Wunderwaffe (2). Krummlauf, czyli karabinek Sturmgewehr 44 z krzywą lufą
11.05.2021 17:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak strzelać do nieprzyjaciela, samemu nie narażając się na trafienie? Pod koniec II wojny światowej niemieccy konstruktorzy opracowali nietypową broń – specjalną wersję karabinka Sturmgewehr 44. Wyjątkową cechą nowego sprzętu była krzywa lufa.
Po co celowo krzywić coś, co z zasady powinno być idealnie proste? Niemieccy konstruktorzy broni zakładali, że krzywa lufa pozwoli żołnierzom na prowadzenie ognia zza osłon, bez potrzeby wychylania się i narażania na ostrzał nieprzyjaciela.
Odpowiedzią na to wyzwanie okazała się broń o nazwie Krummlauf. Była to nakładka na lufę, dzięki której jej wylot nie znajdował się w osi broni, ale wskazywał zupełnie inny kierunek. Dlaczego ją opracowano?
Sturmgewehr 44 – karabinek maszynowy na nabój pośredni
Druga połowa wojny to czas gdy Niemcy z jednej strony tracili zasoby na zupełnie oderwane od rzeczywistości projekty zbrojeniowe, ale z drugiej dostrzegali konieczność radykalnej unifikacji sprzętu i uzbrojenia. Dlatego – zamiast budować kolejne, specjalne modele broni strzeleckiej – postanowili dostosować do nowych zadań karabinek Sturmgewehr 44 (StG44).
StG44 był bronią, która wyprzedziła swoją epokę – w udany sposób wprowadzał na pole bitwy tzw. nabój pośredni: silniejszy niż w pistoletach, a zarazem słabszy niż w karabinach.
Zapewniało to istotne korzyści: z jednej strony zwiększenie (względem pistoletów) skuteczności i zasięgu ognia, a z drugiej (względem karabinów) zwiększenie szybkostrzelności, ograniczenie masy amunicji, siły odrzutu, a także masy samej broni.
Krummlauf, czyli Sturmgewehr 44 z krzywą lufą
W praktyce StG44 jako broń maszynowa był nową jakością, radykalnie zwiększając siłę ognia niemieckich żołnierzy. Ale co zrobić w sytuacji, gdy strzelać trzeba z wnętrza pojazdów, zza rogu ulicy, z bunkra czy po prostu kryjąc się za drzewem?
Odpowiedzią na to wyzwanie okazała się broń o nazwie Krummlauf. Była to specjalna nakładka, zakrzywiająca wylot lufy.
Co istotne, opracowano ją w kilku wersjach – od zagiętej pod kątem 90 stopni do prowadzenia ognia z wnętrza pojazdów, po edycje ze znacznie mniejszym kątem krzywizny, przeznaczone do strzelania zza załomów muru czy innych przeszkód. Od strony praktycznej było to nawiązanie do znanej z okopów I wojny światowej broni peryskopowej.
Ciekawy pomysł, marne wykonanie
To, co wdaje się bardzo proste do opisania, stawiało jednak przed konstruktorami wiele poważnych wyzwań. Jednym z nich było zachowanie względnej celności nowej broni. Jednocześnie poważanym problemem okazała się żywotność nakładek.
O ile oryginalna lufa Sturmgewehra 44 miała wytrzymać co najmniej 10 tys. strzałów, to nakładki poddawały się już po nieco ponad 100 strzałach, a ich degradacja była tym szybsza, im większy był kąt wygięcia lufy.
Mimo tego Krummlauf wydawała się bardzo obiecującym pomysłem. Do czasu, aż przetestowano go w praktyce. Okazało się wówczas, że broń nie spełnia oczekiwań.
Choć na krótkich dystansach dawało się prowadzić z niej akceptowalnie celny ogień, to problemem była utrata prędkości przez pocisk, szybsze zużycie lufy i kłopoty z ergonomią, a także fakt, że znaczna część pocisków rozpadała się.
Współczesna broń do strzelania zza osłon
Krummlauf był po II wojnie testowany przez zwycięskie mocarstwa. Amerykanie po serii testów zrezygnowali z tego rozwiązania. Rosjanie na bazie Krummlauf próbowali – bez większego powodzenia – zbudować specjalną wersję słynnej Pepeszy, a także broń przeznaczoną do obrony różnych bunkrów i umocnień.
Warto podkreślić, że niemiecki pomysł doczekał się całkiem współczesnych realizacji w postaci m.in. akcesorium o nazwie CornerShot, pozwalającego na bezpieczne strzelanie zza osłony.