Świetna polska broń z 1939 r. Mogła konkurować z niemiecką i sowiecką
Polska broń jest dziś na językach prawie całego świata. Sprzęt dostarczany Ukrainie pomaga armii obrońców skutecznie przeciwstawiać się Rosji. 1 września 1939 r. byliśmy w gorszej sytuacji niż nasz wchodzi sąsiad obecnie. Problemu nie stanowiła jednak ówczesna polska myśl techniczna. Doskwierał nam za to brak finansów na realizację wielu ciekawych projektów.
01.09.2023 | aktual.: 01.09.2023 12:39
O ogromnej przewadze, jaką miała armia III Rzeszy przypomniał Andrzej Duda, który wziął udział w obchodach 84. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte.
– Do II wojny światowej przystąpiła jako potęga rzeczywiście ogromna. Ale my w Polsce także mieliśmy takie możliwości - i niestety nie wykorzystano ich. Za późno - to był prawdopodobnie największy błąd. Gdybyśmy mieli flotę bombowców, gdybyśmy mieli wojska pancerne, prawdopodobnie hitlerowskie Niemcy nie odważyłyby się nas zaatakować, mając perspektywę możliwych bombardowań Berlina i innych niemieckich miast, mając perspektywę zmasowanej, twardej obrony nie do przebicia – powiedział prezydent RP. Jego słowa rodzą pytanie, jak przedstawiał się stan polskiej armii tuż przed niemiecką inwazją.
Bombowiec sfinansowany przez banki
Jednym z koronnych przykładów wpisujących się w powyższe słowa jest polski samolot PZL.37 Łoś. Był to średni dwusilnikowy bombowiec zbudowany w układzie dolnopłata. W latach 1936–1939 wyprodukowano ok. 120 egzemplarzy, ale w momencie wybuchu II wojny światowej okazało się, że do dyspozycji lotnictwa jest co najwyżej kilkadziesiąt sztuk. Reszta była wykorzystywana do szkoleń lub nie została na czas uzbrojona, a kilka ewakuowano do Rumunii.
Jeden z bombowców PZL.37 Łoś został nawet sfinansowany przez kilka polskich instytucji finansowych. Koszt przygotowania takiej maszyny wynosił ok. 0,5 mln zł. Dziś wydaje się to niewielką kwotą, ale w 1939 r. średnia pensja wynosiła zaledwie 250 zł.
PZL.37 Łoś był odpowiedzią na samolot Heinkel He 111, który znajdował się na wyposażeniu armii III Rzeszy. Polska konstrukcja nawet dziś oceniana jest jako bardzo udana. Była zauważalnie większa, ale jednocześnie lżejsza od niemieckiego rywala. Obydwa bombowce osiągały prędkość maksymalną ok. 400 km/h i mogły przenosić bomby o masie do ok. 2,5 tys. kg.
Konstrukcyjnie do PZL.37 Łoś zbliżone były też francuski Lioré et Olivier LeO 451 oraz radziecki Ił-4. Pod względem liczebności PZL.37 Łoś nie mógł jednak konkurować z ówczesnym lotnictwem największych armii świata. Kilkadziesiąt sztuk miało się nijak np. do ponad 5 tys. egzemplarzy wyprodukowanych Ił-4.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karabin przeciwpancerny, którego zazdrościli Niemcy
Innym przykładem pokazującym pomysłowość polskich konstruktorów był karabin przeciwpancerny wzór 35 (kb ppanc wz. 35), znany także jako Ur.
Wykorzystujący go strzelec był w stanie przebić pancerz niemal każdego ówczesnego czołgu. Karabin wykorzystywał wprawdzie standardowy kal. 7,92 mm, ale miał jednocześnie dużo większy ładunek prochowy niż inne podobne karabiny. W efekcie wystrzeliwane z Ur pociski miały wyższe prędkości.
Ciekawym wątkiem związanym z tą bronią są wzmianki o utajnieniu jej projektowania i produkcji. Konspiracja była w tym przypadku na tyle udana, że karabiny Ur okazały się dla Niemców zaskoczeniem. Po pokonaniu Polski zaczęli oni wykorzystywać te karabiny na innych frontach II wojny światowej.
Najsłynniejszy polski czołg II wojny światowej
W momencie wybuchu największego konfliktu zbrojnego w dziejach, nasza armia dysponowała też ciężkim sprzętem. Najbardziej znany polski czołg z tamtego okresu to 7TP. Obok tankietek TKS i TK-3 to właśnie on stanowił podstawową broń polskich sił pancernych podczas wojny obronnej w 1939 r.
W tym przypadku nie można jednak mówić o całkowicie polskim pomyśle. 7TP stanowił modernizację brytyjskiego czołgu Vickers E, którego licencję udało się uzyskać jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym.
Polacy zdecydowali się zastosować mocniejszy silnik wysokoprężny i pancerz, chociaż ten ostatni nie był lepszy niż osłona podobnych czołgów niemieckich. 7TP miał jednak przewagę jeśli chodzi o siłę ognia. Zapewniała to armata kal. 37 mm, która skutecznie radziła sobie z dowolnym niemieckim pojazdem pancernym.
Do wybuchu II wojny światowej udało się wyprodukować ok. 130 tych czołgów. 25 z nich uzbrojono dodatkowo w podwójne wieże z karabinami maszynowymi (w pozostałych była tylko jedna). Znaczna część 7TP została zniszczona na samym początku wojny. Niektóre egzemplarze przejęli Niemcy, którzy wykorzystywali je później na okupowanych terenach.
Duma polskiego przemysłu i zmora nazistów
Ciekawą konstrukcją był także pistolet Vis wz. 35, skonstruowany przez Piotra Wilniewczyca i Jana Skrzypińskiego jeszcze w 1930 r. Był wzorowany był na amerykańskim Colcie M1911, ale wzbogacony o rozwiązania polskich twórców. Ceniony za ergonomię i ponadprzeciętną celność (według czasopisma "Guns & Ammo"), Vis wz. 35 uchodził za jeden z najlepszych pistoletów wojskowych w historii.
Także ta broń została doceniona przez Niemców. Po udanym ataku na Polskę zdecydowali się oni na dalszą produkcję tego pistoletu, ale już w swoich zakładach zbrojeniowych z uwagi na chęć ograniczenia jego dostępności dla polskiego ruchu oporu.
Szwedzki akcent kampanii wrześniowej 1939 r.
Jedną z nielicznych broni, którą udało się wyprodukować w większej liczbie była armata przeciwpancerna wz. 36 na licencji szwedzkiej firmy Bofors. Do wybuchu II wojny światowej Polacy zgromadzili ok. 1 tys. sztuk tych dział i to właśnie nimi zadawali atakującym Niemcom znaczące straty.
Podczas wojny obronnej pociskami wystrzeliwanymi z tych armat przeciwpancernych udało się razić ponad 1 tys. niemieckich pojazdów pancernych, w tym prawie 700 czołgów.
Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski