Star Wars Jedi: Fallen Order. Na tak świetną grę czekaliśmy od lat [recenzja]

W grudniu w kinach finalna część trylogii "Gwiezdnych wojen". Po tragicznie dziwnym "Ostatnim Jedi" z 2017 roku powinienem być pełen obaw. Nie jestem. Najlepsze "Star Warsy" tego roku już widziałem. I chyba nikt się nie spodziewał, że w "Star Wars Jedi" moc będzie aż tak silna.

Star Wars Jedi: Fallen Order. Na tak świetną grę czekaliśmy od lat [recenzja]
Źródło zdjęć: © WP.PL
Barnaba Siegel

15.11.2019 | aktual.: 16.11.2019 16:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Biegnę sprintem, mój Jedi odruchowo odbija wiązki lasera z broni szturmowców. Ale ten rywal to przystawka. Przede mną oddziały z miotaczami ognia, elektrycznymi pałkami i dwumetrowy droid. Jest ciężko. Wygrałem? Nie, nagle na dach budynku spada ogromna maszyna AT-ST. Zasypuje mnie gradem pocisków, ginę. Wciskam guzik i z radością próbuję od nowa.

Star Wars Jedi: Fallen Order - Na to czekałem!

Od 15 listopada świat może grać w "Star Wars Jedi: Upadły zakon". Plotek o grze było niewiele, produkcję pokazano dopiero w kwietniu 2019 roku. Do tego czasu wydawca, firma EA, zaliczył kilka mocnych wpadek. Internauci nie piali z zachwytu, znajomi z branży premiery "Upadłego zakonu" raczej nie wyczekiwali. Tym bardziej, że długa historia starwarsowych gier wideo zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko.

W latach 90. jako dzieciak zagrywałem się w "Star Wars: Dark Forces". Mieczy świetlnych nie było, wystarczyły laserowe karabiny oraz muzyka i wrogowie, których znałem z filmów. Później było "Jedi Outcast" i "Jedi Academy". Tam słynna broń Jedi już była, a długą naukę jej obsługi wieńczyła tęga satysfakcja. Z kolei dwie części mocno fabularnego "Knights of the Old Republic" są do dziś hołubione jako arcydzieła.

Obraz
© WP.PL

Nowa gra nie jest kontynuacją żadnego ze starych hitów. Jest za to genialną syntezą wszystkich uwielbianych dziś gatunków z bardzo dobrą i bardzo pasującą do serii opowieścią.

Pompa w kinowym stylu

Jesteśmy między III a IV częścią sagi. Imperium przejęło galaktykę, Anakin Skywalker stał się Lordem Vaderem i wybił dziesiątki rycerzy Jedi. Niedobitki musiały się ukryć. Albo całkiem wyprzeć swoją przeszłość. Drugą opcję wybrał właśnie Cal, nasz bohater (grany przez Camarona Monaghana). Z sal treningowych trafił na złom. Dosłownie.

Ale złomowisko nie jest smutną stertą śmieci w zapomnianym przez świat miejscu. Trafiamy na planetę, na której setki pracowników pod gołym, deszczowym niebem wykręcają i wyłupują cenne części ze zniszczonego, monstrualnych rozmiarów Gwiezdnego Niszczyciela. Te mniej cenne spadają na dół do jamy sarlacca – zębatego potwora o rozmiarach krakena. To obrazki, od których przechodzą ciarki.

"Upadły zakon" od początku pokazuje, że mierzy wysoko. Mierzy w bycie istotną częścią uniwersum "Gwiezdnych wojen". To widać już w samej oprawie graficznej, z której bucha monumentalizm, a towarzyszą mu salwy pięknej, pompatycznej muzyki. I - jak to w filmach bywa - raczej sympatyczne, trochę baśniowe dialogi. Wszystko jest na miejscu i podane iście po królewsku.

