły z dwóch czołowych samolotów Luftwaffe – myśliwca Focke-Wulf Fw 190 oraz wielozadaniowej maszyny Junkers Ju 88.
Zabójcza jemioła Hitlera
Projekt Mitel powstał w zakładach Junkers w 1941 r. Pod wieloma względami schemat działania tej broni przypominał to, co Japończycy wdrożyli w ostatniej fazie wojny na Pacyfiku – chodziło o uderzenie samolotem w duży cel, np. okręt. Opróżnione wnętrze większej maszyny było dodatkowo wypełnione silnymi ładunkami wybuchowymi, które miały zwiększyć moc rażenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po zbliżeniu się do celu pilot nakierowywał na niego "skrzydlatą bombę", po czym odłączał się od zestawu i odlatywał. Co istotne, dolna maszyna samodzielnie podążała potem w kierunku wrogiego obiektu, pełniąc te same funkcje co dzisiejsze pociski samosterujące. Chociaż Niemcy zdołali stworzyć wiele obiecujących prototypów tej broni, do seryjnej produkcji trafiło tylko kilka zestawów.
Tym, co umożliwiało zastosowanie dwóch samolotów w takiej konfiguracji, był celownik. Mistel został wprawdzie skonstruowany z myślą o automatycznym naprowadzaniu bombowców na cel, ale pomysł sprawdzał się również w przypadku bomb latających. Co istotne, niemieccy inżynierowie zastosowali połączenie sterów obu maszyn, dzięki czemu pilot siedzący w lżejszym samolocie, mógł jednocześnie sterować myśliwcem i bombowcem.
Skąd taki pomysł?
Plan stworzenia tej nietypowej broni wynikał – jak pisał Łukasz Michalik – z problemów, które towarzyszyły III Rzeszy niemal przez całą II wojnę światową. Chociaż Niemcy zdołali stworzyć parę samolotów dalekiego zasięgu, nie dysponowali praktycznie lotnictwem strategicznym. "Urządzenie Beethovena" pozwalało wypełnić tę lukę.
Projekt, który powstał w zakładach Junkers, odznaczał się dużym zasięgiem, co tworzyło pewną namiastkę broni strategicznej. "Wynikało to z faktu, że podczas lotu w stronę celu Mistel korzystał z paliwa przenoszonego przez cięższy samolot i po wykonaniu ataku pilot lżejszej maszyny miał nadal pełne zbiorniki" – zwraca uwagę Michalik. Ponadto w ataku brał udział tylko jeden pilot, zamiast całej załogi, co rozwiązywało problem braków personalnych oraz pozwalało angażować większą liczbę lotników do innych misji.
Nie bez znaczenia była także siła rażenia Misteli. Oprócz ładunków wybuchowych, większy samolot miał zamontowane w dziobie głowice kumulacyjne. Pozwalało to niszczyć mniejsze, ale silnie opancerzone okręty przeciwnika. Zestawy planowano wykorzystać m.in. w operacji Żelazny Młot, która zakładała uderzenia na sowieckie zakłady przemysłowe nad Wołgą i Donem. Pomimo podjętych prób, plan ten nigdy nie został jednak zrealizowany.
Chociaż Niemcy nigdy nie przeprowadzili zmasowanych ataków z udziałem Misteli, udało się je wykorzystać w niewielkich nalotach na siły inwazyjne aliantów lądujące w Normandii oraz w uderzeniach na Warszawę w kwietniu 1945 r. "Zabójcze jemioły" stanowiły bez wątpienia ciekawą broń, ale ich rola w czasie globalnego konfliktu okazała się niewielka. Jak wskazywał Michalik, zaważyły na tym główne wady Misteli: ich niewielka prędkość, ograniczona celność oraz konieczność poświęcenia kosztownego samolotu, który w tej konfiguracji stawał się bronią jednorazową. Zestawy stopniowo traciły na znaczeniu wraz z rozwijaniem przez Niemców udanych pocisków kierowanych.
Adam Gaafar, dziennikarz Wirtualnej Polski