Pierwsza międzygwiezdna planetoida odkryta. Oto, co o niej wiemy

Astronomowie dokonali niezwykłego odkrycia. Zauważyli obiekt, który przybył do nas spoza Układu Słonecznego. Takich planetoid może być więcej. Nie tylko pozwolą nam lepiej poznać kosmos, ale być może także zarobić.

Pierwsza międzygwiezdna planetoida odkryta. Oto, co o niej wiemy
Źródło zdjęć: © East News
Adam Bednarek

Oumuamua to nietypowy gość spoza Układu Słonecznego. Pierwszy tego typu odkryty przez człowieka. Jak do tej pory nie udało się zauważyć planetoidy pochodzącej z przestrzeni międzygwiezdnej. Stąd nazwa odkrytego 19 października obiektu - Oumuamua to po hawajsku pierwszy odkrywca. Liczącą 400 metrów długości planetoidę zauważono właśnie na Hawajach.

Planetoida jak cygaro

Planetoida przede wszystkim zaskakuje wyglądem. Oumuamua wygląda po prostu jak cygaro. Albo przypieczona bagietka, jak kto woli.

Co o niej wiemy? Wiele wskazuje na to, że obiekt podróżował przez przestrzeń z międzygwiezdną od milionów lat. Przybył do nas z kierunku Vegi, najjaśniejszej gwiazdy północnego gwiazdozbioru Lutnia. Najprawdopodobniej gwiazda znajdowała się wówczas w innym miejscu niż obecnie.

Nie wiadomo więc, skąd Oumuamua pochodzi. I ile ma lat.

Aktualnie planetoida znajduje się około 200 milionów kilometrów od Ziemi. 1 listopada przecięła orbitę Marsa, a w maju 2018 r. minie orbitę Jowisza. W styczniu 2019 r. pozostawi w tyle Saturna i opuści Układ Słoneczny.

W pogoni za Oumuamua

Mimo to powstał jednak pomysł, by spróbować dogonić planetoidę, zbliżyć się do niej i poznać ją lepiej. Jest jednak pewien problem. Sonda kosmiczna, która miałaby brać udział w tej misji, musiałaby powstać szybko, w ciągu najbliższych dziesięciu lat. A potem poruszać się z prędkością, jakiej nie osiągnął wcześniej żaden zbudowany przez człowieka obiekt.

Gra jest jednak warta świeczki, bo lepsze poznanie Oumuamua pozwoliłoby nam dowiedzieć się więcej o kosmosie.

Nawet jeżeli Oumuamua nam ucieknie, to nie znaczy, że zaprzepaścimy jedyną szansę. Zdaniem naukowców międzygwiezdnych planetoid jest więcej. Tylko po prostu nie mamy jak ich dostrzec. Większe i dokładniejsze teleskopy mogłyby jednak w przyszłości je zauważać.

A to dawałoby szansę nie tylko na zbadanie ich, ale być może wykorzystanie.

Kopalnie z kosmosu

Jedną z nich jest kosmiczne górnictwo. W przestrzeni kosmicznej mnóstwo jest surowców, których na Ziemi nie ma wcale lub występują w śladowych ilościach. Chodzi tu o platynę i wolfram, iryd, osm, pallad, ren, rod czy ruten.

Surowców jest mnóstwo, na dodatek zdobycie ich powinno być tańsze niż na Ziemi. Eric Anderson, współzałożyciel Planetary Resources szacował, że koszt pozyskania z asteroidy uncji platyny wyniesie około 300 dolarów. Cena uncji platyny pozyskiwanej z ziemskich zasobów to około 1300 dolarów. Nic dziwnego, że NASA do 2025 roku planuje załogowe lądowanie na planetoidzie.

Na górnictwie kosmicznym skorzystałaby cała planeta. Po prostu niszczący środowisko przemysł przeniósłby się wysoko nad nasze głowy. Plany eksploatacji planetoid i pozyskiwania kosmicznych surowców zakładają, że ich obróbka nie odbywałaby się na powierzchni naszej planety, ale gdzieś daleko. Na Ziemię trafiałyby tylko cenne owoce kosmicznego przemysłu, oszczędzając nam zatrutego środowiska i efektu cieplarnianego. Ambitne plany zlikwidowania przemysłu na Ziemi ma Jeff Bezos, szef Amazon.com i jeden z najbogatszych ludzi świata.

To nie science-fiction. To już się dzieje.

Zagłębie na planetoidach

A Polska wcale nie musi zostać w tyle. Już jest wiele polskich firm, które zajmują się tematem górnictwa kosmicznego.

Wicepremier Morawiecki zapowiedział zwiększenie środków na polski sektor kosmiczny - pisze portal space24.pl. Wcześniej Mateusz Morawiecki przyznał, że "każde euro zainwestowane w kosmos - można powiedzieć - wraca na Ziemię".

Wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz z kolei zapowiedziała, że górnictwem kosmicznym jest zainteresowanych wiele polskich firm - od start-upów po KGHM.

Warto to doprecyzować: one nie stoją z boku i z niepewnością czekają na rozwój sytuacji. Wręcz przeciwnie, prężnie działają.

Jak mówił w rozmowie z Wirtualną Polską Mateusz Józefowicz, współzałożyciel ABM Space, polskie start-upy świetnie odnajdują się na kosmicznym rynku.

- Mały bywa szybszy. Zamieniamy nasze słabości (czyli lata opóźnień w rozwoju w branży kosmicznej) w siłę (czyli możliwość elastycznego dostosowania strategii). Firmy z Polski nadal szukają swoich nisz i nie mają strategicznych planów zakontraktowanych na dekady. Dzięki temu łatwiej jest wykonać skok nad głowami gigantów tam, gdzie firmy głównego nurtu na razie widzą większe ryzyko (ale trzeba się spieszyć, bo zorientują się bardzo szybko). Orbita okołoziemska jest zatłoczona przez konkurencję, a my przyłączamy się do trendu wyniesienia przemysłu także dalej, w głęboką przestrzeń - twierdził Józefowicz.

Już zarabiamy, a możemy więcej

Dzięki sektorowi kosmicznemu do gospodarki w ciągu ostatnich czterech lat wpłynęło ok. 200 mln zł - powiedziała w grudniu ubiegłego roku Marta Wachowicz z Polskiej Agencji Kosmicznej. - Aktywnie na rynku działa już ok. 50 firm, które są podwykonawcami w dużych projektach europejskich - dodała

Jak widać, górnictwo kosmiczne to przyszłość, a Polska może na inwestowaniu w kosmiczne technologie skorzystać. I dlatego warto wypatrywać w kosmosie niespodziewanych gości. Nie tylko ze względów naukowych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (258)