USA miały rację. Rosjanie pracują na pełnej mocy
Jeszcze do niedawna Pentagon podkreślał znaczące straty Rosjan w wojnie z Ukrainą. Niedługo później amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin zmienił ton, mówiąc o odbudowaniu rosyjskiej armii. Eksperci z USA zwracali wówczas uwagę, że Rosja radzi sobie coraz lepiej z produkcją broni, co potwierdzają teraz kolejne doniesienia.
26.05.2024 | aktual.: 26.05.2024 19:20
Z analizy przeprowadzonej przez firmę Bain & Company i na którą powołuje się portal Sky News wynika, że Federacja Rosyjska produkuje pociski artyleryjskie trzy razy szybciej niż USA i Europa, a dodatkowo cztery razy taniej niż Zachód.
Najnowsze doniesienia potwierdzają ustalenia amerykańskich ekspertów, którzy w ostatnim czasie podkreślali, że Rosjanie mają wystarczające zdolności, aby w ciągu roku wyprodukować (lub wyremontować) 1200 czołgów i przynajmniej 3 miliony pocisków artyleryjskich lub rakiet. Bain & Company ocenia, że w 2024 r. Rosja może wyprodukować jeszcze więcej amunicji, nawet 4,5 miliona pocisków.
Produkcja amunicji w Rosji
Sky News zauważa, że wojnę w Ukrainie od początku określano mianem "bitwy ogniowej". To efekt znaczenia, jakie miały i mają nadal pociski artyleryjskie. W rezultacie sojusznicy Ukrainy postanowili zwiększyć wolumen produkcji amunicji do najpopularniejszych broni stosowanych na froncie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mimo wszelkich starań Stany Zjednoczone i Europa nadal jednak pozostają w tyle, jeśli chodzi o ilość pocisków opuszczających fabryki. Pozycję lidera w wyścigu zbrojeniowym utrzymuje Federacja Rosyjska, której zdolności produkcyjne przewyższają połączone siły gospodarcze państw NATO. Efekty są takie, że Ukraińcy stale mierzą się z niedoborem pocisków, podczas gdy Rosjanie mogą znacznie częściej "zalewać" front swoją amunicją, której nie dość, że mają więcej, to produkują ją za mniejsze pieniądze.
Średni koszt produkcji standardowego pocisku NATO (kal. 155 mm) wynosi bowiem ok. 4 tys. dolarów za sztukę. I choć to kwota, która różni się w zależności od kraju produkcji, analitycy ją uśrednili. Wciąż jednak jest to czterokrotnie więcej niż w Rosji, gdzie koszt produkcji jednego pocisku kalibru 152 mm wynosi ok. 1 tys. dolarów.
Ukraińcy udają, że strzelają
Jeden ukraińskich żołnierzy, posługujący się pseudonimem "Śruba", zdradził też portalowi Sky News, że brak pocisków sprawia, iż wojsko jest zmuszone udawać strzelanie. Żołnierze symulują ostrzały podczas ćwiczeń, a z prawdziwą amunicją mają do czynienia dopiero na polu walki.
Armia obrońców zaapelowała w rozmowie ze Sky News, że poza pociskami artyleryjskimi, potrzebuje też mniejszych wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowanych. Zwracali w tym przypadku uwagę na broń MBT LAW (znana jako NLAW), czyli ręczny system pocisków krótkiego zasięgu, który trafia w cele oddalone o maksymalnie 600 m od strzelca. To niewielka konstrukcja, którą żołnierze mogą przenosić w dowolne miejsce i z ukrycia atakować opancerzone pojazdy przeciwnika. Masa broni wynosi ok. 11,5 kg.
Natomiast w kontekście pocisków artyleryjskich jako takich, ich brak oznacza, że przekazana przez zachodnie państwa artyleria strzela coraz rzadziej. Do takich sprzętów należą polskie AHS Krab wysłane na front, wielokrotnie chwalone z uwagi na wysoką mobilność i znaczną siłę rażenia.
To broń, która podobnie jak niemiecka PzH 2000, pozwala wystrzeliwać pociski na odległość nawet 40 km. Polski Krab w standardowym trybie strzela z intensywnością 2 strz./min, jednak w trybie intensywnym może to być trzykrotnie więcej, bo aż 6 strz./min. Równie cenną artylerią, której używają Ukraińcy (sami ją zresztą rozwijają), jest przystosowana do standardowych pocisków NATO kal. 155 m 2S22 Bogdana, która zasłynęła w trakcie walk o Wyspę Węży. Ta haubica na podwoziu kołowym (6x6) osiąga donośność pocisków nawet 60 km i w 1 minutę może wystrzelić z długiej na 52 kalibry lufy aż 6 pocisków.
Zobacz także
Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski