Z iPhone'a korzystano za czasów Chaplina. Albo jak lubimy widzieć to, co chcemy

Podróżnicy w czasie, technologie przyszłości na obrazach sprzed wieków i zawirowanie naszej chronologii – w duchu motta „ Z Archiwum X”, prawda musi gdzieś tam być. Historie o ludziach i przedmiotach, które wpadły w pętlę czasową zawsze elektryzują. Oczywiście trzeba włożyć je między bajki albo blogi najbardziej fanatycznych zwolenników teorii spiskowych.

Z iPhone'a korzystano za czasów Chaplina. Albo jak lubimy widzieć to, co chcemy
Źródło zdjęć: © Youtube.com
Grzegorz Burtan

29.08.2017 | aktual.: 30.08.2017 16:22

Od czasu do czasu pojawiają się jednak materiały, które u nawet najbardziej zatwardziałych sceptyków wywołują chęć poskrobać się po głowie i zapytać: „zaraz, to nie jest Photoshop?”. Sensacją początku tej dekady było odnalezione w kanadyjskim Bralorne Pioneer Museum zdjęcie z 1940 roku.

Obraz
© Bralorne Pioneer Museum

Zauważyliście, co jest nie tak? Jeden z widzów wygląda dość… współcześnie. Nie jak ktoś żywcem wyjęty z amerykańskiego filmu o modelowej rodzinie z przedmieść lat 50. A raczej jak stały bywalec wyprzedaży we współczesnych "ciuchlandach", łowiący okazje. Sprawny fotomontaż, czy faktyczny wypad w przeszłość? Prawda jest jak zwykle odrobinę bardziej przyziemna.

Mężczyzna bowiem nie korzysta z niczego, co nie byłoby dostępne w tamtych czasach. Okulary słoneczne już wtedy istniały, a jego t-shirt to po prostu ręcznie wyszywany sweter. A ten nowocześnie wyglądający aparat? To prawdopodobnie model jednego z urządzeń Kodaka z początku XX wieku. Dla niektórych jednak to dalej nic innego jak sprawne oszustwo – ma o tym świadczyć jego prawa ręka. Zakrzywienie perspektywy ma być dowodem na fotomontaż, który wcale nie jest niczym nowym. Przeciwnie,były znane znacznie dłużej.

Opisywaliśmy sprawę obrazu, na którym jedna z postaci ma posługiwać się czymś w rodzaju smartfona. Sęk w tym, że namalowano go na początku XX wieku. A sama postać pochodziła z okresu kolonizacji Ameryki. Jak to możliwe, że mogła posługiwać się telefonem? Prawdopodobnie było to lusterko, uważają eksperci. Ale nie była to jedyna sytuacja, która napędza fanów podróży w czasie do dalszych poszukiwań.

W 1948 roku światło dziennie ujrzał film "Masakra Fortu Apache". W tym klasykiem z Johnem Waynem i Henrym Fondą jest scena, w której ten drugi posługuje się… iPhonem. Prawie 60 lat przed oficjalną premierą! To dopiero dokładne beta-testy. Nudziarze oczywiście mają swoją teorię, że to tylko notatnik, ale nie brzmi to nawet w połowie tak interesująco, jak oficjalny Instagram amanta starego kina.

iPhone pojawia się w 17. sekundzie

Jednak nie była to pierwsza sytuacja, kiedy komórka pojawiła się na srebrnym ekranie. "Cyrk", film Charliego Chaplina z 1928 roku, zawiera dostępną w wydaniu DVD scenę, na której jedna z bohaterek najwidoczniej rozmawia przez telefon. Ok, może w tamtych czasach zasięg obejmował tylko aparaty podpięte do sieci po kablu. Może jednak ktoś podrzucił sprzęt z XXI do XX wieku? Albo to po prostu prototyp aparatu słuchowego? Pewnie nigdy się nie dowiemy.

Ciekawym podejściem do podróży w czasie wykazał się ojciec Pellegrino Ernetti, włoski ksiądz i naukowiec. W latach 60. we współpracy z innym księdzem, Francois Brune i zespołem naukowców, w skład którego wszedł noblista Enrico Fermi, opracowali chronowizjer. Urządzenie było budką z ekranem wewnątrz i konsolą do jego obsługi. Chronowizjer odbierał i dekodował promieniowanie elektormagnetyczne z przeszłości i pozwalał na wgląd do wydarzeń sprzed setek lub nawet tysięcy lat. Dowód? Zdjęcie Jezusa Chrystusa w trakcie drogi krzyżowej. To jest niepodważalne, tak?

Obraz
© lahornacina

Otóż nie. Twarz na zdjęciu była bliźniaczo podobna do tej, którą posiada rzeźba dłuta artysty Lorenzo Coullaut Valera, żyjącego około 30 lat wcześniej od doniesień księdza-naukowca. Ojciec Ernetti twierdził zaś, że maszyna działa tak, jak powinna. Obecnie ma znajdować się w Watykanie lub, oczywiście, służyć możnym tego świata.

Czy zatem kiedykolwiek będzie możliwa podróż w czasie? Fizycy są sceptyczni. Na czele z najbardziej znanym, Stephenem Hawkingiem. Wybitny naukowiec zorganizował nawet imprezę dla podróżników w czasie w 2009 roku. Zaproszenia postanowił jednak wysłać cztery lata później. I… nikt się nie pojawił.

Mogli chociaż dać znać, że bardzo by chcieli, ale nie mogą. Najwidoczniej przyszłość należy do gburów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (141)