I z tego tonu gra już nie spuszcza. Twórcy zapewnili nam prawdziwy rollercoaster audiowizualnych wrażeń. Raz trafiamy na emanującą spokojem, sielską planetę Bogano. Raz eksplorujemy tropikalne Kashyyyk, pełne lian, pnączy, jadowitych kwiatów i olbrzymich pająków. Raz rozwiązujemy logiczne zagadki w mistycznych, inspirowanych kulturą Tybetu komnatach. Magia.

Obraz
© WP.PL

Świetlne miecze i mroczne dusze

Przed premierą wiele mówiło się o tym, że gra może pójść w ślady hardkorowego "Dark Souls" – serii gier akcji, w których początkowo giniemy co minutę, ale przez krew, pot i łzy pokornie uczymy się, jak odpierać pułapki zastawione na nas przez twórców.

"Star Wars Jedi" jest wymagające, ale bez ekstremów. Każdy nowy przeciwnik zaskakuje nas nieprzewidywalnymi atakami, kombinacją czy kontrą. Ale nie jest to doświadczenie, które sprawi, że po 30 minutach zabawy się rozpłaczemy i ciśniemy padem w kąt. Czemu? Bo studio Respawn Intertainment dokonało pięknej fuzji różnych gatunków. Z jednej strony jest właśnie dość wymagająca walka z fauną, florą i Imperium.

Obraz
© WP.PL

A z drugiej eksploracja tuneli, łamigłówki, zręcznościowe biegi po ścianach czy zjazdy po stokach pokrytych lodem. Nie towarzyszy nam wyłącznie poczucie nieustającego wyzwania i pocenia się przy szaleńczym wciskaniu guzików. Za to zawsze czuję, że jestem w środku wielkiej przygody, która jest godna postawienia na półce obok tych najlepszych z serii "Star Wars".

Tu duża zasługa scenariusza, (zatrudniono prawdziwych fachowców i żywą legendę - Chrisa Avalona). Zgodnie z ideą reżysera George’a Lucasa, ojca całego uniwersum, produkcje z serii mają być trochę remiksami. Opowiadaniem znanych historii, ale w wyraźnie nowy sposób. I tak tu też jest.

Mamy młodego, gniewnego Jedi. Mamy mentora z rysą na biografii. Mamy władających mocą wojowników Imperium, którzy próbują nas przeciągnąć na swoją stronę. Mamy w tle naukę sztuczek z użyciem mocy i antyczną wiedzę. Mamy w końcu nie-człowieka jako wytrawnego pilota statku kosmicznego. Wszystko się zgadza, wszystko pachnie jednocześnie i znajomo, i świeżo.

Wróć z powrotem na trening

"Star Wars Jedi: Upadły zakon" – gra idealna? Kilkut trochę zepsuło to z sercem przygotowane dzieło. Najbardziej zaskoczył mnie mój Xbox One X, obecnie najsilniejsza konsola na rynku. Zawieszający się ekran - nawet na minutę! Ginące tekstury (parę razy zniknęła "podłoga"), prześwitywanie "bebechów" planszy, głupiejący przeciwnicy. Zdarzało się to rzadko, nie było uciążliwe, ale i tak irytowało.

Nasz Jedi świetnie radzi sobie z całym katalogiem cudownie dziwacznych potworów. Ale gdy kontrolujemy jego ruchy w walce na miecze, Cal bywa powolny i niezdarny ( przeciwieństwo samurajów, oryginalna inspiracja dla Jedi). Niektórzy przeciwnicy są niemal nietykalni, a z kolei w naszym zbiorze ruchów jeden krytycznie wręcz istotny (parowanie ciosu) w praktyce działa fatalnie. Lekcja finezji ze starego "Jedi Academy" nie odrobiona.

Jeśli twórcy nie będą głusi na krytykę, to "Star Wars Jedi II" będzie mogło szykować się do walki o tytuł gry roku. Bo nie wierzę, żeby wydawca zwątpił w moc swojego nowego dziecka.

Gra "Star Wars Jedi: Upadły zakon" dostępna jest od 15.11.2019 na PC, PlayStation 4 i Xbox One.

star warsgwiezdne wojnyrecenzja
Komentarze (12)