Za nasze zdrowie płacą zwierzęta. Ale to nie znaczy, że nie możemy ulżyć im w cierpieniu [WYWIAD]

Za nasze zdrowie płacą zwierzęta. Ale to nie znaczy, że nie możemy ulżyć im w cierpieniu [WYWIAD]

Za nasze zdrowie płacą zwierzęta. Ale to nie znaczy, że nie możemy ulżyć im w cierpieniu [WYWIAD]
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
17.10.2019 18:51, aktualizacja: 26.01.2020 20:08

Za nasze zdrowie płacą istoty, na których sprawdzamy naukowe zdobycze medycyny - zwierzęta. Ale możemy minimalizować ich cierpienie. - Musimy zadbać o kontrolę społeczną i jak najlepsze prawo – mówi dla nas prezeska fundacji "LEX NOVA", Anna Gdula.

Małpy szarpane z całej siły za szyje, klatki z psami całe pobrudzone krwią, koty z wyrwaną skórą na łapach – takie skandaliczne nadużycia w hamburskim laboratorium zarejestrowali działacze prozwierzęcej organizacji "Cruelty Free International".

Mateusz Czerniak, WP Tech: Nagranie z Niemiec zszokowało opinię publiczną na całym świecie. Od razu każdy z nas zadaje sobie pytanie, jak z tym jest w Polsce?

Anna Gdula, prezeska Fundacji na Rzecz Prawnej Ochrony Zwierząt i Kontroli Obywatelskiej "LEX NOVA", członkini Lokalnej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach w Olsztynie, lekarz anestezjolog: - W Polsce działają komisje etyczne ds. doświadczeń na zwierzętach, które wydają zgody na doświadczenia. Jest ich 11. W skład każdej z nich wchodzi 6 naukowców, 3 osoby reprezentujące organizacje ochrony zwierząt oraz trzech reprezentantów nauk humanistycznych. Tyle w teorii.

A w praktyce?

W praktyce nie wygląda to tak różowo. Najczęściej jest tak, że przedstawiciele świata naukowego mają tam najsilniejszy głos. Często osoby reprezentujące stronę humanistów są ludźmi z uniwersytetów, a to właśnie uniwersytety są podmiotami, które składają wnioski o przeprowadzanie doświadczeń.

Nierzadko ludzie boją się po prostu wyłamać i działać przeciw interesowi swojego pracodawcy. A zamiast organizacji prozwierzęcych mamy w niektórych komisjach osoby z Pollasy - towarzystwa zrzeszającego de facto naukowców, zajmujących się badaniami na zwierzętach.

Czyli bagatelizuje się aspekt etyczny?

Bywa, że jest z tym problem. Są takie komisje, w których przechodzą prawie wszystkie wnioski o przeprowadzanie doświadczeń.

Myśli pani, że takie nadużycia w laboratoriach, jak te w niemieckim przypadku, to nie wyjątek?

Przyznam, że nie widziałam nagrania z tamtej sprawy, bo nie jestem w stanie tego oglądać. Wystarczy, że co miesiąc czytam opisy wniosków o wydanie zgody na doświadczenie, nierzadko z opisem bardzo dotkliwych procedur. Faktem jest, że w Polsce odbywają się testy toksykologiczne. Często sprawdza się w nich dawki śmiertelne badanych substancji, co kończy się dla zwierząt w oczywisty sposób.

W Polsce mamy prawo, które zobowiązuje naukowców do odpowiednio wczesnej eutanazji, która skraca cierpienie zwierząt, ale problem w tym, że nie mamy żadnej kontroli społecznej nad tymi procesami.

To znaczy?

Zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej, każda jednostka, która zajmuje się doświadczeniami na zwierzętach, powinna mieć nad sobą pewien organ kontrolujący dobrostan zwierząt w trakcie procesu doświadczalnego. Natomiast jak to ma funkcjonować, realnie decyduje prawo krajowe.

No i jak to u nas wygląda?

Tak, że w jednostkach wykorzystujących zwierzęta w doświadczeniach, funkcjonują tak zwane zespoły ds. dobrostanu zwierząt. Składają się one jednak zazwyczaj z pracowników tej jednostki.

Niestety, nowa ustawa o ochronie zwierząt laboratoryjnych odebrała członkom komisji możliwość dokonywania kontroli w laboratoriach. Jest to bardzo niekorzystne w porównaniu z poprzednim systemem.

Jak to?

Wcześniej to robiliśmy, ale teraz kontrole są przeprowadzane przez powiatowych lekarzy weterynarii. Jest to o tyle złe, że my - wydając zgodę na doświadczenie - wiemy, jaka jest jego specyfika, jakie zmiany w doświadczeniu poleciliśmy wprowadzić i w związku z tym, jak powinna być przeprowadzana taka kontrola.

Mówimy o niezapowiedzianych kontrolach?

Teoretycznie jedna trzecia kontroli inspekcji powinna być niezapowiedziana.

A z innej strony – na ile liczba i rodzaj testów odpowiada realnym potrzebom?

W internecie da się przeczytać lawinę komentarzy brzmiących "zatrzymać doświadczenia". Ludzie często nie zdają sobie jednak sprawy, że testowane są w ten sposób substancje, które na przykład mogą stać się lekami.

Poza tym jest też kwestia testów substancji chemicznych, z którymi może mieć kontakt człowiek, jak np. środki biobójcze. Tam konieczność przeprowadzenia testów na zwierzętach wynika z odrębnych przepisów.

Problemem jest moim zdaniem, np. testowanie różnych hipotez badawczych m.in. na dzikich zwierzętach. Zgodnie z ustawą można to robić tylko w sytuacjach szczególnych, natomiast w praktyce większość z takich wniosków uzyskuje zgodę, choć nie są to żadne szczególne przypadki.

A czy są jakieś alternatywy? Nauka daje perspektywy na zmniejszanie cierpienia zwierząt?

W Unii Europejskiej istnieje Centrum Walidacji Metod Alternatywnych (ECVAM) i oni zatwierdzają inne rozwiązania. Na razie jednak takich zupełnie sprawdzonych alternatyw jest mało. Co prawda już kilka lat temu powstały wyhodowane organy z komórek macierzystych, ale to wciąż nie jest model, który może zastąpić żywy organizm. W organizmie jest bowiem mnóstwo współzależności pomiędzy narządami, układami.

Natomiast z pewnością można bardzo zmniejszyć cierpienie zwierząt, jeśli ograniczy się ich wykorzystanie w dydaktyce. W tym momencie mamy możliwość użycia programów komputerowych i symulacji, a jednak na wielu uczelniach wciąż wykorzystuje się zwierzęta w celu kształcenia studentów.

Czyli jesteśmy skazani na kompromis?

Niestety tak. Jeżeli ludzie chcą korzystać z leków i nowych metod operacyjnych, to w tym momencie nie ma alternatywy.

Natomiast niesamowicie ważna jest odpowiednia kontrola nad procesem wydawania zgód i nad tym, co się dzieję w laboratoriach. Ten proces powinien być całkowicie przejrzysty, a w Polsce prace komisji są prawie całkowicie utajnione. Również organizacje prozwierzęce mają obecnie bardzo duży problem z dostępem do informacji o przebiegu prac komisji.

Kolejna kwestia – dopilnowanie, aby badania projektowane i realizowane były zgodnie z "zasadą trzech R" – ograniczenie, zastąpienie, ulepszenie (z ang. – reduction, replacement, refinement).

Z ograniczeniem chodzi o to, żeby w eksperymencie wykorzystywać jak najmniejszą liczbę zwierząt, jaka umożliwi otrzymanie zakładanego rezultatu. Zastąpienie to wykonywanie doświadczeń na zwierzętach, tylko jeśli nie ma alternatywy. Ulepszenie to wykorzystywanie najlepszych i najnowocześniejszych metod, które ograniczają cierpienie i dystres.

Musimy zadbać o kontrolę społeczną i realizację zasady 3R. Da się to zrobić dzięki udziałowi przedstawicieli organizacji prozwierzęcych oraz bezstronnych humanistów w komisjach etycznych. Kolejną sprawą jest jak najlepsze prawo. O te rzeczy powinniśmy walczyć.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)