Dowodzący flotą powiedział, co się dzieje. Jego okręty mogą być zawodne
Rzadko zdarza się, aby jakikolwiek dowódca bez ogródek przyznał, że formacja czy rodzaj sił zbrojnych, którym dowodzi, znajduje się w zapaści i nie jest zdolny do działań. Takim wyjątkiem od reguły okazał się admirał floty Angus Topshee, dowódca kanadyjskiej marynarki wojennej.
03.01.2024 | aktual.: 04.01.2024 11:12
W krótkim filmie opublikowanym na oficjalnym profilu Royal Canadian Navy (RCN) w serwisie YouTube Topshee stwierdził, iż stan floty jest fatalny i nie ma żadnej gwarancji, że będzie ona w stanie wykonać wszystkie powierzone jej zadania. Dodatkowo program budowy nowych fregat rakietowych, Canadian Surface Combatant, praktycznie nie posuwa się naprzód, a pomimo to drenuje budżet obronny.
Topshee powiedział, że głównymi bolączkami trapiącymi kanadyjską flotę są: chroniczny brak funduszy i personelu, znaczne zużycie okrętów oraz właśnie brak postępów w programie Canadian Surface Combatant. Najwięcej we znaki daje się jednak dowództwu ograniczony personel. Liczba wakatów na niektórych kluczowych stanowiskach sięga nawet powyżej 20 proc. stanu etatowego. Topshee dodał, że przez ostatnią dekadę nigdy nie udało się dostarczyć wymaganej liczby rekrutów do służby.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obecnie na różnym etapie rekrutacji ma znajdować się niecałe 500 osób, z czego niespełna 100 pochodzi z najnowszego programu pilotażowego, pozwalającego zaciągnąć się na roczny kontrakt. Według wyliczeń co roku do służby w marynarce wojennej należy przyjmować około 1200 osób, aby w płynny sposób pozwolić na wymianę pokoleniową personelu.
W praktyce wakaty przekładają się na niemożność operacyjnego rozmieszczenia okrętów – nie da się skompletować wymaganej załogi. Topshee za przykład podał arktyczne okręty patrolowe typu Harry DeWolfe. Na dzień dzisiejszy dwie jednostki znajdują się w służbie, dwie kolejne przekazano flocie, a ostatnie dwa okręty są w budowie. Admirał zaznaczył, że mimo de facto czterech okrętów w służbie przez braki kadrowe można wysłać w rejs operacyjny tylko jeden okręt.
W obliczu dużej liczby wakatów prowadzone są analizy mające na celu opracowanie nowego modelu załogi dla różnych okrętów, dostosowanego do ograniczonego personelu. Projekt ma być ogromnym przedsięwzięciem, a decyzje o jego wdrożeniu w życie powinny zostać podjęte w czasie dwóch najbliższych lat.
Największy problem dotyczy jednak baz położonych wschodnim wybrzeży Kanady. Topshee powiedział, że mocno uszczuplona kadra pośród personelu technicznego sprawia, że w pierwszej kolejności dowództwo stara się obsadzić fregaty rakietowe typu Hallifax, dopiero później – równie ważne okręty obrony wybrzeża typu Kingston. Te ostatnie to okręty wielozadaniowe o długości 55 metrów i wyporności 970 ton, mogące pełnić między innymi funkcję okrętu patrolowego i niszczyciela min.
Ogólna liczba wakatów w całych kanadyjskich siłach zbrojnych ma wynosić około 16 tysięcy żołnierzy, zarówno w służbie czynnej, jak i w rezerwie. Dodatkowo kolejne 10 tysięcy osób nie ma wymaganego przeszkolenia pozwalającego na podjęcie służby w wojsku.
Topshee zwraca uwagę na jego zdaniem niewystarczający budżet obronny. Na obronność Ottawa przeznacza niespełna 1,3% PKB, zdecydowanie poniżej poziomu 2% PKB forsowanego przez Sojusz Północnoatlantycki. Dodatkowo rząd Justina Trudeau w ramach cięć chce ograniczyć budżet na siły zbrojne o miliard dolarów kanadyjskich (2,96 miliarda złotych).
Na domiar złego kanadyjska flota podwodna ledwo zipie. Cztery jednostki typu Victoria już prawie nie wychodzą w morze, a ich gotowość operacyjną można bez wielkiej przesady określić jako zbliżoną do polskich okrętów podwodnych.
