Niemcy o wybuchu wojny. Celem nalotów na Polskę byli cywile
Naloty na Polskę podczas II wojny światowej planowano nie jako operacje militarne, ale jako ataki terrorystyczne. Jak twierdzą niemieckie media, miały one być wymierzone w cywili.
Nieoficjalne informacje sugerują, że w nocy z 24 na 25 sierpnia 1939 r., niemiecki pancernik "Schleswig-Holstein" wziął na swój pokład 225 żołnierzy piechoty morskiej z Prus Wschodnich. Kapitan Gustav Kleikamp, dowodzący tym okrętem, został wcześniej, 16 sierpnia, poinformowany w Berlinie o planach ataku na Polskę. Informacje te otrzymał podczas spotkania, które odbyło się w naczelnym dowództwie niemieckiej marynarki wojennej. Warto nadmienić, że pierwotny plan III Rzeszy zakładał atak na nasz kraj 26 sierpnia 1939 r.
Gdańsk, miasto o niezwykle ważnym strategicznym i symbolicznym znaczeniu, od dawna był "solą w oku" narodowych socjalistów. Joseph Goebbels, szef nazistowskiej propagandy, wielokrotnie nawoływał do przyłączenia Gdańska do Rzeszy, nazywając to "powrotem do macierzy".
Jednakże, jak podkreśliło NDR, już 23 maja 1939 roku, podczas spotkania na Obersalzbergu, Adolf Hitler jasno dał do zrozumienia swoim wyższym oficerom, że Niemcom nie chodzi tylko o Gdańsk. Ich prawdziwym celem było "powiększenie przestrzeni życiowej na wschodzie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak Niemiec na Polskę. Pierwsze strzały padły nad ranem
1 września 1939 roku, o godzinie 4:45, Niemcy rozpoczęli atak na półwysep Westerplatte. Broniła go 218-osobowa polska załoga. Pierwsze strzały oddane przez "Schleswig-Holstein" są do dziś uważane za symboliczny początek II wojny światowej.
Rozpoczęcie wojennej kampanii na terenie Polski oznaczało również początek "bezwzględnej eksploatacji okupowanych ziem wschodnich i deportacji milionów ludzi do pracy dla Rzeszy". Jak podkreśliło NDR, kosztowało to życie niezliczonych rzesz ludzi. "Od 1939 roku liczba robotników przymusowych ciągle rosła, a pod koniec wojny tylko w samym Hamburgu około 500 tys. osób wykonywało pracę przymusową, głównie niewolniczą, w nieludzkich warunkach".
Wehrmacht, niemieckie siły zbrojne, od początku wojny prowadziły w Polsce działania wyniszczające. Jeszcze zanim padły pierwsze strzały z pancernika "Schleswig-Holstein", Luftwaffe, niemiecka siła powietrzna, zaatakowało Wieluń - "miasteczko bez znaczenia militarnego", nieufortyfikowane, pozbawione obrony przeciwlotniczej i bunkrów.
Około godziny 4 nad ranem z Schoenwald na Śląsku wystartował szwadron tzw. bombowców nurkujących (Stukas). Dotarły do Wielunia ok. godz. 4.30, rozpoczynając terror: w trzech falach ataków niemieckie samoloty zrzuciły 380 bomb o łącznej sile wybuchu ponad 45 tys. kilogramów. Zginęło około 1,2 tys. osób, a 90 proc. miasta uległo zniszczeniu przez grad bomb i pożary.
Mimo że Hitler zapowiadał 1 września 1939 roku w Berlinie, że ataki Luftwaffe "ograniczą się do celów wojskowych, jednostki pod dowództwem Hermanna Goeringa dokonały już pierwszej masakry" - podkreślił NDR.
Ataki terrorystyczne, nie czysto militarne
"Naloty na Polskę od początku nie były planowane jako ataki czysto militarne, lecz jako ataki terrorystyczne. W pierwszych tygodniach wojny zbombardowano setki miast, niezależnie od tego, czy byli w nich polscy żołnierze, czy też nie" - podkreślił historyk Jochen Boehler.
"Po zajęciu Polski, reżim nie ukrywał swoich morderczych działań wojennych: minister propagandy Goebbels z entuzjazmem nakazał nakręcenie filmu "o ogromnych osiągnięciach Luftwaffe", który cynicznie określił jako "Chrzest ognia". Film nie zawsze dawał planowany efekt: z poufnych raportów służb SS wynika, że obrazy zniszczeń wywoływały "głosy współczucia dla Polaków" i "uczucie przygnębienia i lęku", szczególnie wśród kobiet - stwierdził NDR.
"Być może część widzów tych film ów przeczuwała, że okropności wojny pewnego dnia dosięgną ich ojczyzny. Kiedy Lubeka, Hamburg, Hanower, Brema i inne niemieckie miasta tonęły w ulewie bomb pod koniec wojny, ludność w straszliwy sposób poczuła skutki terroru, który ich przywódcy i armia rozpętali 1 września 1939 roku" - podsumował NDR.