Peryskop odwracalny Gundlacha. Polski wynalazek, który skopiowali Amerykanie i Sowieci
Jaki jest polski wkład w rozwój broni pancernej? Obok prawdopodobnie najlepszej modyfikacji brytyjskiego czołgu Vickers E (czołg 7TP), czy zbudowania protoplasty niszczycieli czołgów (tankietka z NKM), polskim dziełem jest przyrząd obserwacyjny, który zaadaptowali budowniczowie czołgów z całego świata: peryskop odwracalny Gundlacha.
Jak obserwować otoczenie z wnętrza czołgu? Rozwiązanie najprostsze w postaci wyciętych w pancerzu wąskich szczelin obserwacyjnych, miało liczne wady. Widoczność przez wąskie szpary była bardzo ograniczona, a same otwory w pancerzu były miejscem, na którym koncentrował się ogień przeciwnika.
Nie trzeba było przebijać pancerza – nawet, gdy pocisk nie wleciał bezpośrednio przez szczelinę do wnętrza pojazdu, to wywołane ostrzałem drobne odłamki raniły jego załogę i oślepiały obserwatorów.
Próbą rozwiązania tego problemu było zasłanianie szczelin obserwacyjnych pancernym szkłem, ale nawet wówczas dziura, wycięta w stalowym pancerzu, pozostawała jego piętą achillesową, tworząc słabsze, bardziej podatne na przebicie miejsce. Dodatkowo pancerne, wielowarstwowe szkło zaciemniało obraz, a w razie uszkodzenia uniemożliwiało obserwację.
Peryskop odwracalny Rudolfa Gundlacha
Najbardziej perspektywicznym rozwiązaniem okazały się peryskopy. Dzięki nim można było przekazać obraz z odsłoniętych przyrządów obserwacyjnych do bezpiecznego wnętrza czołgu bez ryzyka dla obserwatora. Rozwiązanie jednego problemu rodziło jednak kolejny – niewielkie pole widzenia i ograniczone możliwości obserwacji tylnej półsfery.
Nawet gdy przyrząd obserwacyjny zamontowano obrotowo, niczym mniejszą wersję peryskopu znanego z okrętów podwodnych, to korzystanie z niego utrudniała anatomia i czołgowa ciasnota – obserwator nie miał zazwyczaj możliwości, aby całym ciałem obracać się wokół osi peryskopu, by obserwować sytuację wokół czołgu.
Rozwiązaniem tego, a zarazem kilku innych problemów, okazał się polski wynalazek: peryskop odwracalny Gundlacha.
Potrzeba matką wynalazków
Jego wynalazca, kapitan Rudolf Gundlach, odpowiedział na palącą potrzebę polskich pancerniaków. "Czołgiem", który Polska produkowała w połowie lat 30., były rozpoznawcze tankietki – stalowe pudełka na gąsienicach, pozbawione obrotowej wieży. Ponieważ miały pełnić rolę rozpoznawczą, niezbędne było zapewnienie załodze możliwości w miarę swobodnego rozglądania się z ich wnętrza.
Peryskop Gundlacha rozwiązywał ten problem. Nie dość, że pozwalał na rozglądanie się wokół pojazdu, to zapewniał duży, ponad 50-stopniowy kąt obserwacji, a w razie uszkodzenia pozwalał na łatwą wymianę bez potrzeby opuszczania wnętrza tankietki. Był przykładem świetnie zaprojektowanego, przemyślanego wynalazku, który w prosty sposób odpowiadał na wyzwanie, nad którym latami pracowali konstruktorzy z całego świata.
Od strony technicznej przełom polegał na dołożeniu do peryskopu dodatkowego, wysuwanego od dołu elementu z lustrami. Aby spojrzeć do tyłu należało odwrócić do tyłu peryskop – jego wizjer był wówczas niewidoczny dla użytkownika. Stawał się widoczny za sprawą przesuwanej na miejsce wizjera pryzmatycznej przystawki.
Użytkownik patrzył do przodu, gdzie widział przed sobą lustro, odbijające obraz z peryskopu skierowanego do tyłu. Czołgista patrzył zatem do tyłu bez potrzeby zmieniania położenia ciała. Od strony technicznej było to rozwiązanie proste. Od strony funkcjonalnej – genialne.
Wynalazek trafił nie tylko do polskich czołgów. Za 1 zł został sprzedany - w ramach współpracy wojskowej - Brytyjczykom, którzy legalnie zastosowali go w całej serii swoich czołgów. Polskie rozwiązanie było również kopiowane przez konstruktorów czołgów z całego świata.
Jak umieścić czołgowy peryskop?
Warto w tym miejscu rozwiać jeden z największych mitów, związanych z tym wynalazkiem. Peryskop Gundlacha nie pozwalała na rozglądanie się wokół czołgu bez poruszania głową. Bez poruszania głowa można było patrzeć jedynie albo prosto do przodu, albo prosto do tyłu. Aby rozejrzeć się na boki trzeba było – podobnie jak w każdym innym obrotowym peryskopie – obrócić go, a wraz z nim głowę obserwatora.
Rodziło to wiele problemów, bo peryskopy montowano w różny sposób. Najgorszym był ten, gdzie peryskop obracał się tylko wokół własnej, pionowej osi. Z punktu widzenia anatomii człowieka wymagało to cyrkowych sztuczek, szyi z gumy albo uniemożliwiało dookólną obserwację.
Ruch głową, a nie całym ciałem
Drugim – lepszym rozwiązaniem – było umieszczenie peryskopu na obrotnicy, jaką była np. obrotowa część umieszczonego nad głową czołgisty włazu. Często miała ona formę tzw. wieżyczki obserwacyjnej (nazywanej też, ze względu na obsługującego ją członka załogi, wieżyczką dowódcy).
Wizjer peryskopu obracał się wówczas nie wokół osi peryskopu, ale wokół głowy obserwatora. Z uwagi na anatomię człowieka zapewniało to swobodne rozglądanie się w zakresie około 180 stopni.
Problemem było dalsze 180 stopni, czyli – zazwyczaj – tylna półsfera czołgu. I właśnie ten problem rozwiązywał peryskop Gundlacha, pozwalając na spojrzenie do tyłu bez zmiany pozycji. W połączeniu z obracaniem peryskopu w zakresie 180 stopni dawało to możliwość obserwacji dookólnej wyłącznie dzięki kręceniu głową, bez zmiany położenia tułowia.
Rozwiązanie takie – w postaci peryskopu, który mógł obracać się nie tylko wokół własnej osi, ale także wokół głowy obserwatora, przyjęli konstruktorzy najpopularniejszych czołgów II wojny światowej, jak choćby T-34-85 czy niektórych wersji czołgu Sherman. Dzięki dołożeniu do tego rozwiązania peryskopu Gundlacha, czołgiści mogli – siedząc nieruchomo i tylko patrząc w lewo i prawo – obserwować przestrzeń wokół siebie.