Przełom w historii ludzkości. Chińska sonda wylądowała na nieznanej części Księżyca

Przez 50 lat poznaliśmy wyłącznie jasną stronę Księżyca. Ta ciemna, która zainspirowała tytuł kultowej płyty zespołu Pink Floyd, pozostała zagadką. Chińska ekspedycja sondą Chang'e 4 przeprowadzi szereg istotnych eksperymentów.

Przełom w historii ludzkości. Chińska sonda wylądowała na nieznanej części Księżyca
Źródło zdjęć: © East News
Grzegorz Burtan

03.01.2019 | aktual.: 03.01.2019 17:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Chyba największą ironią jest nazwa miejsca, gdzie wylądował chiński łazik. Ciemna strona Księżyca wzięła swoją nazwę od tego, że zawsze pozostaje niewidoczna z Ziemi. W rzeczywistości nie jest ciemna, dociera tam światło. Naturalny satelita naszej planety co prawda również kręci się wokół własnej osi, ale ruch ten jest zsynchronizowany z ziemskim. Dlatego zawsze widzimy jedną stronę z Ziemi.

Z tego powodu niewidoczny fragment Księżyca od lat kusił badaczy. Pierwsze zdjęcia wykonała radziecka sonda Łuna 3 jeszcze w 1959 roku. Kolejne zdjęcia, już znacznie lepszej jakości, dostarczył w 1965 roku również radziecki Zond 3. Natomiast na własne oczy człowiek po raz pierwszy zobaczył drugą stronę Księżyca w trakcie trwania misji Apollo 8 w 1968 roku.

Ponad 50 lat po tym wydarzeniu udało się tam także wylądować. Sonda Chang'e 4 za swoje miejsce do lądowania obrała krater Von Karmana. Cała niewidoczna strona Księżyca jest radykalnie inna od tej, którą możemy zaobserwować na co dzień. Przede wszystkim jest bardziej przeryta kraterami, a nie tak "gładka" jak miejsca, na których lądowali amerykańscy astronauci. Sam krater Von Karmana znajduje się w basenie uderzeniowym Aitkena, depresji o średnicy wynoszącej, bagatela, 2,5 tys. kilometra. To największy znany krater w Układzie Słonecznym!

Tajemnice Księżyca

Co może znajdywać się po drugiej stronie Księżyca? Miejsce to ma być bogate w minerały. Według badań, basen Aitkena zawiera podwyższoną zawartość żelaza, tytanu i toru. Ma tam również znajdować się zamarznięty lód, pozostałości komet, które trafiły w Księżyc. To właśnie Chang'e 4 ma dokładnie zbadać – skład oraz ilość poszczególnych materiałów i pierwiastków. Ale to nie jedyna misja, którą wypełni sonda.

Druga jest znacznie ambitniejsza. Druga strona księżyca jest bowiem chroniona przed zakłóceniami z Ziemi. Co oznacza, że znakomicie nadaje się na miejsce budowy radioteleskopu oraz sprzętu do nasłuchiwania kosmosu, jego fal radiowych i mikrofal pamiętających czasy Wielkiego Wybuchu.

Obraz
© East News

Jacek Kosiec, prezes firmy z branży kosmicznej Creotech Instruments S.A. podkreśla, dlaczego krater jest tak istotny dla Chin.

- Miejsce lądowania łazika nie jest przypadkowe. Okolice krateru von Karmana, jednego z ojców amerykańskiego programu rakietowego, od dawna budzą zainteresowanie naukowców. Marzą o tym, żeby w tych rejonach stworzyć to obserwatorium astronomiczne. Wygląda na to, że Chiny mają plan zrobić to jako pierwsze. O ogromnej konsekwencji i determinacji Chińczyków świadczy także to, że w przygotowaniach są kolejne misje księżycowe. W ramach Cheng’e 5, której celem jest pobranie próbek księżycowego gruntu i sprowadzenie ich na Ziemię. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce w latach 70, w szczycie Zimnej Wojny i kosmicznej rywalizacji dwóch ówczesnych potęg - podkreśla.

Ostatnim elementem, który zbada Chang'e 4, jest sprawdzenie, czy na Księżycu wykiełkują nasiona ziemniaka i rzodkiewnika pospolitego. Jaja jedwabników, umieszczone w sondzie, również będą obserwowane pod kątem potencjalnego wyklucia. Eksperyment ma sprawdzić, jak ziemskie organizmy zareagują na jedną szóstą przyciągania ziemskiego, czyli warunki panujące na Księżycu.

W ocenie Deana Chenga z think tanku Heritage Foundation, misja to ogromny sukces również z perspektywy wizerunkowej. Xi Jinping, prezydent Chin, osobiście stanął murem za chińskim programem kosmicznym i jego dalszym rozwojem.

- To ważna informacja, ale tak naprawdę pierwsza z serii. Dla Xi Jinpinga i jego koncepcji wielkiego chińskiego odrodzenie, jest to przykład potwierdzający słuszność obranej drogi - zauważa Cheng. Jak zresztą zauważa, sukces Chin może spowodować zwiększoną presję w amerykańskim przemyśle kosmicznym. Branża kosmiczna sądzi, że Chiny jako pierwszy od dekad kraj poleci na Księżyc z załogową misją.

- Lot na ciemną stronę Księżyca to dla Chin powód do dumy. I to jednocześnie dowód na to, jak bardzo ambitny jest ich program kosmiczny - ocenia Katherine Joy, astronomka z Uniwersytetu w Manchesterze.

Sukces Chin nie wziął się znikąd. Program kosmiczny jest konsekwentnie rozwijany od dłuższego czasu. W 2003 roku Chiny były trzecim krajem, które umieściły na orbicie człowieka przy pomocy "autorskiej" rakiety. W 2013 roku doszło do pierwszego lądowaniu chińskiej sondy na Księżycu, wtedy jednak misja "Jadeitowego Królika" zakończyła się niepowodzeniem. Od 2017 roku spekuluje się, że Chiny pracują nad własnym programem, który pozwoli im wysłać na powierzchnię ziemskiego naturalnego satelity człowieka.

- Pozostaje nam tylko liczyć na to, że i nasze polityczne elity dojrzeją do tego, żeby obszar ten potraktować równie poważnie. Powiedzmy sobie szczerze: człowiek prędzej czy później zacznie kolonizować otoczenie naszej planety. Nasz ludzki świat znacznie się powiększy i skorzystają na tym ci, którzy w tych kolejnych Wielkich Odkryciach będą mieli udział. Ostatnie Wielkie Odkrycia Polska przespała - zauważa Kosiec. - Konsekwencje tego odczuwamy do dziś, a geopolitycy określają to trwałe pęknięcie między wschodem a zachodem Europy terminem "dualizmy na Łabie". Sprawił on, że beneficjenci nowych odkryć zaczęli rosnąć i wzmacniać się, a narody i państwa Europy pozbawione swobodnego dostępu do Atlantyku zaczęły relatywnie słabnąć. Warto z tej historii wyciągnąć wnioski - konkluduje.

technologie i naukakosmosksiężyc
Komentarze (23)