Wunderwaffe. Bachem Ba 349 Natter – samolot, który rozpadał się w powietrzu

Czy atutem bojowego samolotu może być fakt, że w pewnym momencie rozlatuje się w powietrzu? Pod koniec II wojny światowej Niemcy uznali, że to dobry pomysł. Zaprojektowali Wunderwaffe – "cudowną broń", którą stanowił rakietowy myśliwiec Bachem Ba 349 Natter.

Bachem Ba 349 Natter - grafika przedstawiająca moment odrzucenia dodatkowych silników
Bachem Ba 349 Natter - grafika przedstawiająca moment odrzucenia dodatkowych silników
Źródło zdjęć: © Brengun
Łukasz Michalik

Ostatni rok II wojny światowej to czas, gdy niemieckie lotnictwo wojskowe – Luftwaffe – znajdowało się w katastrofalnym stanie. Nękany bombardowaniami przemysł nie nadążał z uzupełnianiem strat, produkcję utrudniał brak surowców strategicznych, a prowadzenie walki – coraz dotkliwszy i niemożliwy do uzupełnienia brak wyszkolonych i doświadczonych pilotów.

W takiej sytuacji Niemcy sięgnęli po niekonwencjonalne rozwiązania. Jednym z nich była maszyna, będąca połączeniem rakiety i samolotu. Bachem Ba 349 Natter (Żmija) miał być odpowiedzią na największe problemy Luftwaffe i pozwolić osłabionemu lotnictwu III Rzeszy skutecznie niszczyć samoloty bombowe aliantów.

Samolot rakietowy z drewna

Problem z materiałami strategicznymi rozwiązano, budując nową konstrukcję w większości z drewna. Rozwiązano również problem z wyszkoleniem pilotów – maszyna startowała automatycznie nie z pasa startowego, ale z kratownicowej wyrzutni, pionowo jak rakieta. Ułatwiały to dodatkowe, odrzucane w czasie lotu silniki, umieszczone z boków kadłuba.

Bachem Ba 349 Natter. Osłona aerodynamiczna jest zdjęta - z przodu kadłuba widoczna wyrzutnia rakiet
Bachem Ba 349 Natter. Osłona aerodynamiczna jest zdjęta - z przodu kadłuba widoczna wyrzutnia rakiet© Special Air Service

Po starcie samolot miał być niemal do ostatniej chwili kierowany radiowo z ziemi. Pilot miał przejąć sterowanie w ostatniej chwili, przechodząc na odpowiednim pułapie do lotu poziomego i zajmując pozycję do ataku.

Sam atak miał być niszczycielski i spektakularny, bo niemal cały przekrój kadłuba zajmowała ukryta za osłoną aerodynamiczną, wieloprowadnicowa wyrzutnia rakiet. W chwili ataku pilot odrzucał osłonę, po czym odpalał 32 lub - w innej wersji - 24 niekierowane pociski.

Salwa wystrzelona z niewielkiej odległości miała zapewnić pokrycie znacznej przestrzeni przed samolotem, niszcząc maszynę wroga nawet w przypadku niezbyt dokładnego celowania.

Bachem Ba 349 na stanowisku startowym
Bachem Ba 349 na stanowisku startowym© Deutsches Patent- und Markenamt

Jednorazowy samolot

Do tego Bachem Ba 349 był samolotem jednorazowym. Jego celem było wzniesienie się na odpowiednią wysokość, wykonanie jednego ataku i… rozpadnięcie się w powietrzu. Nie chodziło rzecz jasna o lotniczą katastrofę, ale o kontrolowany rozpad. Dzięki niemu po wykonaniu zadania pilot miał bezpiecznie wrócić na ziemię na spadochronie.

Na spadochronie opadała także najdroższa, kluczowa część samolotu – silnik rakietowy, który po odzyskaniu miał być wykorzystany w nowym Natterze. Reszta maszyny, czyli wykonany z drewna kadłub i skrzydła, miała ulec zniszczeniu.

Warto przy tym wspomnieć, że rozważano - choć ostatecznie porzucono - pomysł, by przed opuszczeniem kokpitu pilot ustawiał Nattera w pozycji, zapewniającej staranowanie kolejnego wrogiego samolotu.

Bachem Ba 349 Natter - start prototypu w 1944 r.
Bachem Ba 349 Natter - start prototypu w 1944 r.© Domena publiczna

Wunderwaffe czasów kryzysu

Samolot miał jeszcze jedną, bardzo ważną zaletę. Ponieważ dzięki swojej budowie i napędowi miał startować jak rakieta – pionowo, a lądowania nie przewidywano, tym samym nie potrzebował typowych, wrażliwych na bombardowania lotnisk.

Miał przy tym niesamowite osiągi - zakładano, że podczas lotu Natter zbliży się do prędkości dźwięku, osiągając mach 0,95. Miał na to niewiele czasu - silnik pracował bowiem przez zaledwie 6 minut, pozwalając na osiągnięcie pułapu do 14 kilometrów.

Sam samolot miał przy tym niewielkie rozmiary - kadłub mierzył zaledwie 6 metrów długości, a niezwykłe małe, 3-metrowe skrzydła wyglądały - jak na samolot - wręcz karykaturalnie. Cała konstrukcja ważyła zaledwie 800 kilogramów. Po zatankowaniu i uzbrojeniu masa gotowego do działania samolotu wzrastała do ponad 2 ton.

Bachem Ba 349 podczas badań w Wielkiej Brytanii
Bachem Ba 349 podczas badań w Wielkiej Brytanii© Domena publiczna

Projekt bliski realizacji

W przeciwieństwie do wielu "cudownych broni", ta nowatorska i bardzo nietypowa maszyna doczekała się realizacji. Projekt doprowadzono do etapu bezzałogowych i załogowych testów w locie. Podczas jednego z nich - zakończonego śmiercią pilota - Natter prawdopodobnie (nie zostało to jednoznacznie potwierdzone) osiągnął prędkość dźwięku.

Samolot nie doczekał się jednak bojowego użycia. Problemy z dopracowaniem maszyny, śmierć pilota doświadczalnego, Lothara Siebiera, a przede wszystkim koniec wojny sprawiły, że Bachem Ba 349 Natter nigdy nie wyruszył do walki przeciwko alianckim samolotom.

Po wojnie zdobyte egzemplarze były testowane w Wielkiej Brytanii, ZSRR i Stanach Zjednoczonych, gdzie przeprowadzono bezpilotowy start maszyny.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)