Technologie, które zniszczyły nasze życie
07.05.2010 | aktual.: 06.03.2017 13:06
Technologie, które zniszczyły nasze życie
Internet to bez wątpienia genialny wynalazek ludzkości, zresztą nie bez powodu został zgłoszony, jako kandydat do nagrody Nobla. Niestety praktycznie nieograniczone możliwości, jakie daje światowa sieć WWW sprawiają, że od momentu rozpowszechnienia tej technologii nasze życie już nie jest takie samo. Obecnie wszyscy, od dzieci przez ich rodziców, a na dziadkach kończąc posiadają swoje konta na serwisach społecznościowych lub w komunikatorach, których używają do kontaktów ze znajomymi. Oczywiście możliwość porozmawiania z przyjaciółką z Australii to fantastyczna sprawa, ale gdzie podziały się tak popularne kiedyś odwiedziny kolegów w domu. Kiedy ostatnio słyszeliście "Mamo, idę do Krzyśka pobawić się klockami LEGO"? Dzisiaj Krzysiek jest antyterrorystą, którego należy pokonać w CS-a lub całą reprezentacją narodową Brazylii, z którą możesz rozegrać mecz w FIFĘ.
2. Telefon komórkowy
Przyznaję - jestem więźniem "komórki". Jeśli zapomnę zabrać telefon, mam nieodparte wrażenie, że na pewno dzwoniło do mnie milion osób. Jednocześnie, właśnie w chwilach, kiedy nie mam przy sobie telefonu dociera do mnie, jak bardzo jestem od niego zależny. Telefony, poza tym, że pomagają nam być w kontakcie z innymi ludźmi, pozwalają również "złotej młodzieży" na skuteczne irytowanie pasażerów autobusu lub tramwaju przez niepohamowaną potrzebę podzielenia się z nimi swoim gustem muzycznym i zaprezentowania całemu pojazdowi, że nasza "komóra" ma odtwarzacz MP3. Telefon komórkowy pozwala również twojemu dawno niewidzianemu koledze, przypadkiem spotkanemu na ulicy powiedzieć "czekaj, tylko dokończę SMS-a" ... też nie lubicie tego uczucia, gdy osoba, z którą chcecie porozmawiać kończy owego SMS-a, a wy stoicie tak, czekając bez ruchu aż skończy?
3. Zestawy słuchawkowe
Gadżet, którego istnienie najwyraźniej jest tajemnicą dla wspomnianych w poprzednim punkcie młodych melomanów, został wynaleziony żeby umożliwić odbieranie telefonu, gdy mamy zajęte ręce. Szybko jednak posunął o krok w przód nasze lenistwo, teraz nie trzeba już nawet wyjmować telefonu z kieszeni i trzymać go przy uchu, co może być nadmiernym wysiłkiem dla naszych zwiotczałych mięśni - wystarczy jeden przycisk i już możemy rozmawiać. No właśnie, rozmawiamy a wszyscy dookoła patrzą się na nas jak na paranoików. Poza oczywistymi zaletami, zestawy słuchawkowe powodują, że nigdy nie wiemy, czy osoba stojąca obok mówi do nas, rozmawia z kimś przez telefon, czy może kłóci się ze swoim niewidzialnym przyjacielem. Chyba nikt nie lubi tego uczucia, gdy odpowiadamy komuś na wesołe powitanie "No cześć, co słychać?", a po chwili orientujemy się, że patrzy on na nas co najmniej dziwnie bo przecież rozmawia przez telefon, a nie z nami.
4. Komputery
Kiedy ostatni raz widzieliście ładne odręczne pismo u nastolatka? Jeszcze nie tak dawno uczono w szkołach maszynopisania, potem zastąpiono maszyny do pisania, komputerami, a dziś wszystko wskazuje na to, że niedługo w szkole w ogóle nie będzie się pisać odręcznie, a tylko na komputerach. Komputery, poza oczywistymi zaletami przyniosły również destrukcję, niszcząc bezpowrotnie umiejętność poprawnego pisania. Nie jest tajemnicą, że odręczne tworzenie tekstów wpływa zbawiennie na przyswajanie zasad ortografii i gramatyki. Obecnie wystarczy otworzyć dowolne forum internetowe, aby nabrać przekonania, że albo w polskich zasadach pisowni zaszły diametralne zmiany, albo obserwujemy "fshut" nowych reguł, a właściwie ich braku.
5. Czytniki e-booków
Na fali dynamicznego rozwoju internetu, wszystko zaczęto przenosić do sieci. Pewnego dnia, ktoś doszedł do wniosku, że skoro są tam filmy i muzyka, to nie powinno również zabraknąć książek. W ten sposób dostaliśmy możliwość kupowania za niewielkie pieniądze elektronicznych wersji literatury. Dzięki internetowi mamy dostęp do praktycznie dowolnej pozycji książkowej - biblioteka aleksandryjska się chowa. Niestety szybko okazało się, że dla wielu osób czytanie na ekranie długich tekstów męczy wzrok. W ten sposób leniwa ludzkość wpadła na pomysł elektronicznych czytników e-booków, urządzeń, które nie wymagają już męczenia nóg chodzeniem do księgarni, a rąk przewracaniem kartek. Oczywiście kolejny krok już wykonaliśmy - audiobooki nie wymagają już nawet czytania.
