Technologiczny cud Zimnej Wojny. SAGE: "parasol" ochronny przed ZSRR
Kosztował więcej, niż Projekt Manhattan. System SAGE miał zapewnić Stanom Zjednoczonym ochronę przed nalotem sowieckich bombowców. Na długo przed powstaniem Internetu spinał w jedną sieć wymiany danych radary, bazy wojskowe, a nawet lecące samoloty. I to wszystko już w latach 50.!
Rosyjskie bombowce nadlatywały w wielkich formacjach. Dziesiątki ciężkich, wielosilnikowych samolotów przeleciały nad Arktyką, by najkrótszą trasą przedostać się nad Amerykę. Nie niepokojone przez nikogo przemknęły nad pustkowiami Kanady, by w końcu nadlecieć nad amerykańskie miasta, ośrodki przemysłowe i bazy wojskowe.
Spod kadłubów oznaczonych czerwoną gwiazdą zaczęły odpadać kolejne, śmiercionośne ładunki – deszcz bomb atomowych. Światowe mocarstwo przegrywało właśnie globalny konflikt – zaskoczone, wśród zgliszcz swoich metropolii i ogromnych połaci terenu, zmienionych w nuklearną pustynię.
Obawa przed Sowietami
Scenariusz ten – dzisiaj mocno retrofuturystyczny – ponad pół wieku temu spędzał sen z oczu amerykańskich sztabowców. Wizja zmasowanego, atomowego uderzenia, wykonanego na amerykańskie terytorium nie tylko przerażała, ale podważała sens prowadzenia wojny. O co walczyć, kiedy wszystko, co żyje, zostało wybite?
Nic zatem dziwnego, że tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, Amerykanie rozpoczęli prace nad stworzeniem nad północą kontynentu ochronnego parasola. Jego rolę miał pełnić nowoczesny system przeciwlotniczy, integrujący różne rodzaje czujników i broni w jeden spójny, sprawnie działający system.
Stanowisko operatora systemu SAGE
Systemy wczesnego ostrzegania
Pierwociny takiego rozwiązania zostały już podczas wojny przetestowane. Rozbudowany – jak na swój czas – brytyjski system obrony przeciwlotniczej dowiódł swojej skuteczności, pozwalając najpierw wygrać z Niemcami Bitwę o Wielką Brytanię, a później, w kolejnych latach wojny, efektywnie bronić się przed nalotami i koordynować działania własnych samolotów.
Brytyjskie doświadczenia nie poszły na marne. Po drugiej wojnie światowej na Wyspach zbudowano radarowy system wczesnego ostrzegania ROTOR, a w Stanach Zjednoczonych sieć Lashup Radar Network. Niedługo później Amerykanie postanowili zbudować coś podobnego, ale – stosownie do epoki – na znacznie większą skalę i wykorzystującego najnowocześniejsze zdobycze techniki. Tak powstał system SAGE.
Jedno z centrów obliczeniowych SAGE. Czteropiętrowy budynek mieścił m.in. komputer i stanowiska operatorów
Automatyczna obrona przeciwlotnicza
SAGE (Semi-Automatic Ground Environment) był systemem obrony przeciwlotniczej, pozwalającym na automatyczne przetwarzanie danych z radarów i obliczanie na ich podstawie poleceń dla jednostek obrony przeciwlotniczej i współpracujących z SAGE samolotów.
"Zmysłami" SAGE były stacje radarowe rozmieszczone w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie – także na terenach arktycznych i na oceanie. W przypadku oceanicznych stacji radiolokacyjnych najbardziej znane stały się tzw. Texas towers – czyli radary, posadowione na konstrukcjach przypominających platformy wiertnicze.
Jedna ze stacji radarowych Texas towers
Dane z radarów były automatycznie przesyłane do centrów obliczeniowych – 24 komputerów AN/FSQ-7 Combat Direction Central. Każdy z nich składał się z 60 tys. lamp próżniowych, wykonywał 75 tys. instrukcji na sekundę i zajmował powierzchnię 2 tys. metrów kwadratowych.
Komputery przeliczały dane przesłane z radarów, wypracowując polecenia dla systemu przeciwlotniczego – rakiet przeciwlotniczych BOMARC (od Boeing i Michigan Aerospace Research Center), a także znajdujących się już w powietrzu samolotów. Mogły one być z ziemi kierowane tak, aby zająć optymalną pozycję do ataku na wykrytego przeciwnika. Z danych przekazywanych przez SAGE mogły korzystać m.in. samoloty F-94 Starfire, F-89 Scorpion, F-101B Voodoo i F-4 Phantom.
Operatorzy systemu korzystali do jego obsługi z piór świetlnych, dzięki którym mogli w każdej chwili zaznaczyć dowolny cel na ekranie, uzyskując wszelkie dostępne informacje na jego temat. Co istotne, każde z centrów dowodzenia mogło kierować obroną całego kraju, a dane przesyłane były automatycznie.
O skali przygotowań dobitnie świadczy fakt, że budowa systemu SAGE pochłonęła więcej niż – po uwzględnieniu inflacji – cały projekt Manhattan.
Komputer AN/FSQ-7
Supernowoczesny i przestarzały
Problem z SAGE polega na tym, że cały system, choć pod względem technologii zaawansowany i przemyślany, był przestarzały już w momencie wejścia do służby. Nie technicznie, ale koncepcyjnie.
Wszystko za sprawą faktu, że bronił przed nieistniejącym zagrożeniem. Albo raczej przed zagrożeniem, które – choć teoretycznie realne – w praktyce było tylko starym lękiem, oderwanym od aktualnych wyzwań. Problem polegał bowiem na tym, że wielkie formacje samolotów i zmasowane naloty, tak charakterystyczne dla II wojny światowej, z biegiem czasu straciły na znaczeniu.
Nośnikiem nuklearnego ataku stały się rakiety balistyczne, a nie duże i stosunkowo wolne samoloty dalekiego zasięgu. Dlatego SAGE – choć od strony technicznej mógł imponować – chronił przede wszystkim przed minionym zagrożeniem. Pomógł w stworzeniu nad północną Ameryką przeciwlotniczego parasola, ale parasol ten chronił przed zagrożeniem mniej groźnym i istotnym, niż szybko rozwijane wówczas rakiety balistyczne.
Jednocześnie – wbrew zapewnieniom wojskowych i polityków – obrona przeciwlotnicza północnej Ameryki pozostawała dramatycznie nieefektywna. Mimo zaangażowania miliardów dolarów i najnowocześniejszej technologii, testy systemu przeciwlotniczego, przeprowadzone w ramach operacji Sky Shield wykazały, że w przypadku zmasowanego nalotu Amerykanie są w stanie przechwycić zaledwie jedną czwartą samolotów agresora. Dane te były utajnione przez całą Zimną Wojnę – ujawniono je dopiero w 1997 roku.