Trolle marketingowe to plaga. "Dostawałem 2 zł za wpis" - mówi Mariusz w rozmowie z WP Technologie
01.11.2019 10:48, aktual.: 01.11.2019 11:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zjawisko trollingu dotyczy nie tylko polityki. Specjalistyczne firmy płacą internautom, którzy wejdą na forum czy Facebooka i za pieniądze doradzą nam kupno wskazanej marki. A inne oczernią. Trolle pozostają stale aktywni i niewiele się dzieje, by proceder ukrócić.
"Cześć. Pytasz o oczyszczacz powietrza. Na pewno nie kupuj od [tu nazwa konkurencji], bo się seryjnie psują. Ja mam [tu nazwa reklamowanej firmy] - sprawdza się świetnie". Fora internetowe, porównywarki cen czy działy opinii w sklepach pełne są takich wpisów.
- Skontaktował się ze mną Robert. Zaoferował pieniądze za wpisy na forum internetowym. Dostawałem odnośnik do wskazanego sklepu internetowego i zalecenie, żeby odradzać sprzedawców konkurencyjnych - mówi w rozmowie z WP Technologie Mariusz, kiedyś troll marketingowy. Z pracy zrezygnował sam. Zresztą nic by mu nie groziło, bo na zjawisko fałszywych recenzji istnieje ciche przyzwolenie. Firmy odpuszczają i nie gonią trolli.
Kolega z forum
Był 2014 rok. Mariusz (imię bohatera zmienione na jego prośbę) był na pierwszym roku studiów informatycznych. Roberta poznał na jednym ze specjalistycznych forów internetowych, gdzie w wolnych chwilach podpowiadał innym, jaki sprzęt najlepiej kupić i jak rozwiązywać ewentualne problemy.
- Robert odezwał się poprzez wiadomość prywatną - mówi Mariusz. - Napisał, że jest przedstawicielem dużej agencji PR i szuka osób takich jak ja, znających się na komputerach. Oferował możliwość łatwego zarobku. Żadne tam kokosy, ale obiecywał, że nawet się nie spocę.
Mariusz mówi, że dziś by się tego nie podjął, ale na pierwszym roku studiów możliwość łatwego zarobku skusiła. Stałej pracy nie miał, a rodzice opłacali mu tylko akademik i wyżywienie. Na resztę musiał zarobić sobie sam.
Umowa o dzieło, 2 zł za wpis
Praca była prosta. Robert chciał, aby do polecanych na forum produktów Mariusz dodawał odnośnik do wskazanego sklepu internetowego. Zalecił także odradzanie sprzedawców konkurencyjnych, zachęcając do pisania o rzekomych negatywnych doświadczeniach, takich jak przedłużający się czas dostawy czy problem z reklamacją.
Dostarczył też tzw. oprogramowanie VPN, czyli program komputerowy pozwalający zaszyfrować połączenie internetowe w celu ukrycia tożsamości. Tym sposobem nasz rozmówca mógł mieć kilka kont na jednym forum, unikając teoretycznie uwagi administratorów.
Wynagrodzenie? 2 zł netto na umowę o dzieło za każdy wpis promujący wskazaną markę, udokumentowany poprzez zrzut ekranu. Mariusz opowiada nam, że miał kolejno numerować pliki ze screenami i ostatniego dnia miesiąca wysyłać wszystko Robertowi na skrzynkę mailową. Ten ostatni odsyłał dokumenty, które każdorazowo należało wydrukować, podpisać i odesłać pocztą na adres w Warszawie.
Szło jak po maśle. Do czasu
- Początkowo szło mi super, pierwszego miesiąca napisałem jakieś 250 postów. Łatwo policzyć zarobek. Dla studenta to całkiem fajne kieszonkowe. No i rzeczywiście się nie narobiłem - stwierdza po czasie. - Gorzej zaczęło być, gdy społeczność połapała się, że wciskam wszystkim to samo. Większość kont mi zbanowali, więc musiałem tworzyć kolejne, a te też banowali i tak w kółko - zauważa rozmówca Wirtualnej Polski.
W końcu Mariusz został zmuszony do zmiany forum, ale według jego relacji poległ tam jeszcze szybciej. Popadł przy tym w konflikt z Robertem, który zarzucał mu brak efektywności. Moderatorzy kasowali reklamowe treści z taką częstotliwością, że na 250-350 stworzonych wpisów, Mariusz mógł przedstawić w raporcie mniej niż 50. W końcu sam podziękował za współpracę i zdecydował się znaleźć inne zajęcie. Zatrudnił się dorywczo na lokalnej siłowni.
Dzisiaj jest początkującym programistą. Konsekwentnie odmawia podawania nazw firm, dla których pracował i które oczerniał, a także nazwisk i adresów, gdyż - jak wyjaśnia - nie chce sobie robić kłopotów ani wrogów. Jednak układu z Robertem ponoć nie żałuje. - Pewnie było to nieetyczne, ale pieniądz to pieniądz, a poza tym ludzie robią gorsze rzeczy - ucina temat Mariusz.
Przykład idzie z samej góry
Fałszywe recenzje, oczernianie, opinie o rzeczach, których się nie widziało na oczy. To prawdziwa plaga, a ustalenie sprawców - w większości przypadków - okazuje się niemożliwe. Państwowe organy nie zajmują się tym jako szerszym zjawiskiem, a fatalny przykład dla światowych standardów dała Federalna Komisja Handlu w USA.
W 2018 roku w Stanach Zjednoczonych wybuchła afera. Do sieci trafiła kopia rozporządzenia, jakie Sunday Riley, znany producent kosmetyków, wysłał do swoich pracowników. Przedsiębiorstwo zachęcało personel do wydawania pozytywnych ocen produktom Sunday Riley na stronach sklepów internetowych. Takimi wpisami zalana została m.in. witryna sieci Sephora.
Federalna Komisja Handlu USA rozpoczęła postępowanie przeciwko Sunday Riley, ale ostatecznie odstąpiła od ukarania firmy. Urzędnicy uznali, że zjawisko fałszywych recenzji jest na tyle powszechne, iż karanie jednego tylko podmiotu byłoby krzywdzące.
Samsung w kampanii reklamowej Galaxy S9 zaprezentował filmik, na którym aktor odgrywający rolę doradcy w salonie Apple'a przyznaje, że smartfon Koreańczyków pobiera dane szybciej niż iPhone. Microsoft pokazał z kolei dziewczynkę, która domaga się, aby babcia nie kupowała jej iPada, gdyż potrzebuje "prawdziwego komputera". Wreszcie, reklamy firmy Apple z serii "Get a Mac" to jawna drwina z pecetów z systemem Windows. Często mocno naciągana.
Oszustwo czy żart?
Można powiedzieć przecież, że giganci nie stosują czarnego PR-u, lecz satyrę. Niemniej granica pomiędzy oczernianiem a żartem bywa niezwykle cienka. Z czasem antyreklama, choć powszechnie krytykowana w środowisku marketingowców, przestała na kimkolwiek robić wrażenie i przybiera coraz bardziej agresywną formę.
Niestety, to wszystko prowadzi do jednego: manipulacja wszelkimi systemami ocen i komentarzy, jak również opinią publiczną na forach trwa w najlepsze. Ty natomiast odwiedzasz witrynę sklepu internetowego, widzisz dobrze oceniany model lodówki i nie wiesz, czy rzeczywiście jest tak dobry, czy może zaszaleli tu marketingowi trolle. Ale konia z rzędem temu, kto znajdzie skuteczne rozwiązanie. Póki co takowego nie gwarantuje ani prawo, ani stosowane systemy teleinformatyczne.