Problematyczny Canadian Surface Combatant
W ostatnich miesiącach pojawiło się coraz więcej informacji na temat przyszłych kanadyjskich fregat rakietowych Canadian Surface Combatant (CSC). Fregaty opóźnione są o lata i znacząco przekroczyły zakładany budżet. Ottawa chce pozyskać aż piętnaście nowych okrętów w miejsce dwunastu fregat typu Hallifax.
Fregaty CSC miały być stosunkowo tanim i przede wszystkim gotowym projektem, mającym szybko zastąpić Hallifaxy. W 2018 roku zwycięzcą przetargu zostały Lockheed Martin Canada i BAE Systems, które zaoferowały dostosowaną do kanadyjskich wymagań wersję brytyjskiej fregaty typu 26. Brytyjska koncepcja pokonała holenderskie fregaty De Zeven Provinciën i hiszpańskie F105 – odmianę rozwojową typu Álvaro de Bazán.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Life aboard Canadian warship HMCS Montreal on patrol in the South China Sea
Kontrakt podpisano w kolejnym roku. Okręt ze zwycięskiego projektu miał mieć wyporność standardową 6900 ton, ale od tego czasu wzrosła ona do 7800 ton, a wyporność pełna ma sięgać nawet 9400 ton. Pierwotnie pierwszy okręt miał rozpocząć służbę na początku obecnej dekady. Topshee przekazał, że pierwsza jednostka ma zostać dostarczona dopiero na początku lat trzydziestych, a ostatnia – czterdziestych.
Do tego czasu konieczne staje się pozostawienie w służbie wszystkich fregat typu Hallifax. Zbudowane na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku fregaty miały żywotność przewidzianą na trzy dekady eksploatacji. Jako że są one jedynymi okrętami stricte bojowymi w kanadyjskiej flocie, konieczne staje się wydłużenie okresu ich przydatności do służby o piętnaście lat. Pierwsza fregata zostanie wycofana z eksploatacji dopiero, kiedy cztery CSC rozpoczną służbę w kanadyjskiej flocie.
W opinii Topsheego i cywilnych ekspertów utrzymanie tych fregat w służbie będzie ogromnym wyzwaniem, biorąc pod uwagę warunki, w jakich były eksploatowane, wiek kadłubów i ograniczenia projektowe. Oczywiście ewentualnie próby pozostawienia okrętów w służbie będą bardzo kosztowne.
Wysoki ma być również koszt pojedynczego okrętu powstającego w ramach Canadian Surface Combatant. Szacunkowo kanadyjski podatnik zapłaci początkowo około 5,6 miliarda (sic!) dolarów kanadyjskich za okręt, podczas gdy pojedyncza amerykańska fregata typu Constellation kosztuje około 1,66 miliarda dolarów amerykańskich (1 USD = 1,36 CAD). Koszty całego programu szacowane są na 84 miliardy dolarów kanadyjskich, jednak część ekspertów i polityków sądzi iż dobiją 100 miliardów.
Co jest główną przyczyną opóźnień i wzrostów kosztów? Z biegiem czasu marynarka wojenna postanowiła wprowadzać liczne zmiany do projektu, co odsuwa w czasie rozpoczęcie prac i podnosi koszty. Przykładem jest wprowadzenie obok opracowanego w Kanadzie systemu zarządzania walką CMS330 amerykańskiego systemu Aegis – znacząco podnosi to możliwości, ale i koszty, oraz wymaga zmian w konstrukcji. Planowane jest jednak przyspieszenie prac, stocznia Irving Shipbuilding, mająca odpowiadać za budowę fregat, otrzymała 463 miliony dolarów dofinansowania na rozbudowę możliwości produkcyjnych.
Kanada nie jest jedynym użytkownikiem fregat typu 26 trapionym wzrostem kosztów i opóźnieniami już na etapie budowy. Australia planuje ograniczyć liczbę budowanych fregat typu Hunter – z planowanych dziewięciu jednostek powstać ma tylko od trzech do maksymalnie sześciu okrętów.
W Kanadzie podnoszą się głosy o konieczności poczynienia takich samych ruchów, jakie planuje Canberra. Przy czym należy pamiętać, że Australia i Kanada znacząco zmodyfikowały projekt, zmieniając co chwilę wymagania. Za tym poszły rażące opóźniania i wzrosty kosztów, zupełnie nieporównywalne do problemów, które mają z tymi fregatami Brytyjczycy.
Szymon Rutkowski