T‑14 Armata. Co wiemy o rosyjskim czołgu nowej generacji?
Program Armata to bez wątpienia jeden z ambitniejszych projektów zbrojeniowych Rosji. Czołg, bojowy wóz piechoty, a także działo samobieżne, wyrzutnia rakiet i wóz zabezpieczenia technicznego, bazujące na wspólnym podwoziu, zapowiadają się nowocześnie i groźnie. Co wiemy o najbardziej znanym przedstawicielu całej rodziny, czołgu T-14 Armata?
Defilada zwycięstwa
Doniesienia o nowym, rosyjskim czołgu wzbudziły powszechne zainteresowanie, podsycone przez prezentację makiety podczas Russian Arms Expo w 2013 roku. Na pierwszą, publiczną prezentację trzeba było czekać kolejne dwa lata – nowe maszyny zaprezentowano podczas moskiewskiej defilady z okazji zakończenia II wojny światowej, 9 maja 2015 roku.
Nie obyło się bez kontrowersji, spowodowanych niedomaganiem nowego czołgu w czasie prób do defilady, jednak sama prezentacja wywołała lawinę komentarzy i spekulacji, które z czasem udało się uzupełnić o nieliczne dane techniczne nowego sprzętu.
Warto w tym miejscu zauważyć, że im mniej specjalistyczne źródło, tym łatwiej w nim o bezkrytyczny zachwyt nad nowym czołgiem (analogia z „polskim czołgiem” PL-01 Concept i reakcjami różnych mediów wydaje się tu w pełni uzasadniona). Co zatem wiemy na jego temat, a co jest jedynie sferą domysłów i spekulacji?
Bezzałogowa wieża
Tym, co wydaje się kluczowym atutem T-14, jest bezzałogowa wieża. W praktyce oznacza to, że cała załoga jest umieszczona w dobrze opancerzonym kadłubie i chroniona najlepiej, jak to tylko możliwe. Choć odporność pancerza T-14 to czysta spekulacja, można zaryzykować stwierdzenie, że w nowym, rosyjskim czołgu załoga jest albo – teoretycznie – może być chroniona lepiej, niż czołgach potencjalnych przeciwników, gdzie żołnierze zajmują miejsca zarówno w kadłubie, jak i w wieży.
T-14 zrywa przy tym z jedną z największych słabości rosyjskiej broni pancernej, gdzie przez dziesiątki lat czołgiści dosłownie siedzieli na amunicji. Skutki trafienia były nietrudne do przewidzenia i – w przypadku przebicia pancerza – tragiczne dla załogi, a jedną z metod doraźnego radzenia sobie z tym problemem było ograniczenie ilości przewożonej amunicji.
W nowej maszynie załoga jest odseparowana od amunicji. Energia ewentualnej eksplozji jest dzięki temu kierowana na zewnątrz i zarówno załoga, jak i sam czołg mają szansę przetrwać wybuch. Brzmi dobrze i nowocześnie? To prawda, jednak na Zachodzie jest standardem od 30 lat.
Czołg zestrzeli lecący pocisk
Omawianie skuteczności pancerza nowego czołgu to – na obecnym etapie – czysta spekulacja. Jedną z nielicznych, potwierdzonych danych jest deklaracja producenta, określającego odporność opancerzenia na poziomie 900 milimetrów RHA (Rolled Homogeneous Armour). Jest to rodzaj przelicznika, pozwalającego porównywać i oceniać skuteczność opancerzenia – nie oznacza on, że czołg ma niemal metrowy pancerz, ale, że odporność tego pancerza odpowiada jednolitej warstwie walcowanej stali o takiej właśnie grubości.
Mocnym atutem A-14 może za to okazać się system aktywnej obrony Afganit. Jest to rozwinięcie podobnego systemu o nazwie Arena, opracowanego na podstawie doświadczeń, zdobytych w czasie walk w Czeczenii. Jego działanie polega na wykrywaniu i niszczeniu nadlatujących przeciwpancernych pocisków kierowanych, poruszających się ze stosunkowo małą prędkością, a tym samym łatwiejszych do wykrycia i zniszczenia.
