PZL M‑15 Belphegor – latający zbiornik na chemikalia, który bardzo chciał być samolotem
W historii lotnictwa były tylko dwa odrzutowe dwupłatowce. Pierwszy w 1910 roku skonstruował i spalił w czasie pierwszego lotu lotniczy pionier, Henri Coandă. Drugi 60 lat później zbudowali Polacy, tworząc jeden z najbrzydszych i pozbawionych sensu samolotów świata.
Radziecki inżynier Riamir Izmajłow zapewne nie przypuszczał, że dzieło jego życia stanie się symbolem lotniczej brzydoty. Chcąc zastąpić używane w rolnictwie, leciwe samoloty Po-2 (słynny Kukuruźnik) czy nowsze, ale również niezbyt nowoczesne dwupłaty An-2, wpadł na pomysł wyjątkowo osobliwy.
Pomysłem tym był dwupłatowy, rolniczy odrzutowiec, który pracę swoich poprzedników miał wykonywać szybciej, taniej i lepiej.
Ponieważ – zgodnie z podziałem zadań w ramach RWPG (Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej) to Polsce przypadło budowanie samolotów rolniczych, Riamir Izmajłow wraz z 70-osobową delegacją radzieckich specjalistów wylądował w Mielcu, gdzie wspólnie z polskim zespołem konstrukcyjnym zaprojektował maszynę, jakiej świat ani wcześniej, ani później nie widział.
Rolniczy odrzutowiec
Projekt przewidywał budowę nowoczesnego dwupłatowca, zdolnego do wyniesienia w powietrze niemal 3000 litrów chemikaliów. Poza dwoma płatami wyjątkową cechą samolotu miał być napęd w postaci silnika odrzutowego AI-25, napędzającego m.in. pasażerskie odrzutowce Jak-40.
Mielecka ekipa, którą kierował inżynier Kazimierz Gocyła, zabrała się raźno do dzieła. W celu przetestowania nowatorskiego pomysłu w maju 1973 roku zbudowano samolot doświadczalny Lala-1 (nazwa od Latającego Laboratorium). Był to An-2, od którego odcięto ogon, wstawiając w jego miejsce kratownicę i silnik odrzutowy.
Maszyna wyglądała jak ze snu wielbiciela steampunku i dostarczyła niezbędnych danych, dzięki którym zbudowano jeszcze jeden egzemplarz testowy, a w 1974 roku oblatano prototyp docelowej maszyny. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na tempo prac.
Najbrzydszy odrzutowiec świata
PZL M-15 wyglądał jak… no właśnie – nie ma dobrego porównania. Był jedyny w swoim rodzaju, z kabiną pilota umieszczoną pomiędzy dwoma płatami, przedzielonymi wielkimi, pionowymi zbiornikami na chemikalia i umieszczonym* bezpośrednio nad głową pilota silnikiem* odrzutowym.
W 1976 roku M-15 został pokazany światu na Paryskim Salonie Lotniczym Le Bourget, gdzie otrzymał przydomek Belphegor – od demona odkryć i dobrych pomysłów, a także opiekuna grzechu lenistwa i boga rozpusty z wiecznie otwartym pyskiem.
Trudno orzec, która z cech najlepiej pasowała do M-15, jednak samolot zyskał sławę jednej z najbrzydszych maszyn w dziejach lotnictwa, dzielnie konkurując z takimi modelami, jak McDonnell XF-85 Goblin, ATL-98 Carvair czy Airbus Beluga. Był też prawdopodobnie najwolniejszym odrzutowcem z prędkością przelotową około 160 i maksymalną zaledwie 200 km/h.
Co istotne, Belphegor nie zrobił prognozowanej kariery. Choć początkowo zakładano, że Związek Radziecki zamówi 3 tysiące takich maszyn, to produkcja zakończyła się na skromnych 175 egzemplarzach. Nic dziwnego – ten samolot był bowiem zupełnie bez sensu.
Maszyna na miarę chybionych założeń
Nie jest to winą polskich inżynierów, ale założeń, a przede wszystkim pomysłu, by do samolotu rolniczego wsadzić silnik odrzutowy. Samoloty rolnicze działają zazwyczaj na małych wysokościach i przy niewielkich prędkościach czyli w warunkach dokładnie odwrotnych do tych, w których ma sens używanie silnika odrzutowego.
Belphegor wykonując mniej więcej te same zadania, co jego poprzednicy, spalał około 3 razy więcej paliwa (do tego innego rodzaju). Bardziej skomplikowana była tez obsługa naziemna, a maszyna wymagała wyższej kultury technicznej.
Problemem była również charakterystyka silnika, potrzebującego kilkunastu sekund na reakcję na zwiększenie ciągu, co dla pilota, chcącego ominąć np. wysokie drzewo, mogło być niezbyt przyjemne. Zwłaszcza, że - jak pokazał jeden z wypadków - w razie katastrofy silnik spadając miażdżył kabinę. Samolot wymagał także chemikaliów o odpowiedniej jakości – te stosowane w ZSRR były często zbrylone.
Polak jednak potrafi
Nie broni się również powtarzana w różnych internetowych dyskusjach opinia, że Belphegor miał mieć podwójne zastosowanie, w czasach wojny stając się maszyną do rozpylania broni chemicznej lub jej neutralizacji.
W żadnych dostępnych dokumentach nie ma nawet śladu o pomyśle podwójnego zastosowania. Nie znajdziemy go również w konstrukcji zbiorników na chemikalia. To był po prostu nieudany samolot rolniczy.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Gdy nad polskim zespołem konstrukcyjnym nie stał żaden ogarnięty dziwną wizją nadzorca, mieleccy inżynierowie w równie krótkim czasie potrafili stworzyć, na bazie Rockwella S-2, bardzo udany i eksploatowany do tej pory w wielu krajach, rolniczy PZL M18 Dromader. Czyli – potrafią. Wystarczy im nie przeszkadzać.