6. Poczta głosowa
Kto lubi nagrywać się na poczcie głosowej lub automatycznej sekretarce - ręka do góry! Gdy dzwoniąc do kogoś, zgłasza się poczta głosowa, prawie nigdy nie zostawiam wiadomości, ponieważ czuję się jakbym rozmawiał sam ze sobą, a takie schizofreniczne uczucie to nic przyjemnego. Na szczęście telefony komórkowe pozwalają na wyświetlenie nieodebranych połączeń, a operatorzy oferują usługę informowania za pomocą SMS-a, że ktoś do nas dzwonił. Niestety w przypadku telefonów stacjonarnych często wciąż jesteśmy skazani na rozmowy z e-sekretarką. Jest jednak jeden wyjątek, kiedy prawie zawsze odzywam się do telefonu, pomimo że po drugiej stronie nikogo nie ma. Dzieje się tak, gdy dzwonię do kolegi, który ma ustawione powitanie na poczcie głosowej, w którym wita się z dzwoniącym dokładnie tak, jakby odebrał telefon.
7. Automatyczne systemy w call-center
"Aby dowiedzieć się więcej wciśnij 1, aby dowiedzieć się mniej wciśnij 2, aby porozmawiać z kimś kto ma bijące serce wciśnij 9, aby zamknąć to okno wciśnij krzyżyk". Bez względu na to czy dzwonimy do naszego operatora komórkowego, banku, czy dowolnej innej większej firmy bądź instytucji, możemy się nastawić na niekończące wciskanie przycisków na klawiaturze telefonu. Gdy w końcu, po 20 minutach słuchania "marszu tureckiego" brzmiącego jakby kilkuletnie dziecko wciskało przypadkowe klawisze na słabej jakości syntezatorze z lat 80., ktoś odbierze telefon okazuje się, że konsultant właściwie nie może nam pomoc, ale za to wie jedną rzecz - na pewno dzwonimy bo jesteśmy zainteresowani nową promocyjną ofertą, przygotowaną specjalnie dla nas (i 15 tysięcy innych klientów, ale to już nieistotne).
8. Pilot
Młodsi czytelnicy mogą mi nie uwierzyć, ale istniały kiedyś telewizory, które posiadały cztery kanały, a do tego, aby je przełączyć trzeba było podnieść się z fotela i wcisnąć przycisk na odbiorniku. Złośliwi twierdzą, że w tamtych czasach, dzieci rodzono właśnie w tym celu - ktoś musiał przełączać te kanały. Najwyraźniej jednak, jakiś inżynier, który w dzieciństwie nabiegał się do telewizora stworzył pilota zdalnego sterowania. Dzieci odetchnęły z ulgą, a dorośli zaczęli tyć w swoich fotelach, z których już nigdy nie będą musieli się podnosić - zwłaszcza, że teraz mają piloty do sterowania radiem, komputerem, roletami, światłem, wieżą Hi-Fi, lodówką, pralką, kuchenką, zlewem... oj chyba się zapędziłem.
9. Netbooki
Dzięki dobrodziejstwu, jakim obdarza nas spółka Polskie Koleje Państwowe miałem kiedyś nieopisaną (w mniemaniu zarządu PKP) przyjemność podróżować z nad morza w Bieszczady. Pociąg poruszał się z typowo turystyczną prędkością, która pozwalała na spokojne kontemplowanie widoków. 23-godzinna podróż wymagała od współpasażerów wynalezienia metod na "zabicie czasu". Poza grą w karty posiadaliśmy ze sobą zestaw mini gier planszowych, które skutecznie pozwoliły walczyć z nudą. Dzisiaj jednak prawie zawsze jak podróżuję pociągiem, wsiada do przedziału ktoś z netbookiem, który poza skutecznym "zabijaniem czasu" równie skutecznie zabija interakcję pomiędzy podróżnymi, w milczeniu oglądającymi wspólnie film, który dopiero za tydzień będzie w polskich kinach.
10. Konsole do gier
Na początku pisałem o internecie, który stał się "podwórkiem i trzepakiem" dla dzisiejszych dzieci. Podobnie jest z konsolami do gier. Twórcy tych nowoczesnych centrów rozrywki wiedzieli jednak, że dzieci spędzające całe dnie z padem w dłoniach zwiastują powstanie narodu grubasów - coś trzeba było z tym zrobić, jakoś wrócić do czasów, gdy trawiaste boiska pełne były młodych piłkarzy. Stworzono więc nowe kontrolery, które wymagają by w trakcie gry się poruszać. Gra po sieci rozwiązuje problem kontaktu ze znajomymi, kontrolery załatwiły sprawę braku ruchu, więc czego czepia się autor tego tekstu, przecież jest "prawie" jak po staremu. No właśnie - wszyscy wiemy jaką różnicę robi "prawie".
WP / Grzegorz Barnik