Tak działa Arena:
Prowadzone w 2016 roku poligonowe próby Afganitu dowiodły jednak, że mimo swojej nowoczesności i doświadczeń zebranych podczas projektowania wcześniejszych generacji sprzętu, system jest podatny na zakłócenia i wymaga dopracowania. Warto w tym miejscu podkreślić, że podobne systemy powstały lub powstają również w innych miejscach świata. Dość wspomnieć o izraelskim, przetestowanym już w walkach systemie Trophy, a także testowanym w Niemczech AMAP-ADS czy amerykańskim Quick Kill.
Rakietą z armaty!
Nieznana jest również skuteczność uzbrojenia. Zastosowana w czołgu armata 2A82-1M ma oferować znacznie większą siłę rażenia, niż broń tego samego kalibru, stosowana m.in. w czołgach T-90A i T-72B3M. Jest to możliwe zarówno dzięki konstrukcji samej armaty, zapewniającej większe ciśnienie gazów wylotowych, ale także za sprawą nowocześniejszego systemu kierowania ogniem i nowej generacji amunicji. Brzmi to dobrze, jednak konkretów w tej kwestii na razie brak.
Wiadomo za to, że T-14 ma możliwość wystrzeliwania ze swojej armaty nie tylko pocisków kinetycznych, ale również przeciwpancernych pocisków kierowanych, jak 9K119 Refleks czy opracowywaną, docelową dla tego czołgu 3UBK21 Sprinter.
Wystrzelenie PPK Refleks:
Teoretycznie dają one możliwość zwalczania wrogich czołgów na bardzo dużych dystansach – Refleks na około 5 km, a Sprinter na imponujące 11 km. W teorii oznacza to, że w walce z polskimi Leopardami 2 T-14 mógłby je zniszczyć, zanim przeciwnik miałby szansę wystrzelić. Warto jednak pamiętać, że są to wartości teoretyczne, ograniczone nie tylko możliwościami systemu kierowania ogniem, ale także ukształtowaniem terenu.
T-14 Armata: co naprawdę wiemy?
W praktyce, gdy zbierzemy informacje na temat T-14 i spróbujemy je jakoś usystematyzować, okazuje się, że na temat tego czołgu wiadomo – mimo 2 lat od prezentacji – bardzo niewiele. Nawet wygląd nie jest kwestią oczywistą. O ile ogólny kształt podwozia jest znany, to grubość pancerza, różnego rodzaju nisze czy zaślepki w wieży wskazują, że Rosjanie albo nie mają, albo nie chcą ujawniać docelowej konfiguracji i wyposażenia czołgu.
Odrębną kwestią są również możliwości Rosji w kwestii przezbrojenia armii. T-14 jest drogi, a problemem jest przezbrojenie sił pancernych na zmodernizowany T-72B3, będący – mniej więcej – odpowiednikiem polskiego Twardego sprzed 20 lat. Z tego powodu deklaracje, że w 2020 roku rosyjska armia będzie dysponowała 2300 czołgami T-14 wydają się oderwane od rzeczywistości. Warto zacytować tu Rusłana Puchowa, dyrektora Moskiewskiego Centrum Analizy Strategii i Technologii:
"(…) konstruktorzy wzięli to, co najlepsze, z różnych maszyn na świecie. Coś podpatrzyli, coś wyszpiegowali i połączyli to w całość. Brali choćby z Merkavy 4, najnowszego czołgu armii Izraela. Ale T-14 to jeszcze nie jest maszyna gotowa do tego, by rozpocząć jej seryjną produkcję, raczej prototyp, który trzeba będzie jeszcze długo i za duże pieniądze dopracowywać. A tych pieniędzy Rosji zaczyna brakować."
Z tego powodu większość kategorycznych twierdzeń na jego temat czy nawet – bo zdarzają się i takie materiały – prób oszacowania szans w starciu z potencjalnymi przeciwnikami, to tak naprawdę wróżenie z fusów. Bierzmy na to poprawkę i włączajmy detektor bzdetu, zwłaszcza słysząc jakieś bardzo jednoznaczne deklaracje, które wynoszą ten sprzęt pod niebiosa albo przeciwnie – uznają za propagandową wydmuszkę. Najuczciwszym podsumowaniem stanu wiedzy na temat T-14 będzie zatem: wiemy, że niewiele wiemy, choć możemy się trochę domyślać.