Pan to wyjaśni, panie Feynman! Katastrofa Challengera: tragedia, której można było uniknąć

Pan to wyjaśni, panie Feynman! Katastrofa Challengera: tragedia, której można było uniknąć

Pan to wyjaśni, panie Feynman! Katastrofa Challengera: tragedia, której można było uniknąć
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik
01.06.2020 14:05, aktualizacja: 01.06.2020 19:07

Oniemiały z przerażenia tłum patrzył na gigantyczny fajerwerk. Duma NASA i dowód potęgi Stanów Zjednoczonych stała się grobem dla 7-osobowej załogi. Miliony, które z zapartym tchem śledziły start Challengera, zaczęły zadawać sobie: dlaczego? Odpowiedź okazała się boleśnie banalna.

- Pół roku i ani dnia dłużej! – Richard Feynman nie miał zamiaru grzęznąć w niekończących się dywagacjach, politycznych naciskach i sporach mniej lub bardziej kompetentnych ekspertów. Jego czas był cenny i nie zamierzał go tracić.

Naukowiec miał 68 lat, a ponad 3 dekady temu oznaczało to wiek znacznie bardziej sędziwy, niż współcześnie. Miał też na koncie stworzenie bomby atomowej, nagrodę Nobla i opinię geniusza, a przy tym nieco ekscentrycznego popularyzatora nauki.

Proste wyjaśnienia

Podobno aby o czymś opowiedzieć w prosty sposób, trzeba to najpierw dobrze zrozumieć. Richard Feynman rozumiał. Najbardziej złożone zagadnienia fizyki potrafił sprowadzić do pojęć i przykładów, które zrozumieć mogło nawet dziecko.

Nic dziwnego, że to właśnie jego – sędziwego profesora słynnego Caltechu (California Institute of Technology) - poproszono o udział w komisji, mającej wyjaśnić katastrofę promu kosmicznego Challenger. Jeśli ktoś miał wyjaśnić tę tragedię w sposób jasny i zrozumiały, Feynman wydawał się doskonałym kandydatem. Pozostawało tylko przekonać jego żonę, która przewidywała, że jeśli Feynman dołączy do 12-osobowej komisji, to 11 osób będzie nieustannie gdzieś jeździć, a jej mąż będzie siedział nad dokumentacją i pracował za wszystkich.

Nawet, jeśli pani Feynmanowa mocno przesadzała, jedno było pewne – katastrofę Challengera trzeba wyjaśnić. I trzeba zrobić to tak, aby wyjaśnienie zrozumieli nie tylko jajogłowi z NASA, ale także drwal z Oregonu, hodowca drobiu z Kentucky i młody roznosiciel gazet z dowolnego, amerykańskiego przedmieścia.

Obraz
© Domena publiczna

Komisja gwiazd

Szefem 12-osobowej komisji ekspertów, pracujących nad wyjaśnieniem katastrofy, został William Rogers – były sekretarz stanu i prokurator generalny. Szacowne grono zasilił również pierwszy człowiek na Księżycu, astronauta Neil Armstrong. Nie brakło i polskiego akcentu – był nim generał lotnictwa, wsławiony misjami nad Wietnamem Donald Kutyna. Siły lotnicze reprezentował także najsłynniejszy pilot doświadczalny w historii - Charles "Chuck" Yeager, który jako pierwszy człowiek przekroczył prędkość dźwięku. Grono ekspertów uzupełniali astronauci, piloci, inżynierowie i fizycy.

Skład komisji dobrze pokazuje, jak poważnie potraktowano wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Problem polegał na tym, że Richard Feynman nie miał zamiaru podporządkowywać się narzuconym komisji harmonogramom i metodom pracy. W zasadzie – co doprowadzało do szału Williama Rogersa – prowadził własne śledztwo.

Jak się okazało – całkiem skutecznie. Bo choć raport z przyczyn katastrofy jest owocem pracy całej komisji, to Feynman – prawdopodobnie po rozmowie z Kutyną – trafił na właściwy trop. A w zasadzie odkrył przyczynę, która… była od dawna doskonale znana. Jak to możliwe?

Obraz
© Domena publiczna

Gumowa uszczelka

Richard Feynam wyjaśnił to po swojemu. Przed kamerami pokazał elastyczną, gumową uszczelkę. Założył na nią zacisk, wrzucił do lodowatej wody, wyciągnął i… uświadomił zdumionym obserwatorom, że zimna uszczelka jest mniej plastyczna. Voila, gotowe!

Bo choć do katastrofy doprowadził długi łańcuch zdarzeń i decyzji, wszystko zaczęło się od uszczelki, okalającej jedną z rakiet. Guma, mająca zapewnić szczelność, w niskiej temperaturze odkształcała się wolniej, co doprowadziło do wydostania się gorących gazów, które uszkodziły zewnętrzny zbiornik paliwa.

Prawdziwą tragedią okazał się jednak fakt, że problem ten był doskonale znany. Co więcej, istniała dokumentacja wskazująca uszczelkę jako źródło zagrożenia, a także zalecenia, aby unikać startów w niskich temperaturach. Kluczowy okazał się wadliwy przepływ informacji w NASA i podejmowanie decyzji w sytuacji, gdy osoby decyzyjne nie miały pełnej wiedzy na temat ryzyka.

Obraz
© Domena publiczna

Nacisk mediów

Trzeba do tego dodać presję, wynikająca z napiętego kalendarza lotów – na 1986 r. zaplanowano aż 9 misji wahadłowców! Presja była tym większa, że start wahadłowca był już przekładany, a misja Challengera była wyjątkowa.

Na pokładzie promu kosmicznego znalazło się nie tylko sześciu doświadczonych astronautów, ale także nauczycielka, Christy McAuliffe, dołączona do załogi w ramach inauguracji programu "Nauczyciel w Kosmosie".

Zainteresowanie mediów było kolosalne, a transmitowany na żywo start cieszył się ogromnym zainteresowaniem.

Obraz
© Domena publiczna

Wypadki chodzą parami

W suplemencie (Dodatek F) do raportu Feynman zmiażdżył NASA. Nie zostawił suchej nitki na decydentach ignorujących istniejącą wiedzę. Wykazał lekceważenie zaleceń inżynierów, przyjmowanie nierealistycznych założeń i pomijanie danych, które z jakiegoś powodu były dla Agencji niewygodne.

Ostatecznie, w oficjalnym raporcie komisja przedstawiła nieco mniej radykalne wnioski. Jako główną przyczynę wskazano nie problemy z przepływem informacji, co nawarstwiające się przez długi czas błędy techniczne. Co istotne, komisja przedstawiła zestaw zaleceń, które NASA miała wdrożyć, aby podobna tragedia nie wydarzyła się nigdy w przyszłości. W rezultacie Agencja powołała m.in. Biuro ds. Bezpieczeństwa, Niezawodności i Nadzoru Jakości, a rakiety zostały przeprojektowane. Ograniczono także częstotliwość lotów.

1 lutego 2003 roku doszło do katastrofy wahadłowca Columbia. Jak wykazało przeprowadzone po niej śledztwo, NASA przez kilkanaście dni pobytu promu na orbicie wiedziała o uszkodzeniu, które stało się przyczyną późniejszej katastrofy. Z powodów organizacyjnych nie sprawdzono jednak, czy może ono zagrażać powodzeniu misji. Podczas powrotu na Ziemię prom kosmiczny rozpadł się na skutek tych samych – niepoprawionych przez 17 lat - błędów w procesach decyzyjnych, które doprowadziły do tragedii Challengera.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)